ROZDZIAŁ 10
So Crowards die many times before their deaths;
The valiant never taste of death but once.
Shakespeare
Lękliwy stokroć umiera
przed śmiercią;
mężny kosztuje jej tylko raz jeden.
Kolorowy budynek w oddali okazał się być
budką, w której sprzedawano… naleśniki. Kiedy tylko Kise ją dostrzegł, od razu
wyrwał do przodu. Aomine mógł jedynie przetrzeć oczy ze zdziwienia, kiedy jego
partner już składał zamówienie i wyciągał portfel, aby zapłacić.
−
K-Kise… Co ty? – zapytał, podchodząc do uradowanego blondyna. Jego złote
tęczówki iskrzyły się radośnie.
−
Naleśniki, Aominecchi! Na-le-śni-ki! – zawołał, podekscytowany.
−
To widzę…
−
Uh, to po co pytasz – westchnął, odwracając się przodem do uśmiechniętego
Japończyka, który już podawał mu zamówienie. Jedną z dwóch porcji Ryota wręczył
Daikiemu, obdarzając go przy tym rozkosznym uśmiechem. Ciemnoskóry przyglądał
mu się przez chwilę, po czym roześmiał.
−
Dzięki, Kise.
−
Nie ma za co, Aominecchi. Uwielbiam naleśniki. Kiedy byłem jeszcze mały, tata
często je nam robił – powiedział z nostalgią i zamyślił się na moment. – Potem
już nie był w stanie ich przygotowywać.
−
Rozumiem. Ja w swoim domu rodzinnym nigdy ich nie jadłem.
−
Haaa? Nigdy? Matko, Aominecchi, gdzieś ty się wychował – zaśmiał się blondyn i
wziął gryza swojego naleśnika. – Pycha!
Detektyw
przyjrzał się swojej porcji. Ciasto zwinięte było w rożek i owinięte papierem.
Z wierzchu polane polewą czekoladową. Niepewnie wgryzł się w miękką, puszystą,
słodką masę. Okazało się, że w środku znajduje się bita śmietana i banan.
−
Wow, to jest naprawdę… − Aomine urwał, ponieważ Kise już przy nim niebyło. Stał
przy budce i zamawiał kolejnego naleśnika. Poprzedniego już dawno pochłonął, bo
jedzeniem Daiki by tego nie nazwał. Podskórnie czuł, że spędzą tam jeszcze
trochę czasu…
*
Ryota
zjadł łącznie siedem naleśników, przy czym Aomine zaledwie trzy – to już był
szczyt jego możliwości, ponieważ najzwyczajniej w świecie zrobiło mu się za
słodko. Z podziwem patrzył na Kise, którego naleśniki znikały w odmętach jego
żołądka jeden za drugim. Dopiero, gdy starszy detektyw zapewnił go, że zrobią
sobie takie któregoś dnia u niego, blondyn zgodził się iść dalej.
Ledwo
jednak zdołali odejść parę kroków, za ich plecami rozległ się głos, którego
najmniej spodziewali się w tym momencie, w tych okolicznościach.
−
Dwa naleśniki z truskawkami. I niech je pan jakoś spakuje.
Aomine
i Kise odwrócili się w tym samym momencie, nie mogąc uwierzyć w to, co widzą.
Oto boss największej yakuzy w Tokio, właśnie zamawiał sobie naleśniki w
publicznym parku.
−
Akashi..? – spytał Daiki, wciąż nie dowierzając. Czerwono włosy dopiero po
chwili odwrócił twarz w ich stronę i wykrzywił usta w coś, co nawet trudno by
nazwać uśmiechem.
−
Proszę, proszę, cóż za spotkanie. Daiki, Ryota, miło was widzieć – powiedział,
choć jego wzrok pełen rządzy mordu wskazywał na coś zupełnie innego, niż
przyjacielskie powitanie.
−
Co ty tu robisz? – wypalił ciemnoskóry, wciąż próbując przyswoić widok, jaki
miał przed oczami.
−
Na litość boską, jesteś detektywem, rusz głową. Co ci mówią okoliczności –
westchnął Akashi, przykładając dłoń do czoła w teatralnym geście.
−
Cóż… Przyszedłeś tu… po naleśniki? Ale to niemożliwe!
−
Mam nadzieję, że nie aspirujesz na wyższy stopień – Seijuuro wywrócił oczyma i
odebrał swoje zamówienie od Japończyka, który miał dzisiaj wyjątkowo dużo
klientów.
−
Więc…
−
Powiedzmy, że przechodziłem nieopodal i nabrałem chęci na naleśniki.
−
Mmm Akashi-san, a czy to nie jest twój samochód? – wtrącił się Kise, wskazując
na długiego, czarnego mercedesa, który stał zaparkowany tuż przy bramie parku.
Akashi zgromił Ryote wzrokiem.
−
Dobra, dobra, czekam na jednego gościa, którego trzeba trochę zastraszyć.
−
Rozmawiasz z policjantem – stwierdził Aomine poważnie, choć w obecnej sytuacji
nie odważyłby się zaaresztować Akashiego. W końcu nie miał przy sobie broni, w
przeciwieństwie do Seijuuro. Gdzieś w bocznej kieszeni swojego śnieżno-białego
garnituru, który swoją drogą nie wyglądał na tani, musiał mieć schowany
pistolet.
−
Z policjantem nie na służbie. Mogę zamienić słówko z Ryotą? – zapytał
niespodziewanie.
−
Czemu nie ze mną?
−
Z idiotami nie rozmawiam. – I nim do Aomine dotarł sens jego słów, Akashi
chwycił przerażonego Kise za ramię i odciągnął na bok.
−
O co chodzi, Akashi-san? – mruknął, z obawą wpatrując się w ciemno-czerwone
tęczówki Seijuuro. Z oddali czuł na sobie uważny wzrok ciemnoskórego.
−
Jesteś jedyną osobą, której mogę powierzyć tę informację. Jesteś neutralny –
powiedział cicho Akashi, utrzymując silny kontakt wzrokowy z rozmówcą. – To
wymaga jednak całkowitej dyskrecji, rozumiesz? – Kise pokiwał energicznie
głową. – Doskonale. Zatem… Odkąd zaciągnęliście mnie na komisariat w sprawie
tamtego morderstwa, jeszcze długo nad nim myślałem. W końcu był też w tym i mój
interes. Tamta amerykanka zaciągnęła sobie u mnie dług, który pozostaje
niespłacony. Pogrzebałem więc przy tym, a także innych, dotychczasowych
morderstwach. One się mimo wszystko różnią, Ryota. Powinieneś jeszcze raz dokładnie
im się przyjrzeć. Masz talent.
−
Ale zrobiłem już chyba wszystko! – westchnął zrozpaczony. – Czytałem raporty i
doszukiwałem się czegokolwiek. To nie
jest łatwe, Akashicci.
Akashi
skrzywił się nieznacznie słysząc, jak nazwał go Kise, aczkolwiek powstrzymał
się od komentarza.
−
Nikt nie mówi, że będzie łatwo. Doceń swoje możliwości. Wczuj się w mordercę,
porównaj pierwszą i drugą zbrodnię. Mają inne charaktery. A do tego czasu…
Powinniście uważać, Ryota. Nie twierdzę, że sprawca jest policjantem, ale ma
dostęp do akt. I nie mów nic Daikiemu. Szczególnie, nie jemu.
−
He? Czemu? – zdziwił się blondyn.
−
Daiki mnie nienawidzi i wciąż podejrzewa. Żywi do mnie nieuzasadnioną urazę i
nie weźmie moich uwag na poważnie.
−
Czemu myślisz, że ja cię nie podejrzewam?
−
Bo myślisz racjonalnie i potrafisz rozumieć ludzi, ich motywy. A to bardzo
ważne, zwłaszcza w tym śledztwie. – Akashi wyciągnął z wewnętrznej kieszeni
marynarki skrawek papieru i podał go detektywowi. Wyraz jego twarzy był bardzo
poważny i po raz pierwszy Kise zauważył, że wcale nie wygląda tak strasznie.
Przynajmniej, kiedy się nie stara. Przyjął wizytówkę bez wahania. – Gdybyś
potrzebował pomocy, zawsze możesz się do mnie zwrócić. Miłej randki –
powiedział i oddalił się w kierunku swojego samochodu, a do Ryoty podszedł
Aomine.
−
Co chciała ta gnida? – zapytał poważnie. Kise tylko chwilkę myślał nad
odpowiedzią, jednocześnie wsuwając wizytówkę Akashiego do kieszeni.
−
Chciał zapytać o śledztwo. Nic więcej – odparł swobodnie i splótł palce swojej
dłoni z Daikim. Ciemnoskóry zdziwił się na ten gest. Miał wrażenie, jakby drobny
impuls elektryczny przeszedł mu po plecach. – Nie przejmuj się tym, Aominecchi.
Gdzie teraz idziemy?
−
C-Cóż… Jeśli nie masz nic przeciwko, możemy iść do wypożyczalni i wypożyczyć
jakiś film na DVD, a potem do mnie. Chyba, że wolisz do ciebie?
−
Nie, tak będzie dobrze. Nie przepadam za swoim domem – odpowiedział i wzmocnił
uścisk ich dłoni. Ruszyli więc przed siebie. W parku, oprócz nich, nie było
nikogo. Słońce leniwie przebijało się przez korony drzew, od czasu do czasu
przysłaniane przez duże, białe chmury, które odznaczały się na błękitnym
niebie. Wiał wiatr, więc w pewnym momencie Kise rozwiązał bluzę ze swoich
bioder i narzucił ja na siebie.
Wyszli,
z ogrodzonego wysokim, czarnym, świeżo pomalowanym parkanem, z parku przez
furtkę i skręcili w lewo. Jeszcze trochę szli przy ogrodzeniu, aż w końcu
przeszli na drugą stronę ulicy, do wypożyczalni. Był to mały sklepik, wciśnięty
pomiędzy dwa supermarkety, lecz pomimo swojej niekorzystnej lokalizacji,
prosperował całkiem dobrze. Weszli do środka, a po zastawionym regałami z
filmami wnętrzu rozległ się cichy dzwonek.
Ryota
zaczął przechadzać się po pomieszczeniu i przeglądać ułożone alfabetycznie DVD,
podczas gdy ciemnoskóry podszedł do kasy i zagadnął siedzącego tam i
czytającego sportowy magazyn, chłopaka:
−
Yo, Kasamatsu. Szukam czegoś… specjalnego.
−
Ta? Już dawno mnie nie odwiedzałeś. Skończyłeś z pornosami?
Aomine
zachłysnął się powietrzem.
−
Weź! Nie tak głośno!
−
I tak wszyscy wiedzą, że jesteś zboczeńcem.
Daiki
zaczerwienił się, modląc się w duchu, aby Kise niczego nie usłyszał.
−
Chcę pożyczyć „The Stag”.
−
Jaaasne – westchnął Kasamatsu, wstał zza lady i zniknął za regałem z literą
„T”. W tym samym czasie do Aomine dołączył Kise.
−
Masz coś Aominecchi?
−
Ta, znajomy właśnie poszedł poszukać.
−
To super – ucieszył się blondyn i zaczął rozglądać po pomieszczeniu. Wszystko
miało tam swoje miejsce i panował względny porządek. Widać było, że właściciel
lubi swoją pracę, albo co najmniej jest do niej przywiązany.
W
końcu Kasamatsu powrócił zza regałów, z DVD, o które prosił Aomine. Od razu
wręczył mu je i uśmiechnął, w widząc, że Daiki chce mu zapłacić, pokręcił
stanowczo głową.
−
Kiedy indziej. – Ciemnoskóry wzruszył tylko ramionami i ruszył do wyjścia. Kise
chciał zrobić to samo, ale zatrzymał go głos Kasamatsu: − Pilnuj go. Wciąż
trzyma parę moich płyt.
Rytoa
zaśmiał się cicho i odwzajemnił uśmiech. Zaraz też zmuszony był biec do Aomine,
który zauważając jego nieobecność przy sobie, począł go wołać.
*
Byli
zaledwie przecznicę od mieszkania Aomine, kiedy zaczęło padać. Duże, zimne
krople bezlitośnie moczyły wszystko, co stanęło na ich drodze. Nikt jednak nie
pozostawał na nie obojętny, jak Ryota i Daiki. Wciąż szli tak samo spokojnie,
jak wcześniej, nie przejmując się coraz mocniej padającym deszczem. Ludzie
wokół kryli się, gdzie tylko mogli, lub wyciągali parasole, dlatego dwójka
młodych detektywów znacznie odznaczała się na ich tle.
A
deszcz padał, padał, padał. Tworzył kałuże, spływał wzdłuż chodników, nie
pozostawiał na nikim suchej nitki. Potężne, ciemne chmury spowiły całe niebo,
nie pozostawiając ani skrawka błękitu.
Oboje
lubili deszcz. Niekoniecznie, kiedy padał za oknem. Uwielbiali czuć go na
swojej skórze – lodowaty, bezwzględny, prawdziwy. Pod tym względem byli tacy
sami.
Kiedy
więc w końcu dotarli pod kamienicę Daikiego, byli cali przemoczeni. Ubrania
kleiły im się do ciał, a włosy do twarzy. Mimo to, obaj stali
oparci o mur z czerwonej cegły, pod dachem, i uśmiechali do siebie. Ktoś inny
mógłby wziąć ich za wariatów, ale im to nie przeszkadzało.
Dopiero,
kiedy Kise zaczął kichać, wspięli się po schodach, na drugie piętro, i wpadli
zdyszani do mieszkania ciemnoskórego. Aomine wyciągnął kilka ręczników. Jednym
zaczął wycierać złote pasma włosów Kise, a kolejnym okrył jego drżące ciało.
−
Wytrzyj się, zaraz dam ci jakieś moje ciuchy – powiedział i poszedł poszukać
czegoś, co pasowałoby chłopakowi. Po dłuższym namyśle wybrał jeansy, czarną
bluzkę z flagą stanów zjednoczonych i komplet czystej bielizny. Dorzucił do
tego jeszcze grubą, granatową bluzę, aby Kise mógł dobrze się wygrzać. Kiedy
powrócił do salonu, gdzie wcześniej zostawił Ryote, ten stał tam w samych bokserkach,
wpatrzony w deszcz za oknem, tyłem do Aomine. Na głowę zarzucony miał biały,
puchowy ręcznik. Przynajmniej się wytarł.
Ciemnoskóry
zamarł w wejściu do saloniku, nie mogąc zrobić kroku w żadną stronę. Wzrokiem
błądził po jasnej, nieskazitelnej skórze blondyna; jego wyraźnie zarysowanych
mięśniach, łopatkach, lędźwiach, pośladkach. Był w stanie dostrzec nawet,
delikatnie odznaczające się na plecach, wystające kręgi kręgosłupa.
Kiedy
w końcu skończył napawać się jego pięknem, powoli, nie chcąc go przestraszyć,
podszedł do Kise, w międzyczasie odkładając poskładane, jedno na drugim,
ubrania na kanapę, chociaż i tak ten wydawał się nie zwracać na niego uwagi.
Dopiero, kiedy Aomine objął go od tyłu w talii, zdał sobie sprawę z jego
obecności w pokoju.
−
Aominecchi? Stało się coś? – spytał, odruchowo chwytając go za splecione
dłonie. Ręce miał odrobinę zimne, jednak dla Daikiego nie stanowiło to
problemu. Szybko nakrył jego dłonie swoimi, chcąc choć trochę je ogrzać.
−
Nie. Chyba nie musi się nic dziać, żebym chciał się przytulić? – powiedział
cicho i zaciągnął się zapachem Kise Był jak narkotyk. Nie mógł się powstrzymać
i zaczął obsypywać jego szyję pocałunkami. W pewnych miejscach chwytał skórę
delikatnie zębami, zostawiając po tym drobnym zabiegu małe, czerwone ślady.
Ryota
westchnął cicho i odchylił głowę w bok, dając tym samym większy dostęp do
swojej szyi i gardła, na które zaraz też przeniósł się Aomine. Ponieważ był
nieco wyższy, wystarczyło, aby tylko bardziej się pochylił. Zaczął podgryzać krtań,
a Kise wił się w jego objęciach z rozkoszy. W końcu końcówką języka przejechał
po szyi chłopaka w miejscu, gdzie pod skórą przebiega aorta szyjna. Wyczucie
pulsu w ten sposób, wywarło na nim mieszane uczucia. Było to z całą pewnością
niecodzienne i w jakiś sposób podniecające, choć z drugiej strony pierwszy raz
zdał sobie sprawę z tego, że człowiek w jego ramionach jest żywy. Prawdziwy.
Oraz, że w pewien sposób jego życie zależy od niego.
Nigdy
nie myślał o takich rzeczach, dlatego speszył się nieco i szybko zajął żuchwą
Kise. Głównie to jej subtelnemu załamaniu Ryota zawdzięczał swój andrygoniczny
typ urody.
Ręce
Kise były już o wiele cieplejsze, niż wcześniej, dlatego puścił je i zaczął
błądzić swoimi dłońmi po jego klatce piersiowej. Wsłuchiwał się w jego
przyspieszony oddech z przyjemnością i gdyby nie to, że blondyn w pewnym
momencie gwałtownie odwrócił się przodem do niego, na pewno by kontynuował.
Prawdę mówiąc, miał ochotę pójść o krok dalej.
−
Aominecchi… Ja… Chyba nie jestem jeszcze gotowy na nic więcej. Nie gniewaj się
– powiedział, nie parząc na niego. Jego policzki pokryły się szkarłatem, a jego
dolna warga odznaczała się śladem po jej zagryzieniu.
Choć
Daiki był odrobię zawiedziony, nie chciał dać tego po sobie poznać.
−
Spokojnie! Nie spieszy mi się, więc… Poczekam, aż będziesz gotowy. Jednak
chciałbym spytać, dlaczego? Robię coś nie tak?
−
To nie twoja wina Aominecchi, po prostu… Wydaje mi się, że nie czuje się za
pewnie.
−
Miałeś kogoś przede mną? – wypalił nagle, zdając sobie sprawę ze swojej
niedyskrecji nieco zbyt późno. Kise, o ile to możliwe, zarumienił się jeszcze
bardziej i zaczął plątać.
−
To… Nie wiem, czy można to tak nazwać… Po prostu… Ja…
−
Dobra, nie odpowiadaj – westchnął, przeczesując włosy dłonią. Wziął ubrania z
kanapy i podał je blondynowi. – Ubierz się, a ja wyjdę na chwilę do sklepu.
Moja lodówka świeci pustkami. W porządku? – dodał jeszcze, stwierdzając, że Ryota
wciąż nie odzyskuje naturalnych kolorów na twarzy, a krwista czerwień wręcz
emanuje z jego policzków. Ten, zamiast cokolwiek odpowiedzieć, wziął od niego
suchy strój i uciekł do łazienki, odkrzykując po drodze, że tak, wszystko okey.
Daiki
pokręcił głową i podniósł z podłogi mokry podkoszulek blondyna, który zsunął
się z kaloryfera. Mimo, iż Kise nie było w zasięgu jego wzroku, jego serce
wciąż biło zaskakująco szybko i ciemnoskóry cieszył się, że to nie Ryota
sprawdzał mu puls.
*
Aomine
zszedł do sklepu spożywczego, który mieścił się w jego kamienicy, dlatego nie
minęło dużo czasu, jak wrócił z powrotem do mieszkania. Nie brał nawet
parasola, choć deszcz wciąż padał, diametralnie obniżając temperaturę
powietrza, która jeszcze tego samego dnia, wcześniej, wynosiła o ponad dziesięć
stopni więcej. Lało i nie zapowiadało się, aby ulewa miała skończyć się szybko,
dlatego detektyw nastawił się, że Kise będzie u niego nocować. Z tego powodu
zakupił parę rzeczy na kolację, a do tego dorzucił szczoteczkę do zębów i
grzebień, ponieważ chłopak z całą pewnością potrzebował tych rzeczy, choć nie
chciał sprawiać dodatkowego problemu, prosząc o nie.
Kiedy
znalazł się już u siebie, Ryota siedział przebrany w suche ubrania w salonie,
popijając herbatę. Rumieńce już niemal w całości zeszły z jego policzków, ale
wciąż nie wyglądał na kompletnie spokojnego. Wciąż nerwowo zerkał na Aomine, a
detektyw uznał, że najlepiej będzie, jeśli nie będą drążyć tematu.
−
Zrobiłem dla ciebie herbatę – odezwał się nagle blondyn, wskazując na mały,
szklany stolik stojący przed kanapą. Rzeczywiście, stał tam jego granatowy
kubek, wypełniony parującą cieczą.
−
Dzięki.
Daiki
odłożył siatkę z zakupami na blat w kuchni i usiadł obok Kise, biorąc naczynie
w dłonie. Ryota, nieco niepewnie, ułożył głowę na jego ramieniu i odetchnął
głęboko. Aomine po raz kolejny znalazł się w stanie podchodzącym pod objawy
zawału. Szybkie bicie serca zaczęło sprawiać mu ból.
−
Jak długo tu mieszkasz, Aominecchi? – spytał, unosząc swój kubek do ust. Mimo
niewygodnej do tego pozycji, dał radę się napić.
−
Odkąd tylko przeprowadziłem się do Tokio – westchnął ciemnoskóry, odruchowo
przypominając sobie chwilę, kiedy po raz pierwszy przestąpił próg swojej
kawalerki. Był wtedy kompletnie rozbity, zagubiony, a dodatkowo zestresowany.
Rodzina wyrzekła się go, dlatego nie liczył na jakąkolwiek pomoc materialną z
ich strony. Zastanawiał się wtedy, jak długo potrwa, nim wyrzucą go na bruk. Na
szczęście dla niego, sprawy potoczyły się znacznie lepiej, niż przypuszczał.
Dostał pracę na pobliskiej komendzie, a właściciel kawalerki ustanowił całkiem
niedrogi czynsz. Oddał się zawodowi, zaczął zapominać o Kuroko i wszystkich
zdarzeniach, jakie miały miejsce na Hokkaido. Mimo wszystko, od czasu do czasu,
kiedy wieczorami wracał skonany do mieszkania, wydawało mu się ono po prostu
straszne. Małe, ogołocone, nieprzystępne. W takie dni strasznie ciężko było mu
zasnąć.
−
Pewnie czułeś się tu samotny – powiedział cicho Kise, odstawiając pusty kubek
na stół. Aomine drgnął lekko.
−
Owszem. Nie było… łatwo. – Ostatnie słowo wypowiedział zupełnie innym tonem. To
było akurat najmniej trafne stwierdzenie co do stanu, w jakim wtedy się
znajdował. – A ty? Kiedy przeprowadziłeś się do siebie?
−
Zaraz po śmierci ojca. Byłem jedyną osobą na jego pogrzebie, dlatego od tamtego
czasu nawet nie przyszło mi na myśl, żeby liczyć na pomoc matki. W sumie to nie
wiem, co z nią. Ciekawe czy jeszcze żyje? – dodał, jakby z kpiną w głosie.
−
Nie powinieneś tak mówić Kise – mruknął Daiki. On również dopił już swoją
herbatę i odstawił swój kubek. Po wypiciu napoju było mu strasznie słodko,
ponieważ Ryota trochę przesłodził. Zazwyczaj pił ją bez cukru.
−
Wiem, wiem. Ale jaka kobieta zostawia swoje dziecko i męża dla pierwszego
lepszego mafiozy?
−
A jaka wyrzeka się go, dowiedziawszy się, że jest gejem? – zaśmiał się Aomine.
W tamtej chwili brzmiało to dla niego tak nieprawdopodobnie, że aż śmiesznie.
Kise zawtórował mu i śmiali się tak obaj, nie mogąc przestać. W końcu
popatrzyli sobie w oczy. Blondyn wciąż cicho chichotał, kiedy nadstawił usta do
pocałunku. Daiki zaczął zastanawiać się, dlaczego to prawie zawsze on inicjuje
tę pieszczotę? Mimo to, pochylił się i musnął delikatnie ego wargi swoimi,
wplatając dłoń w jego włosy. Język chłopaka był zaskakująco miękki i zwinny,
toteż Aomine miał niemały kłopot, aby oderwać się od niego, w celu, chociażby,
zaczerpnięcie głębszego wdechu powietrza. Smakował stanowczo zbyt słodką
herbatą i cytryną, co było bardzo, bardzo przyjemne.
Całowali
się leniwie i długo. Sprawiało to im obu dużą przyjemność, dlatego nie widzieli
powodów, aby przestać. Dopiero kiedy salon rozświetlił trupio-blady blask
błyskawicy, oderwali się od siebie, jak na komendę, po raz kolejny wybuchając
śmiechem.
−
Zrobię coś do jedzenia, jeśli masz jeszcze miejsce w żołądku po tych
naleśnikach – parsknął Aomine, podnosząc się z kanapy. Deszcz na dworze padał
coraz mocniej. Gdzieś z oddali zagrzmiało, a w pomieszczeniu zrobiło się tak
ciemno, iż detektyw zapalił światło.
−
Jasne. W ogóle, całkiem nieźle gotujesz – zauważył Ryota, poprawiając włosy,
których grzywka zaszła mu na oczy.
−
Dzięki. Kiedyś nauczył mnie Kaga… To znaczy, dawny znajomy. Nic trudnego –
odparł, rozpakowując zakupy. Z plastikowej siatki wyciągał pomidory, mięso i
makaron, a szczoteczkę do zębów oraz grzebień rzucił Kise. Chłopak, dzięki
refleksowi, złapał obie rzeczy. – Zostaniesz na noc?
−
Z chęcią. Ale… Wiesz, nie musiałeś kupować tego specjalnie dla mnie.
−
Nie możesz po prostu podziękować i oszczędzić sobie gadania? – westchnął
Aomine, w międzyczasie biorąc się za krojenie pomidorów.
−
Dziękuję.
−
Nie ma za co. To żaden kłopot.
−
Mmm Aomiecchi?
−
No? – Daiki wstawił wodę w garnku na gaz i posolił. Pokrojone pomidory wrzucił
do blendera i wstrzymał się chwilę, aby wysłuchać blondyna.
−
Obejrzymy dzisiaj ten film? – pytał, rozczesując włosy grzebieniem. Ponieważ
wciąż były wilgotne, zaczęły się plątać i czesanie ich nie było najłatwiejsze.
−
Jasne. W końcu po to go pożyczyłem. Jak chcesz, możesz rozłożyć kanapę i
włączyć.
Kise
pokiwał głową, a Daiki zajął się jedzeniem. Zblendował pomidory, dodał
odpowiednie przyprawy, cebulę, którą znalazł na dnie lodówki, wrzucił makaron
do wrzątku i zaczął smażyć mięso mielone na patelni. Ryota w tym czasie
przygotował cały salon na oglądanie i sam zszedł na chwilę do sklepu, ponieważ
nie chciał, aby wszystko było na głowie jego partnera. Kupił sok pomarańczowy i
cztery puszki piwa, w tym dwa owocowe dla siebie. Nigdy nie miał mocnej głowy,
jednak uznał, że po wypiciu takiej ilości nic mu się nie stanie. W końcu nie
chciał ośmieszyć się przed Aomine.
Kiedy
wrócił do mieszkania, obiado-kolacja była gotowa, a po całej kawalerce roznosił
się apetyczny zapach. Ciemnoskóry nałożył spaghetti na talerze i obaj zasiedli
przed telewizorem w salonie, oglądając „The Stag” – komedię, którą Aomine
wprost uwielbiał.
*
Film
skończył się happy endem, przy czym tak wzruszył Kise, iż ten uronił ukradkiem
parę łez. Daikiemu udało się powstrzymać, jednak już po raz kolejny uznał w
duchu tę komedię za fenomen.
Burza
już przeszła, ostatecznie grzmiało i błyskało się tylko przez jakiś czas,
jednak deszcz wciąż siekał powietrze i spływał strugami po szybach. Dochodziła
dziewiętnasta. Wciąż było za wcześnie, aby iść spać, dlatego obaj detektywi
zajęli się rozmową. Siedzieli na kanapie, pili piwo, słuchali muzyki, którą
Daiki włączył.
W
pewnym momencie konwersacja zeszła na tematy naprawdę błahe. Wbrew pozorom, to
właśnie taka problematyka odpowiadała im najbardziej – kiedy w głowie zaczynało
przyjemnie szumieć, po całym ciele rozchodziło się przyjemne ciepło, a tuż obok
znajdowała się osoba, która potrafiła wysłuchać.
−
Kiedy masz urodziny, Aominecchi? – zagadnął w pewnym momencie Ryota. Kończył
właśnie dopijać swoje drugie piwo.
−
Trzydziestego pierwszego sierpnia – padła odpowiedź. Aomine przeciągnął się
leniwie i wyciągnął ze swojego tajnego schowka – spod kanapy, napoczętą butelkę
sake i zaczął sączyć alkohol samemu, ponieważ Kise pokręcił głową przeczącą,
kiedy takowy mu zaproponował. Dwa piwa wystarczały w zupełności. – A ty?
−
Osiemnastego czerwca.
−
Hmm, więc jesteś spod znaku bliźniąt.
−
Tak. A ty?
−
Rak.
−
Wierzysz w horoskopy, Aominecchi?
−
Cóż… Czasem zdarza mi się jakiś przeczytać, ale nie przywiązuję do tego jakiejś
szczególnej wagi.
Ryota
uśmiechnął się pod nosem, bowiem nie wyobrażał sobie Aomine czytającego
horoskopy. Ziewnął i położył się na wersalce tak, aby trzymać głowę na kolanach
detektywa. Daiki szybko skorzystał z okazji i zaczął gładzić jego włosy.
−
Dużo osób wierzy w przepowiednie. Jak myślisz, Aominecchi, czemu tak jest?
Czemu nie wezmą losu we własne ręce? – zapytał cicho Kise. Oczy zaczęły same mu
się zamykać, choć dzielnie walczył z uczuciem znużenia.
−
Tak jest o wiele prościej. Powierzyć swoje życie sile wyższej… W razie czego
zawsze można zwalić winę na jakieś fatum.
−
To takie nieodpowiedzialne… Jednak… w sumie ciekawi mnie, czy nasze znaki
zodiaku do siebie pasują – westchnął sennie i ułożył nieco wygodnie na kolanach
Aomine. Ponieważ miał zamknięte oczy, nie mógł zobaczyć, jak ciemnoskóry się
rumieni.
−
Czemu cię to interesuje? – zapytał, będąc tym autentycznie zaintrygowany.
−
Bo… Gdyby nam nie wyszło – ziewnął – nie chcę obwiniać za to ani siebie, ani
ciebie. To… w tym przypadku byłoby w porządku zrzucić winę na siłę wyższą. – Na
to wyznanie żołądek Daikiego skurczył się niebezpiecznie, a jego serce znowu,
znowu, znowu przyspieszyło, jakby chciało dać wyraźny znak na to, że czuje się
dotknięte. Niekoniecznie w negatywnym sensie. Mimo to, Aomine zamknął oczy i
bezradnie zacisnął pięści. Nagle zdał sobie sprawę, że pustka, która wcześniej
stanowiła nieodłączną część jego, przestała istnieć. Może właśnie dlatego w
myślach zgadzał się z Kise. Nigdy nie chciałby obarczać winą któregokolwiek z
nich. Wolałby obwiniać wszystkich wokół, a nawet samą Temidę[1].
Chciał
coś powiedzieć, dodać cokolwiek, jednak głos uwiązł mu w gardle. Spojrzał na
blondyna. Okazało się, że zasnął. Daiki westchnął z ulgą i uznał, że ta miłość
kiedyś go wykończy.
***
Midorima
Shintaro właśnie skończył swój dyżur w szpitalu. Jego ostatni pacjent, Motoyuki
Kikui, mężczyzna po siedemdziesiątce, tak długo skarżył się na, jak się
okazało, wyimaginowane bóle w klatce piersiowej, iż niemal sam Midorima
takowych doświadczył. Mało tego, od rana doskwierała mu migrena, dlatego tylko
gdy pacjent opuścił jego gabinet, chwycił tylko najpotrzebniejsze rzeczy,
odwiesił fartuch i stereoskop w swojej szafce i opuścił budynek szpitala jako
ostatni specjalista. Przy recepcji nie było pielęgniarki pełniącej dyżur,
dlatego zmuszony był sam odwiesić kluczyk od swojego gabinetu do szafki. Brak
piguły rozzłościł go. Miał z nią jeszcze ustalić kwestie swoich jutrzejszych
godzin pracy, ponieważ z przyczyny braku jednego kardiologa, jego sytuacja nie
była jasna. Nie miał siły na nią zaczekać, dlatego wyszedł na zewnątrz. Na
dworze wciąż kropił deszcz, a on nie wziął ze sobą parasola. Pięknie. Jego
poranny horoskop miał, jak zwykle, rację, przepowiadając mu drobne, acz
dokuczliwe niepowodzenia.
Sfatygowany,
ruszył przed siebie chodnikiem. W czarnym płaszczu, jaki na sobie miał, brak
było kaptura, dlatego jego zielone włosy szybko zaczęły moknąć. Był już prawie
przy wyjściu z terenu szpitala, kiedy gdzieś z oddali rozległ się głośny,
przepełniony bólem i strachem, kobiecy krzyk, rozdzierający nocną ciszę.
Midorima
nie wahał się. Taki wrzask mógł oznaczać wiele, jednak na pewno nic dobrego.
Ruszył biegiem w stronę, z której dobiegł go krzyk pielęgniarki.
~Betowała
Kaju~
Świetne, świetne i jeszcze raz świetne ~
OdpowiedzUsuńTen moment kiedy przychodzi Akashicchi i mówi, że nie gada z idiotami - bezcenne :)
Ciekawe czego się dowiedział -.- plus zaczęło mnie interesować życie miłosne Kise, który nie raczył nic powiedzieć. Aominecchi i to jego serducho mnie rozmiękczyli :)
Nio i ten koniec z Midorimacchim naprawdę mnie zaintrygował :>
Czekam na next'a i ślę basen weny ~
No tak, Akashi jednak nie est do końca czarnym charakterem w tym opowiadaniu ^^ I, jasne, nie ma to jak ciśnięcie Aomine ♥
UsuńAwww ten rozdział był bardziej... uczuciowy, jednak w kolejnym znów zacznie się coś dziać. Zalążkiem tego był ostatni fragment z Midorimą :3
Dziękuję z weneee i również pozdrawiam :D
No wiesz ty co?! Najpierw kusisz kawą a teraz naleźnikami >.< To nie fair! Czytając tą scenę przypomniało mi się jak ostatnio jadłam naleźniki u przyjaciółki. Ona zjadła pięć, ja po trzech myślałam że pękne, a ta mi jeszcze czwartego na talerz ładuje z miną "ty mała cholero, nie pójdziesz do domu dopóki nie zjesz" XD Ale wracając: rozdział słodziachny, przy Akashi'm kupującym naleźniki zakrztusiłam się wodą. Nie spodziewałam się tego. Fragment z Midorimą bardzo rozbudził moją ciekawość. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Pozdrawiam! Sowa
OdpowiedzUsuńJa i mój geniusz ...-,- Naleśniki nie "naleźniki" xD
UsuńNo nie... W takim momencie... Ale... Ale... Ugh. Nienawidzę cię tak bardzo, że nie mogę bez ciebie żyć ;-; No bo co ja bym czytała w wolnym czasie? xd
OdpowiedzUsuńTak więc wiadomo już, że to nie Midorima. No ale w takim razie kto? I czy w ogóle znam jego imię? xd A skoro ma dostęp do akt, to może ktos z komendy? tylko co miałby wspólnego z denatkami? I tak własciwie, to zastanawia mnie co miał na mysli Akashi... Wprowadziłas tyle wątków, że normalnie przepracuje mi się mózg! I jeszcze zrobiłas aurę tajemniczosci wokól życia miłosnego Kise. No ja nie wiem co ja mam z tobą począć, znajdę i wymuszę wszystkie informacje C: A jakby tego było mało, zrobiłas mi ochotę na nalesniki! XD Przysięgam, ja przysięgam, że kiedys ci cos zrobię! Ale i tak rozdział cudny... I jak ja bym chciała isć tą samą ulicą, którą szli Aomine i Kise (tylko ja bym była taka alone... smutne życie singielki xd), w deszczu... jeszcze z nalesniczkiem... Pobudziłas moją wyobraźnię. Wow, troszkę przydługawy wyszedł ten komentarz, a wsumie to piszę o niczym xd No nic, poczytasz sobie moje nudne uwagi za karę, że przerwałas rozdział w takim momencie, bo jestem przez ciebie rozemocjonowana! Tylko już mi się skończyły
A tak nawiązując do tego szekspira: jeju, osoba, która mnie rozumie i też lubi sobie go poczytać :') Każdy patrzy na mnie jak na idiotkę, kiedy przynoszę sobie do szkoły Hamleta heh
No cóż, pozdrawiam ciepło, życzę weny i chęci i do napisania <33
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńnaleśniki... mmmm ja też je uwielbiam... i niespodziewane pojawienie Akashicci, i nabieram większej pewności, że to może szef... ale z drugiej strony to ma być ktoś nieśmiały może więc pracuje w archiwum policyjnym...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia