18 grudnia
(piątek)
Do Wigilii został tydzień. Jakby nie patrzeć, nie jest to
za wiele czasu, zwłaszcza, jeśli jeszcze nic nie jest przygotowane. Dzisiaj
wybieramy się z Atsushim na jarmark świąteczny, który został otwarty już na
początku grudnia, w naszej okolicy. Dotychczas ani ja, ani mój chłopak nie
mieliśmy okazji na niego zajrzeć, dlatego pomyślałem, że to dobre zajęcie na
ten dzień. Zwłaszcza, że żaden z nas nie pracuje. Chyba wspomniałem już o tym w
poprzednich wpisach? W każdym razie, rok temu zakończyliśmy naukę w liceum i
zamieszkaliśmy razem. Ponieważ obaj wciąż nie jesteśmy pewni, czy, i na jaki
kierunek studiów się udać, postanowiliśmy dać dobie na przemyślenia koleje
dwanaście miesięcy. W tym czasie Atsushi starał się o pracę w pobliskiej
cukierni, ale niestety nie udało mu się to. Ja natomiast uczęszczam do klubu
koszykówki do Ośrodka Sportu, ale oprócz tego nie robię nic konkretnego.
Zarówno rodzice Atsushiego, jak i moi, wiedzą o naszym
związku oraz o sytuacji, w jakiej się znajdujemy, dlatego wspomagają nas
finansowo. Nie, żeby moi byli jakoś specjalnie zachwyceni. Na całe szczęście
mieszkają w Ameryce i właśnie ze względu na to, przesyłają mi pieniądze.
Rodzice
Atsushiego, jak i znaczna część jego rodziny, jest zadowolona, że ze mną jest.
Miałem już nawet tę przyjemność parę razy rozmawiać z jego mamą przez telefon.
Dziękowała mi za to, że jestem z jej synem i w pewnym sensie się nim zajmuję.
Zaskoczyło mnie to, ale w gruncie rzeczy cieszy mnie, że jego rodzice mają do
mnie taki stosunek.
A
propos rodziny Atsushiego – wybieramy się do nich w drugi dzień świąt. Nie
powiem, jestem tym trochę zdenerwowany, ale Atsushi uspokaja mnie mówiąc, że
wszystko na pewno będzie dobrze i spędzimy razem miło czas. Mało tego, on
również to przeżywa, ale jak go znam, nigdy się do tego nie przyzna.
Na
razie będę kończył. Atsushi poszedł pod prysznic, a teraz suszy włosy. Zaraz
będziemy wychodzić. Nie mogę się doczekać!
*
Na
jarmarku było wspaniale!
Wyobrażałem
to sobie zupełnie inaczej, ale rzeczywistość przerosła moje najśmielsze
marzenia. Na placu, który zawsze jest pusty, tym, nieopodal klubu koszykówki,
który z tego, co wiem, miał być przeznaczony na budowę myjni samochodowej, stoi
teraz całe mnóstwo straganów. Większość stoisk stanowią wielkie, drewniane
budki, ale jest również sporo takich niezabudowanych.
Można
tam kupić dosłownie wszystko, co tylko w jakiś sposób jest przydatne na święta.
Oczywiście również z choinkami, dla których wyznaczono tam specjalny teren.
No,
ale zacznę od początku. Kiedy wreszcie wyszliśmy z domu, po drodze na jarmark
wstąpiliśmy z Atsushim na chwilę na pocztę, aby wysłać kartki świąteczne. Ja
miałem ich tylko pięć, podczas gdy Atsushi aż dwadzieścia! Nigdy bym nie
pomyślał, że ten wspaniały zwyczaj wysyłania sobie własnoręcznie pisanych
życzeń jest wciąż żywy w rodzinie mojego chłopaka. A tu proszę! Zanim jednak je
wysłaliśmy, podpisałem się na jego, a on na moich. Na poczcie nie było kolejek,
co mnie nieco zdziwiło, dlatego szybko zakupiliśmy znaczki i wrzuciliśmy nasze
kartki do skrzynki. Mam nadzieję, że dojdą na święta, chociaż znając japońską
pocztę, nie powinno być z tym problemu.
Od
poczty do jarmarku jest tylko kawałek drogi. Raptem dwie przecznice. Kiedy tam
dotarliśmy, zatkało mnie. Atsushiego chyba też, bo na moment przestał zajadać
żelki, które zabrał ze sobą z domu. Przed nami stał słup, na którym wisiał
szyld z napisem: Wielki Jarmark Świąteczny. Gdzieś poniżej dopisani byli
organizatorzy całego przedsięwzięcia.
Dalej
rozciągały się stragany z przeróżnymi atrakcjami. Zdecydowaliśmy się przejść po
całym terenie jarmarku, oglądając wszystko po kolei.
Pierwsze
stoisko, przy którym się zatrzymaliśmy, było z wszelkiego rodzaju tkaninami. Handlarka
w podeszłym wieku zagadnęła do nas, zachwalając swoje wyroby. Naradziliśmy się
z Atsushim i zgodnie stwierdziliśmy, że przyda nam się nowy obrus. Jeden z
tych, który był na sprzedaż, wyjątkowo mi się spodobał, dlatego zakupiliśmy
właśnie ten. Jest w kolorze dojrzałej wiśni, a na całej jego długości widnieją
przecudne zdobienia: namalowane własnoręcznie owoce, pierniczki, kokardki oraz
wyhaftowane złotą nicią gwiazdki. Jest naprawdę bardzo ładny. Aktualnie już
rozłożyliśmy go na stole w salonie, dzięki czemu od razu zrobiło się tam jakoś…
świąteczniej.
Naszym
następnym punktem, obok którego po prostu nie dało się przejść obojętnie, był
stragan z lampkami choinkowymi. Ponieważ nie przeżywaliśmy z Atsushim jeszcze
żadnych świąt w naszym mieszkaniu razem, nie mieliśmy żadnych ozdób
Bożonarodzeniowych. Zaplanowaliśmy już w połowie listopada zakup niezbędnych
rzeczy na Wigilię, więc dobrze się złożyło, że zajrzeliśmy na jarmark. Prawie
wszystkie braki udało nam się tam uzupełnić.
Sprzedawcą
był bardzo miły, starszy mężczyzna, którego zarówno brwi, wąsy, jak i broda,
zdawały się być zaszronione z zimna, choć był to najprawdopodobniej tylko
niezwykły odcień siwości. Kupiliśmy zaproponowane przez niego lampki. Białe,
kolorowe i jeszcze jedne, czerwone. Te pierwsze zawiesimy na choince, drugie
wiszą już jako ozdoba nad oknem w salonie, a trzecimi zagospodarowaliśmy wolną
przestrzeń na ścianie w sypialni, co nadaje jej miły dla oka wygląd.
Mijaliśmy
jeszcze kolejno stragany z ręcznie robionymi zabawkami, miodem, rękawiczkami,
szalikami i czapkami, kocami, swetrami, aż wreszcie dotarliśmy do stoiska ze
świecami. Tam spędziliśmy trochę czasu, wybierając całe mnóstwo. Zarówno ja,
jak i Atsushi, uwielbiamy świece. Zakupiliśmy ich tyle, aby ozdobić cały dom, a
przy okazji zachować jeszcze trochę na zaś. Nie spieraliśmy się zbytnio, co do
ich zapachów, ponieważ ogólnie preferujemy te same. Wybraliśmy więc te o
łagodnej woni cynamonu i goździków; pomarańczy; świerku; wanilii oraz owoców
leśnych. W domu nie wytrzymałem i zapaliłem dwie. Pachną cudownie!
Dalej
stało od groma stoisk z propozycjami prezentów. Cała alejka, jak w sklepie.
Różnorodne kosmetyki, ubrania, buty. Czego dusza zapragnie! Nie sposób było
zliczyć wszystkiego. Kolejne stragany były od góry do dołu zapełnione
książkami. Kupiłem parę tytułów. Dwa dla siebie i jeden dla mamy, na prezent.
Uznałem, że dla osoby uwielbiającej gotować, tak jak ona, książka kucharska
nada się idealnie.
Do
kolejnej alejki, niemal siłą, zaciągnął mnie mój chłopak. Łatwo się domyśleć,
co w niej było oraz ile pieniędzy tam wydał… Wszystkie budki były tam
wypełnione różnymi smakołykami. Można było też znaleźć nie tylko coś na słodko,
na przykład pieczone kasztany, frytki, zapiekanki i inne cuda. Atsushi jednak
zachwycał się głównie ciastami domowej roboty, cukierkami na choinkę, długimi
na ponad dwa metry żelkami oraz karmelizowanymi owocami. Dla niego to raj na
ziemi. Łącznie zapchał łakociami pięć ogromnych, papierowych toreb, z czego
jedną opróżnił w drodze do domu. Ciekawi mnie, jak on zamierza teraz zjeść
obiad.
Kolejnych
paręnaście stoisk było wyładowanych po brzegi głownie ozdobami choinkowymi.
Rozdzieliliśmy się na moment z Atsushim. On poszedł kupić łańcuchy, a ja
bombki. Wybrałem te najbardziej pasujące do siebie wielkością: czerwone ze
złotymi akcentami oraz granatowe ze srebrnymi. Do tego zestaw szklanych,
przeźroczystych reniferów, również do zawieszenia na świąteczne drzewko,
ponieważ wydał mi się nadzwyczaj uroczy. Atsushi uporał się z zakupami szybciej
niż ja. Dopiero w domu mogłem zobaczyć, co takiego wybrał. Są to dwa łańcuchy
choinkowe. Jeden dłuższy, cały złoty i lśniący, z malutkimi gwiazdkami, które
przy każdym gwałtowniejszym ruchu sypią się z niego niczym konfetti. Drugi,
cały wykonany ze sztucznych lukrowanych pierniczków i cukrowych laseczek. Co
jak co, ale z całą pewnością można go określić mianem słodki.
Na
paru ostatnich straganach z ozdobami zakupiliśmy sztuczne wieńce choinkowe,
ozdobione czerwonymi kokardami. Jeden wisi już na drzwiach wejściowych od
naszego mieszkania, a drugi nad kominkiem. Mieszkamy na ostatnim piętrze, więc
możemy pozwolić sobie, aby taki sprzęt w naszym domu był prawdziwy.
Nie
obeszliśmy wszystkich straganów, ponieważ było ich za dużo, a Atsushi zaczął
narzekać, że jest głodny. Wyszliśmy na ulicę z zupełnie innej strony, niż
wchodziliśmy na jarmark. Na szczęście mój chłopak znał drogę na skróty i lada
moment byliśmy w domu, zanim zaczęło się ściemniać.
Podsumowując:
dzień uważam za udany, choć jeszcze się nie skończył. Z jako-takich zakupów
udało nam się zakupić większość potrzebnych rzeczy. Chyba o najważniejszą z
nich, choinkę, zatroszczymy się dopiero na dzień przed Wigilią, ponieważ
chcemy, aby nasze drzewko jak najdłużej z nami zostało. Oczywiście, w grę
wchodzi tylko prawdziwa choinka! Pachnąca lasem, duża, zielona jodła. Cieszę
się, że pod tym względem zgadzamy się z Atsushim całkowicie.
Będę
już kończył, ponieważ zaraz będziemy jeść obiad. Tym razem to Atsushi wziął się za
gotowanie, za co jestem mu wdzięczny, ponieważ czuję się padnięty. Od dźwigania
tych zakupów chyba zaraz odpadną mi ręce! W każdym razie, to dość przyjemny
ból. Zapowiada zasłużony odpoczynek, a święta zbliżające się wielkimi krokami
dają się poczuć coraz wyraźniej.
19 grudnia (sobota)
Cały
dzisiejszy dzień poświęciliśmy z Atsushim na świąteczne porządki. Podzieliliśmy
się obowiązkami następująco:
Ja – mycie podłóg,
odkurzanie, pranie i prasowanie, gotowanie obiadu
Atsushi – mycie okien,
ścieranie kurzy, mycie luster w przedpokoju i łazience, porządek w szafie w
salonie
Dzięki
takiej organizacji uniknęliśmy niepotrzebnych utarczek, czy wchodzenia sobie w
drogę. Każdy robił to, co do niego należało. Zazwyczaj staramy się sprzątać co
tydzień, więc dziś nie było aż tak strasznie. Parę rzeczy nie robiliśmy mimo
wszystko już od jakiegoś czasu. Na przykład pranie firanek. Kto by pomyślał, że
wcale nie są szare, tylko białe! Co więcej – odnalazł się lizak, co prawda cały
zakurzony, za którym Atsushi rozpaczał jeszcze miesiąc temu… Mieliśmy przy tym
sporo śmiechu, dzięki czemu dobre humory utrzymały się nam aż do wieczora.
Na obiad przygotowałem pieczoną polędwicę z grillowanymi
ziemniakami, która bardzo zasmakowała mojemu chłopakowi. Było to dla mnie nie
lada wyzwanie, ponieważ starałem się odtworzyć smak dzieciństwa. Ostatni raz
jadłem polędwicę szmat czasu temu, w Ameryce. Kojarzy mi się ona ze świętami,
gdyż moja mama miała w zwyczaju przygotowywać ją właśnie w okolicach Bożego
Narodzenia. Myślę, że udało mi się całkiem nieźle. Na deser zrobiliśmy sobie
galaretkę, której ¾ pochłoną Atsushi.
Jak to dobrze, że mój chłopak dba o moją linię…
20 grudnia
(niedziela)
Dziś dzień wielkiego lenistwa! Po piątkowym wypadzie na
jarmark, jak i wczorajszym sprzątaniu niemal nie czuję rąk. Razem z Atsushim
postanowiliśmy dziś sobie trochę wypocząć.
Rano wziąłem długą kąpiel. Do ciepłej wody dolałem
różnorodnych olejków, dzięki czemu moja skóra jest teraz miękka, nawilżona i
pachnąca. Wymyłem włosy odżywką, z której działania jestem bardzo zadowolony.
Kiedy już wyszedłem z wanny, wysmarowałem się kremem i poszedłem przygotowywać
śniadanie.
Atsushi wciąż spał, kiedy wszedłem do sypialni z zamiarem
pościelenia łóżka. Nie miałem serca tak po prostu kazać mu wstawać, dlatego
przyniosłem mu tam na tacy śniadanie i kawę. Ogromnie spodobało mu się to, że
nie musiał wychodzić z łóżka, aby coś zjeść. W ramach odwdzięczenia się za tę
małą niespodziankę, zażyczyłem sobie, aby dziś Atsushi chodził po domu we
włosach związanych w kucyka. Nie odmówił mi tego i jak dotąd posłusznie nosi
ten rodzaj upięcia. Wygląda niesamowicie pociągająco i muszę uważać, żebym nie
dał mu tego po sobie poznać. Po naszym ostatnim razie wciąż czuję się lekko…
nadwyrężony.
*
Po
obiedzie obejrzeliśmy razem film pt. „Jingle All the Way”. Było cudownie. Zapaliliśmy sobie w salonie lampki, zrobiliśmy do
picia kakao, a jako przekąski wzięliśmy maślane ciasteczka i czekoladki.
Wylądowaliśmy razem na kanapie, pod grubym, ciemnoszarym kocem z mikrofibry,
oglądając film z wypożyczalni.
Po
udanym seansie zaczęliśmy się wygłupiać. Atsushiemu zepsuła się fryzura, a ja,
próbując ją naprawić, zrobiłem mu na głowie istny chaos, za co zostałem ukarany
łaskotkami. Wieczorem zjedliśmy romantyczną kolację przy świecach, którą
przygotował Atsushi, co mile mnie zaskoczyło. Ponieważ fizycznie chyba wciąż
nie jestem gotowy na seks, resztę czasu przed snem spędziliśmy na czułych
pocałunkach i przytulasach w salonie.
W
objęciach mojego chłopaka, odurzony jego zapachem, zasłuchany w świąteczne
piosenki puszczane w radiu, lekko zakłócane przez ciche chrapanie Atsushiego,
dokańczam wpis w pamiętniku. Resztę nocy spędzimy najprawdopodobniej na
kanapie… Dobranoc!
21 grudnia (poniedziałek)
Tego
dnia spadł śnieg. Poczułem ogromną ulgę, kiedy rankiem ujrzałem biały puch za
zaszronionym oknem. Mam nadzieję, że nie stopnieje do świąt! Bo w końcu, co to
za Boże Narodzenie bez śniegu?
Ponieważ
w klubie koszykówki, do którego uczęszczam, zaczęła się już przerwa świąteczna,
a Atsushi nie miał nic do zrobienia, wpadłem na pomysł upieczenia wspólnie
pierniczków. Chyba nie muszę wspominać, że moja inicjatywa zachwyciła
Atsushiego? Z zaangażowaniem pomagał mi, a raczej, ja jemu, w przygotowaniu
masy na ciasteczka, wałkowaniu, a następnie wycinaniu kształtów jak najbardziej
kojarzących się ze świętami. W moim przypadku były to koślawe reniferki,
dzwonki oraz miniaturowe choinki. Atsushi ze znacznie większą wprawą wycinał swoje kształty. Zaraz też wstawiliśmy nasze dzieła do rozgrzanego piekarnika.
Tuż
pod koniec pieczenia po całym domu roznosił się miły dla nosa zapach pierniczków.
Poczekaliśmy, aż ostygną, a następnie zaczęliśmy ozdabiać je lukrem wykonanym z
cukru-pudru, odrobiny białka jajka, wody i paru kropel soku z cytryny. Mieliśmy
przy tym dużo zabawy, a finalnie nasze pierniczki wyglądają jak małe dzieła
sztuki, niczym nie odstając od tych kupnych.
Po
południu Atsushi oznajmił, że wychodzi, Nie chciał nic więcej zdradzić, więc
nie wypytywałem zanadto. W gruncie rzeczy nawet się ucieszyłem. Ponieważ nie
wiedziałem, ile mam do przyjścia mojego chłopaka, jak najszybciej zabrałem się
za pakowanie moich prezentów dla niego. Jednym z nich jest duży, puchaty,
ciemnofioletowy sweter. Kupiłem go w trosce o zdrowie Atsushiego, gdyż nie ma
on za wiele ciepłych rzeczy na zimę. Uważam, że się przyda. Drugim prezentem
jest ogromny zestaw słodyczy z różnych zakątków świata. Nie będę ukrywał,
całkiem sporo mnie on kosztował, ale jestem pewien, że jest wart swojej ceny.
Nie
było mi łatwo jednocześnie spieszyć się, a pakować prezenty dokładnie. Na
szczęście, jakoś temu podołałem. W czerwony papier w zielone choineczki
owinąłem kolejno słodycze i sweter. Przykleiłem wszystko taśmą dwustronną, a na
koniec każdy z nich owinąłem srebrną wstążką i zawiązałem kokardy. Zadowolony
ze skończonego dzieła, schowałem prezenty głęboko do swojej szafy. Tam, gdzie
Atsushi zwykle nie zagląda.
Mój
chłopak wrócił do domu wieczorem, obładowany zakupami, których nie pozwolił mi
rozpakować. Nie było sensu się z nim kłócić, dlatego po prostu poszedłem do
naszej sypialni i zacząłem swój wpis tutaj. W każdym razie, będę już kończył.
Przed pójściem spać chciałbym jeszcze wziąć prysznic.
22 grudnia (wtorek)
Do
Wigilii zostały zaledwie dwa dni! Jestem tym faktem rozemocjonowany. Prawie wszystko
jest już gotowe. Pozostały niewielkie niedociągnięcia, po których dopełnieniu
będę mógł spokojnie powiedzieć sobie „dobra robota”.
Dzisiejszego
dnia właściwie nie wiedziałem, w co wsadzić ręce. Kręciłem się po mieszkaniu
bez większego celu i dopiero Atsushi sprowadził mnie na ziemię. Przypomniał, że
mieliśmy wybrać się na ostatnie przedświąteczne zakupy do supermarketu. Był na
to odpowiedni dzień, ze względu na to, że część sieciówek zawieszało swoją
działalność na okres świąteczny już od jutra.
Zjedliśmy
razem śniadanie i pojechaliśmy autobusem do centrum handlowego. Tak, jak się
tego spodziewałem, w galerii było od groma ludzi. Wszyscy się gdzieś spieszyli,
wszyscy szli szybko w określone miejsca, nie zatrzymując się. Posmutniałem
wtedy nieco, bo czyż święta nie są właśnie takim okresem czasu, kiedy tempo
życia człowieka zwalnia, by zatrzymać na chwilę swój bieg właśnie w Wigilię…?
Oczywiście zrozumiałym jest, że ludziom się śpieszy, ponieważ zostawili
przygotowania do świąt na ostatnią chwilę. Nie powinno tak być…
Długo
nie miałem dużo czasu na rozmyślanie, ponieważ kiedy chciałem zapytać o coś Atsushiego,
okazało się, że go nie ma. Zniknął! Dosłownie, jeszcze chwilę temu miałem go
tuż obok siebie, a zaraz już go nie było. Momentalnie serce zaczęło mi bić
szybciej. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do mojego chłopaka będąc pewnym, że
odbierze i zaraz znów się spotkamy. Okazało się, że miał wyłączoną komórkę.
Wtedy
przestraszyłem się nie na żarty. Boże, a jak coś mu się stało? A jak ktoś go
porwał? Choć nie, zaraz. Przecież on ma 208 cm wzrostu! I nie jest dzieckiem! Chociaż, nie miałem pewności, czy gdyby nieznajomy nie zaproponował mu lizaka, nie poszedłby z nim przypadkiem...
Przerwałem
dalsze rozmyślania na temat ewentualności mogących się zdarzyć i szybkim
krokiem ruszyłem przed siebie. Nie mógł daleko odejść!
Po
godzinie przeszukiwania kolejno: dwóch cukierni, sklepu odzieżowego, sportowego
oraz naszej ulubionej kawiarni, znalazłem Atsushiego w kolejce po lody. Gdy go
ujrzałem, z jednej strony ulżyło mi, choć z drugiej myślałem, że coś mu zaraz
zrobię. Jak mógł mnie tak po prostu zostawić? Widząc mieszane uczucia na mojej
twarzy, Atsushi nawet nie próbował się tłumaczyć. Pochylił się i mocno mnie
przytulił, szepcząc ciche „przepraszam”. Wybaczyłem mu, przynajmniej wiedział,
że zrobił źle. Kupiliśmy zatem lody, na których zależało mojemu chłopakowi, a po
zjedzeniu ich, poszliśmy zrobić zakupy w supermarkecie.
Do
domu wróciliśmy około godziny szesnastej. Zjedliśmy lekki obiad, a teraz każdy
z nas zajął się czym innym. Atsushi ćwiczy w naszej domowej siłowni, a ja w
zacisznym kącie w salonie kończę ten wpis.
23 grudnia (środa)
Dziś
ponownie udaliśmy się z Atsushim na jarmark świąteczny. Zrobiliśmy to zaraz po
obiedzie z nadzieją, że uda nam się zakupić jeszcze jakąś ładną choinkę. Na
całe szczęście, zostało ich całe mnóstwo, dzięki czemu było w czym wybierać.
Obchodziliśmy
cały plac przeznaczony dla świątecznych drzewek, brodząc po kostki w śniegu.
Jakby nie spadło go dość dużo, zaczął ponownie opadać na ziemię. Biały puch
padał coraz większy i większy, a my wciąż nie mogliśmy się zdecydować. W końcu,
z drobną pomocą sprzedawcy, wybraliśmy odpowiednią. Młodą, wysoką na dwa metry
jodłę. Była niemalże tak duża, jak Atsushi! Zapłaciliśmy i ruszyliśmy w drogę
powrotną, razem z naszą choinką, którą targał na plecach mój chłopak. Nie mam
pojęcia, jak bym sobie bez niego poradził!
Nieopodal
bloku, w którym mieszkamy, spotkaliśmy Kuroko Tetsuye. Przyjaciela Kagamiego,
mojego „brata”. Pogadaliśmy chwilę, życzyliśmy sobie wesołych świąt. Prosiłem,
aby przekazał pozdrowienia Taidze.
W
domu postawiliśmy naszą choinkę w stojaku, tuż przy oknie. Zawiesiliśmy na niej
lampki, łańcuchy i bombki – nasze najnowsze nabytki z piątku. Na dworze zaczęło
się ściemniać, dlatego mogliśmy zapalić białe światełka na drzewku. Całość
prezentuje się przecudnie.
Na
zewnątrz pada śnieg, a my razem z Atsushim będziemy za chwilę oglądać film na
DVD. Jeszcze nie wiem jaki, ale tym razem wybiera mój chłopak. Czuję lekkie
zdenerwowanie przed jutrzejszym dniem. Nasza pierwsza Wigilia razem! Ciekawe,
jak ją spędzimy.
24 grudnia (czwartek)
W
końcu nadszedł dzień, na który tak długo czekałem…! Od razu zaznaczę, że wszystko
było w nim tak magiczne i piękne, że przez moment zastanawiałem się, czy przypadkiem
nie śnię…
Rankiem
obudził mnie Atsushi. O dziwo wstał wcześniej ode mnie. Prawie nigdy mu się to
nie zdarza. Zjedliśmy razem świąteczne śniadanie, a następnie wyszliśmy na dwór
na krótki spacer. Przez noc napadało sporo śniegu, dlatego ulepiliśmy nawet
bałwana w parku nieopodal. Mieliśmy przy tym radochę zupełnie jak dzieci.
Oprócz nas, po ulicach włóczyło się parę pojedynczych osób, ale nikt więcej.
Zapewne wszyscy byli w domach, świętując Wigilię na swój sposób.
Po
udanym spacerze wróciliśmy do domu. Po rozwieszeniu przemokniętych od śniegu
ubrań, zorganizowaliśmy sobie małe karaoke świątecznych piosenek i kolęd. Mimo,
że Atsushi nie przepada za śpiewaniem, tym razem dał mi się nawet nagrać na
telefon! Chyba nie wytrzymam i ustawię sobie „Jingle bells” w jego wykonaniu na
dzwonek w komórce.
Zaraz
po zakończeniu śpiewania, zabraliśmy się za szykowanie kolacji. Było dość
wcześnie, więc istniała szansa, że zdążymy ze wszystkim na wieczór.
Atsushi
wziął się za przygotowanie ciasta, a ja ryby i pierogów. Kiedy mój chłopak
uporał się ze wszystkim, zaczął mi pomagać. Czas mijał nam bardzo szybko na
wspólnym pichceniu i rozmowach.
Około
osiemnastej wszystkie potrawy, jakie zaplanowaliśmy, były skończone. Nakryliśmy
do stołu, przebraliśmy się w eleganckie ubrania, zapaliliśmy wszelkie ozdoby
świąteczne i położyliśmy pod choinkę nasze prezenty. Następnie podzieliliśmy się
opłatkiem, składając sobie jak najcieplejsze życzenia. Pocałowaliśmy się krótko
i zasiedliśmy do kolacji.
Jedzenie
smakowało wybornie. Nie wiem, co jeszcze mógłbym dodać na ten temat. Po udanym
deserze daliśmy sobie prezenty i usiedliśmy na kanapie w salonie, aby móc je
rozpakować. Od mojego chłopaka dostałem wymarzoną książkę oraz perfumy.
Podziękowaliśmy sobie wzajemnie i… wylądowaliśmy w sypialni. Lepiej nie mogłem
sobie tego zaplanować.
Ponieważ
„po” nie chciało nam się spać, wzięliśmy wspólny prysznic i z powrotem
wróciliśmy na kanapę w salonie. Włączyliśmy telewizję i nastawiając
pierwszy lepszy program, oglądamy chyba najbardziej znaną świąteczną komedię: „Home
alone 2: Lost In the New York”. Ponieważ znam ten film na wylot, pozwoliłem
sobie na chwilę luzu i dokańczam wpis.
Podsumowując:
zarówno okres przedświąteczny jak i sama Wigilia minęły mi bardzo szybko i
przyjemnie. Są to jedne z najlepszych świąt w moim życiu, a jeśli chodzi o
mieszkanie z Atsushim, to przy nim nie ma czegoś takiego jak nietrafiony
prezent. Wszystko, co tylko bym od niego dostał byłoby tak samo wspaniałe. To
prawdziwy skarb mieć takiego chłopaka i móc z nim spędzać ten wyjątkowy czas.
Bo
w końcu… Najlepsze prezenty ukryte są w
sercach.
Jeśli mam byc szczera to oba opowiadania podobały mi się tak samo. No może ociupinke bardziej to. :) "A jak ktoś go porwał? Choć nie, zaraz. Przecież on ma 208 cm wzrostu."- leże na podłodze i już nie wstaje. :D You made my day. ;) Wyłapałam jednak takie jedno słowo: " wyorywał", gdy robili pierniki (widze umiejscowiłaś ich w klimatach bardziej tutejszych niż japońskich :] ). Nie lepiej by było "wykrawał"? Rzuciły mi się w oczy także: renifer ki. Hmm może też kupie mojej mamie książkę kucharską? Chociaż nie wiem, ona stwierdziła że da mi ananasa w puszce
OdpowiedzUsuń-.^ Ale to i tak lepsze niż to co moja kuzynka dostała ostatnio od siostry (grejfruta z dopiskiem: jesteś tak zgorzkniała jak ten owoc XD ) Jak widze Kevin wszechobecny atakuje nawet tu ;P. Zdrowiej nam Shiro zdrowiej. Moja siostra też jest chora (ma gorączkę), ale mam nadzieję że się od niej nie zaraże, bo w poniedziałek idę do kina na Listy do M. 2 (taaa wiem jestem chwalipiętą :D ) Muszę ci jeszcze za coś podziękować. Mianowicie dzięki tobie obejżałam wreszcie No.6 i jestem całkowicie oczarowana! Więc dzięki! Pozdrowionka i tulaski.^^ I weeeny życzę! Sowa
Zaklepuję!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńbosko, no naprawdę leżę i kwiczę..., a jak ktoś go porwał, zaraz on ma dwiescie osiem centymetrów wzrostu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia