Głuchy telefon 2 (AoKuro)


Nawiązane połączenie
            Dzień za dniem mija bardzo szybko. Każdy wybija swój własny rytm, a ja staram dopasować się do niego, żyjąc z nim w całkowitej zgodzie. Każdy jest podobny. Niemal identyczny. Jednak… Jest coś jeszcze. Jedyną różnicę stanowi coś, co zrodziło się na dnie mojego serca. Tak głęboko, że ledwo to czuję. Ale jest. Mimo wszystko.
            Niepewność.
            Podekscytowanie.
            Delikatna nuta strachu podsycana irytacją.
            Niby niewiele… A wszystko za sprawą tak banalnego na te czasy urządzenia – telefonu. Ile to już minęło? Cóż, jutro rozpoczyna się grudzień, więc… będzie to około miesiąca. Nie mam pojęcia, kto zadaje sobie tyle trudu, by dzień w dzień do mnie wydzwaniać, nie odzywając się przy tym ani słowem, ale jestem mu wdzięczny.
            To jedyny taki listopad w moim życiu – pełen nadziei. Dobrze, a teraz odpowiedz: Czy nadzieja nie zawiera się w definicji szczęścia…?
            No właśnie. W tym miesiącu zyskałem nadzieję i uszczęśliwiło mnie to. Zrozumiałem, że dotychczas tworzyłem tylko pozory swojego życia, negatywne uczucia ukrywałem za złudną fasadą szczęścia. I tak przez 7 lat.
            Czemu aż tak bardzo się nad tym rozwodzę? To proste. Chcę tylko, byś zrozumiał, ile to dla mnie znaczy. Do czego to doprowadziło? Moje życie kręci się wokół osoby, której prawdopodobnie nie znam, a której tyle zawdzięczam. I choć uważam to za szaleństwo, jestem szczęśliwy.
            W tym wszystkim tak naprawdę piękne jest to, że nigdy nie wiem, kiedy telefon zadzwoni. Raz będę wtedy  w pracy, innym zaś na zakupach. W moje życie wkradła się odrobina niespodziewanej rozrywki, co czyni je o wiele ciekawszym. Zupełnie jak w książkach, które tak uwielbiam. Te głuche telefony… Stały się ważną częścią mojej egzystencji.
Ten czas mnie odmienił.
*
1 grudnia. Dziś telefon nie dzwonił.
Jestem już w swoim mieszkaniu, zmęczony po długiej dobie pracy. Tego dnia w księgarni panował niespotykany dotąd ruch. Domyślam się, że może to mieć związek z mikołajkami, które zbliżają się nieuchronnie. W każdym razie, dochodzi już 24, a ja siedzę na łóżku dalej, wgapiony w prostokątny, lśniący wyświetlacz telefonu.
Nikt nie dzwoni. Nikt.
Równie dobrze można dać nadzieję, co ją zabrać.  Nie będę się okłamywać: czuję się podle. Co takiego musiało się stać, że osoba po drugiej stronie odpuściła sobie swój „rytuał”? Czyżby jej się znudziło? Odbierałem za każdym razem i za każdym starałem się mówić to samo, maskując zakłopotanie, ale finalnie wychodziło mi to różnie. Z czasem zacząłem przyłapywać się na nieco dłuższej próbie nawiązywania kontaktu z nieznajomym. Jak to możliwe? Czyżby zaczęło mi na tym zależeć?
Dziś uzyskałem potwierdzenie. Zależy mi. Zaangażowałem się w to. I co? Skończyło się jak zwykle…?
Nie mogę zasnąć. Wciąż dręczą mnie myśli, z czego większość jest zdecydowanie nużąca. W końcu jak długo można rozwodzić się na jeden i ten sam temat? Nie mam już do tego siły. Siedziałem bezmyślnie wpatrzony w komórkę od przyjścia z Time & Place. W tej chwili coś sobie uświadamiam. O nie…
Wstaję z łóżka i idę do kuchni. Tak, jak się tego obawiałem, na podłodze znajduje się sporawych rozmiarów kałuża. Wzdycham cicho, ale nie ma co się złościć. To tylko i wyłącznie moja wina. Sięgam po mop i wycieram nim mocz. No.2 zaciekawiony odgłosami przychodzi do kuchni, ale trzyma się ode mnie z dala. Zawsze, gdy coś spsoci chowa się za szafką w przedpokoju;  to jego stała miejscówka jeśli chodzi o takie ewentualności. Tym razem niepotrzebnie tam był, w końcu co mógł poradzić? Jak przez mgłę przypominam sobie, że szczekał parę razy, wyczekując spaceru, jednak ja byłem jak w amoku. Kiedy wreszcie udaje mi się doprowadzić podłogę do porządku, a mop ląduje wymyty na swoim miejscu, podchodzę do psa, który skulony siedzi pod stołem w kuchni. Wychodzi spod niego, gdy miękko wołam jego imię. Delikatnie gładzę go po grzbiecie, nie mówiąc absolutnie nic. Chcę, aby przyjął ten gest w ramach przeprosin. Powoli, nieśmiało, zaczyna merdać ogonem. Coraz szybciej i szybciej, chcąc mi pokazać, że już wszystko w porządku, że nic się nie stało. Wpatruje się we mnie cierpliwie, swoimi dużymi, jasnymi oczyma i wydaje się całkowicie wszystko rozumieć. To, jak się czuję, to, z czym muszę się zmierzyć lub będę musiał w najbliższej przyszłości. Ktokolwiek wymyślił powiedzenie „pies jest najlepszym przyjacielem człowieka” miał absolutną rację. No.2 jest moim kompanem na dobre i na złe. Tej nocy pozwalam mu spać tuż obok siebie, na łóżku. Czuję, jak jego ciepłe ciało grzeje moje nogi. Miarowo wydychane przez niego powietrze służy mi za kołysankę.
Kolejny dzień rozpoczyna się dla mnie inaczej, niż zwykle. Chwilę zastanawiam się, co mnie obudziło. Mój policzek jest cały w ślinie, a nade mną siedzi No.2. I wszystko jasne.
− Już wstaję... – informuję pupila, który najwyraźniej nic sobie z tego nie robi, liżąc Mie w drugi policzek. – Hej!
Szybko podnoszę się z łóżka i zerkam na zegarek. 6:15. Nienajgorzej. Gdyby nie No.2 najpewniej spóźniłbym się dziś do pracy. Idę do łazienki wziąć krótki prysznic, następnie przygotowuję śniadanie dla siebie i psa. Po posiłku wychodzę z nim na 20 minut na spacer, aby sytuacja z wczoraj się nie powtórzyła. Odstawiam go do mieszkania, chwytam w biegu torbę i telefon. Księgarnię udaje mi się otworzyć punktualnie.
Dzisiaj przychodzą nowe książki. Jestem gotowy, aby je odebrać już o 8. Dostawca zjawia się o umówionej godzinie. Stoję akurat odwrócony tyłem od wejścia, ale słyszę jak zbliża się w moim kierunku. Powoli, cicho.
− Łaaa! – krzyczy, próbując mnie przestraszyć. Ja natomiast udaje, że go nie słyszę. – Erm… Tetsu?
− Mówiłem już Hayakawa-kun, abyś nie zwracał się do mnie po imieniu – wzdycham, odwracając się przodem do wysokiego bruneta, który wydaje się lekko speszony. Hayakawa Kiichi jest człowiekiem o dość przeciętnej urodzie. Nie jest ani brzydki, ani przystojny. Jedyne, co mi się w nim podoba, to jego oczy. Ich szafirowa głębia kogoś mi przypomina… Z charakteru jednak całkowicie różni się od osoby, którą mam na myśli.
− Daj spokój, Tetsu! A poza tym, mów mi Kii!
− Nie zamierzam, Hayakawa-kun. Mógłbyś pomóc przenieść mi pudła z książkami?
Hayakawa markotnieje. Nie chciałem zrobić mu przykrości, ale tylko jedna osoba w całym moim życiu miała prawo zwracać się do mnie „Tetsu”.
− Jasne… − odpowiada cicho. Wychodzimy na dwór, przed księgarnie, gdzie stoi zaparkowany jego samochód. Z pudłami w jego wnętrzu radzimy sobie błyskawicznie. Po 10 minutach wszystkie znajdują się w sklepiku, a my razem z nimi. Hayakawa daje mi do pokwitowania parę dokumentów, po czym zmierza w kierunku wyjścia. Za chwilę jednak zatrzymuje się i odwraca w moją stronę.
− Tetsu… Właściwie, to chciałem cię o coś zapytać.
Mierzę uważnym spojrzeniem Hayakawe. Z wyrazu jego twarzy nie mogę zbyt wiele wyczytać.
− Tak?
− Ro-Robisz coś szóstego grudnia?
Ze zdziwienia otwieram szerzej oczy.
− Nie, nie mam jeszcze żadnych planów – odpowiadam zgodnie z prawdą.
− W takim razie… Wybrałbyś się ze mną może na festyn świąteczny?
− Oh… − Nie wiem, co powinienem odpowiedzieć. Hayakawa już od jakiegoś czasu zachowywał się w stosunku do mnie nieco inaczej, ale nigdzie nie chciał mnie wyciągać. W obecnej sytuacji postanowiłem się upewnić: − Czy to tylko koleżeńskie zaproszenie?
Zaczerwieniony Hayakawa zaprzecza zdecydowanym ruchem głowy. Niestety wiem, co to oznacza. Zaciętość na jego twarzy, dłonie zaciśnięte w pięści. Chcę to przerwać.
− Tetsu, ja…
− Nie mów do mnie w ten sposób, Hayakawa-kun. Mam już kogoś, kogo darzę uczuciem, więc proszę, nie dokańczaj.
Na jego twarzy maluje się szok. Kiwa powoli głową i cofa się do wyjścia.
− Przepraszam… Pójdę już, Tet… To znaczy, Kuroko.
Opuszcza księgarnię, a ja czuję ulgę. Tak. Stanowczo, mam kogoś, kogo darzę uczuciem już od bardzo, bardzo dawna. Niestety, ta osoba o tym nie wie i prawdopodobnie już nigdy się nie dowie.
*
Po południu kończy się moja zmiana, więc udaję się tam, gdzie zwykle o tej porze. Time & Place już z daleka przykuwa moją uwagę. Cieszę się, że będę mógł się tam nieco odprężyć.
Takao przynosi mi cappuccino, czego na początku w ogóle nie zauważam. Uporczywie wpatruję się w telefon. Nikt nie dzwoni i nie zapowiada się, by coś miało się zmienić.
− Kuroko?
Odwracam twarz w kierunku przyjaciela. Przypatruje mi się uważnie, z lekkim niepokojem.
− Dziękuję za kawę – mruczę, powstrzymując się od odwrócenia wzroku. Nie lubię, gdy ludzie zbyt długo patrzą się na mnie. Może wynika to z przyzwyczajenia? Od dziecka większość ludzi po prostu mnie nie zauważa.
− Nie ma za co. Mogę się dosiąść? – Takao przez całe 7 lat naszej ostatniej znajomości jeszcze nigdy nie zadał mi takiego pytania. Czuję, po prostu czuję, że jest to początek zmian, jakie zawdzięczam tajemniczym, głuchym telefonom.
− Jasne – odpowiadam, a Takao szybko sadowi się na miejscu naprzeciw mnie. Siedzimy chwilę ciszy, a ja całą siłą woli powstrzymuję się od zerknięcia na telefon, który leży tuż obok mnie, na blacie stolika.
− Coś jest nie tak – mówi powoli, podpierając brodę dłonią. Wciąż patrzy a mnie tym samym, przeszywającym spojrzeniem.
− Stwierdzasz fakty, Takao-kun?
− Tak. Czyli nie zaprzeczasz?
− Nie.
− Więc co jest?
− Mam w pracy dużo roboty, to wszystko – wzdycham, urywając nasz kontakt wzrokowy. Sięgam po filiżankę i upijam z niej łyk gorącego cappuccino. – Mianowicie nic, czym musiałbyś się przejmować.
Staram się zachować obojętność, ale Takao nie jest głupi. Wręcz przeciwnie, jest bardzo inteligentny, a jego wzrok potrafi dostrzec to, czego nikt inny by się nie dopatrzył.
− Wiesz, może i nawet bym ci uwierzył, gdybyśmy ostatnio się nie widywali. Ale widywaliśmy. Nie wiem, kto lub co tak bardzo poprawiło ci ostatnio nastrój, ale ta pozytywna zmiana była widoczna. A dziś? Przypominasz mi dawnego siebie.
− Dawnego?
− Tak. Wyglądasz zupełnie jak przez trzy pierwsze lata po przeprowadzce tutaj. Coś się stało. Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, zrozumiem. Jednak ostatnimi czasy zdałem sobie sprawę, że przez ostatnie siedem lat marny był ze mnie przyjaciel.
− Co ty mówisz, Takao-kun? – Nie rozumiem. Jego obecność przy mnie, szacunek i wyrozumiałość to cechy, które sprawiały, że osoba Takao stała się dla mnie po prostu niezastąpiona.
On tylko smutno się uśmiecha. Ten wyraz twarzy jest dla niego charakterystyczny, odkąd odrzucił go Midorima. Bardzo często mogę go zobaczyć z właśnie tym specyficznym uniesieniem końcówek ust. Zapewne musi zadawać sobie wiele wysiłku, by w ogóle móc się uśmiechnąć.
Ponieważ wciąż kocha Midorime. Szaleje za nim i usycha z tęsknoty do niego. Ja wiem. On też wie. Ale nigdy nie mieliśmy powodu, aby o tym dywagować.
− Naprawdę nie kumasz? Zamiast cię wspierać milczałem i unikałem tematu jak ognia. To nie fair. Może gdybyśmy o tym rozmawiali, nasze życie byłoby teraz inne? Lepsze?
− To już nie ma znaczenia – odpowiadam, pewien autentyczności tych słów.
− Ależ ma! I to ogromne! Żeby móc zapomnieć o przeszłości trzeba się najpierw z nią uporać. Więc co się stało tym razem?
Niechętnie to przyznaję. Takao ma rację. Jednak czy ufam mu na tyle, by opowiedzieć o tajemniczych telefonach? Czy jest mi na tyle drogą osobą, aby dzielić się z nim wątpliwościami mną targającymi? Czy on mnie zrozumie?
Na wszystkie te pytania odpowiedź jest twierdząca. Takao to idealny kandydat na kogoś, z kim mógłbym porozmawiać o zdarzeniach minionego miesiąca. Więc…
− Chodzi o Hayakawe-kuna, dostawcę w księgarni, w której pracuję.
…naginam nieco prawdę.
Takao nie zdaje sobie z tego sprawy.
− Coś ci zrobił?
− Nie. W rzeczywistości to miły facet.
− Więc podoba ci się?
Kręcę głową przecząco. Ten gest ma ukryte w sobie drugie dno. Takao świetnie o tym wie, ale zdaje się udawać, że jest inaczej.
− Rozumiem… To co z nim nie tak?
− Ja mu się podobam. Chciał mnie zaprosić na randkę i wyznać uczucie.
− A ty wciąż…
− Wciąż.
− Jasne. No cóż, to nie taka prosta sprawa. Co mu odpowiedziałeś?
− Że podoba mi się już ktoś inny.
− To dobrze. Powinien dać sobie spokój. Był smuty?
− Był. Ale ty też byłeś wtedy smutny – wyrywa mi się, nim zdążam ugryźć się w język. Na szczęście Takao tylko przytakuje:
− Byłem i nadal jestem, nie ukrywam. Taka jest prawda i nic się na to nie poradzi. Dlatego sądzę, że powinniśmy częściej rozmawiać. Rozumiesz, Kuroko? – chce się upewnić.
Kiwam głową. Moje spokojne, uporządkowane, do bólu przewidywalne życie się zmienia. Zaczynam lepiej rozumieć pewne kwestie. Ale przede mną wciąż długa droga.
− Wybacz, musze spadać do klientów. Nie płać dziś za kawę, to na mój koszt. – Takao puszcza mi oczko, wstaje od stolika. Biegnie na zaplecze, by uporać się z obowiązkami.
A ja? Ja wciąż siedzę w tym samym miejscu, w tej samej pozycji i rozmyślam nad wszystkim, co mnie ostatnio spotyka. Po chwili znów zerkam na wyświetlacz komórki.
Nic. Zero prób nawiązania kontaktu. Mam dziwne przeczucie, że tak już zostanie. Czy wszystko, co się właśnie zaczęło, ma równie szybko się zakończyć…?
*
Po raz pierwszy od naprawę bardzo, bardzo dawna wziąłem sobie w pracy urlop. Myślę, że przyda mi się trochę odpoczynku. Niekoniecznie chodzi tu o mój stan fizyczny, ale bardziej o psychikę. Jestem zmęczony. Mój rytuał kilku ostatnich dni stał się następujący: rano śpię do 9; wstaję i wyprowadzam No.2 na spacer; w pobliskiej wypożyczalni filmowej wypożyczam kilka filmów, które potem przez dłuższy czas oglądam u siebie; gotuję i zjadam obiad; pod wieczór udaję się do kawiarni, gdzie rozmawiam z Takao.  Kończy on wtedy pracę i możemy spokojnie pogadać. A rozmawiamy o wszystkim. O pogodzie, wydatkach, książkach, przeszłości oraz planach na przyszłość. Aktualnie żadnych nie mam, ale… Czuję się tak, jak kiedyś. Przypominają mi się czasy  liceum, przyjaciele i mimo wszystko – moja miłość.
Telefon jak nie dzwonił, tak nie dzwoni.
Zmienia się to 5 grudnia.
Właśnie wróciłem z Time & Place. Zwyczaj mój i Takao, który polegał na wymienianiu się książkami, znów stał się aktualny. Ostatnio tego nie robiliśmy, ale dziś pożyczyłem mu kolejną pozycję. Mój humor jest dobry, żeby nie powiedzieć wspaniały. Uśmiecham się do lustra w łazience. Postać, która się w nim odbija odwzajemnia go. Jest dość przystojna, błękitne włosy odbijają blask jarzeniówek, a oczy tego samego koloru wyrażają wszystko to, czego nie mogę ubrać w słowa. Przeczesuję kosmyki na głowie ręką. Może powinienem udać się do fryzjera, aby podciąć trochę końcówki? Nie lubię, gdy ktoś mnie dotyka, ale w tym przypadku chyba powinienem to znieść.
Całe moje ciało drętwieje, a uśmiech znika z twarzy, kiedy z pokoju obok zaczyna sączyć się melodia. Dobrze ją rozpoznaję. To dzwonek mojego telefonu. Z szybko bijącym sercem wychodzę z łazienki, gasząc w niej światło. Przekraczam próg maleńkiego saloniku i zbliżam się do niskiego, szklanego stolika, na którym wibruje mój telefon. Podnoszę go niepewnie, odbieram, przykładam do ucha.
− Tak, słucham?
Gdzieś po drugiej stronie coś szeleści. Zapada cisza. Następnie znów słychać jakiś dźwięk, lecz nieco inny niż sekundę temu. Przypomina odgłos przejeżdżającego gdzieś w tle samochodu. Czy mój rozmówca jest gdzieś na dworze? Mogę tak wnioskować, ale nie dowiem się, póki sam nie zechce mi tego powiedzieć. O ile, w ogóle się odezwie.
− Siedem lat temu widzieliśmy się po raz ostatni.
Głęboki, lekko zachrypnięty, męski głos. Poznałbym go zawsze i wszędzie. To niemożliwe.
Niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe.
– Pamiętasz to jeszcze? Miałeś zamiar mi coś powiedzieć.
Znów cisza. Bardzo się boję, że będzie mnie ona prześladować już do końca rozmowy. Mylę się. Głos znów rozbrzmiewa w słuchawce:
− Nie dałem ci dojść do słowa. Wkurzony, opowiedziałem ci, jak Sakurai Ryo wyznał mi miłość. Byłem tym zdenerwowany i zdegustowany jednocześnie. Wiesz, co było potem?
Milczę. Nie śmiem odpowiedzieć. Każda, nawet najmniejsza cząstka mnie drży z przejęcia, ale i rozpaczy. Na dość długą chwilę całkowicie zapominam, jak się oddycha.
Wiem. Oh, jak dobrze to wiem! Mogłoby minąć i całe tysiąc lat, a ja wciąż bym pamiętał.
− Potem więcej się nie widziałem. Odszedłeś bez słowa. Bez ani jednego, pieprzonego kurwa słowa! – Głos w słuchawce drży, a ja oczami wyobraźni widzę, jak ramionami Aomine wstrząsa niekontrolowany dreszcz. Zawsze tak reagował, kiedy się denerwował. Nie mogę w to uwierzyć. To naprawdę on. Nic a nic się nie zmienił. No, może ma trochę większy zasób słownictwa. – Jestem idiotą Tetsu, ale ty jeszcze gorszym. Skończonym idiotą…! Wiesz, czemu wkurwiło mnie wyznanie Sakuraia? Bo chciałem, żebyś to ty mi wyznał uczucie, dupku.
Zatyka mnie. Nie mogę złapać tchu, to zbyt wiele. Na jedną, jedyną chwilę robi mi słabo. Moje nogi drżą, a ja nie mogę ustać. Opadam na najbliżej mnie stojące krzesło, gwałtownie wciągam powietrze w płuca. Oczy zaczynają mnie szczypać.
Nie płacz, nie płacz!
− A-Aomine-kun… Ja… Ja…! – Nie wiem, co powiedzieć, ale bardzo chciałbym móc wydusić z siebie cokolwiek. W głowie mam pustkę. Milczę więc, a czas mija. Minuta za minutą. Trochę się uspokajam i mogę coś powiedzieć. Mogę z nim porozmawiać. Choć rozmowa to zbyt wiele powiedziane. – Jesteś tam wciąż?
Odpowiada mi cisza. Odrywam komórkę od ucha i spoglądam na jej wyświetlacz. Połączenie trwa.
− Aomine-kun? Halo? – Znów nic. Głucha cisza. Mam deja vu. – Aomine-kun! – wydzieram się. Zrywam się krzesła, w dłoni z całej siły trzymam telefon. Nie ma już salonu, nie ma mieszkania, nie ma nic. Jest tylko Aomine. Nie panuję nad sobą i swoimi emocjami. – Wiem, że mnie słyszysz, więc powiedz coś! Mów! Aomine-kun!
Lecz on nie odpowiada. Ciskam telefonem o podłogę. Jego części rozlatują się wokół.
Jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze. Jestem szczęśliwy. Potrafię bez  niego żyć.
Kłamstwo. To wszystko tylko kłamstwo. Łapię się za głowę, z krzesła zsuwam się na zimną posadzkę. Gdzieś pod kolanem wyczuwam baterię komórki. Po moich policzkach spływają łzy, ramiona trzęsą się niekontrolowanie, spazmatycznie wciągane przez moje płuca powietrze kłuje mnie od środka. Duszę się jękami i zawodzeniem, jakie opuszczają moje gardło. To tak bardzo boli…!
Ginę w tym świecie bez ciebie, Aomine.
*
Budzę się na podłodze. Na policzkach czuję zaschnięte łzy. Pulsujący bój rozdziera mi czaszkę od środka, dlatego pierwsze co robię, to wzięcie kilku tabletek. W łazience przemywam twarz lodowatą wodą, dzięki czemu jest mi trochę lepiej. Oczy mam całe zaczerwienione i podkrążone. Wyglądam tragicznie i tylko perspektywa sprzątania po No.2 sprawia, że wyprowadzam go na spacer. Idę z nim do parku, gdzie spędzamy nieco więcej czasu niż zwykle. Ale to dobrze. Świeże, chłodne powietrze mnie otrzeźwia. Dziś 6 grudnia, data znana bardziej jako mikołajki. Kiedy byłem mały uwielbiałem święta, a właśnie 6 grudnia miałem okazję poczuć ich przedsmak. Zawsze z mamą piekliśmy tego dnia pierniczki, aby do 24 grudnia zdążyły „dojrzeć”, zamknięte w tekturowym pudełku. Niestety tylko mniejsza część z nich dotrzymywała do Bożego Narodzenia, gdyż znając ich miejscówkę, wykradałem tyle, ile tylko to było możliwe.
Odkąd przyjechałem do Osaki nie obchodziłem świąt Bożego Narodzenia. Po prostu. Nie czułem takiej potrzeby podobnie, jak nie czuje jej dziś. Choć dziś nic nie czuję. Wydaje mi się, że wczorajsza rozmowa z Aomine nie była dla mnie dobra. Dotąd miałem tak wiele pytań, a tymczasem okazało się, że na wszystkie była tylko jedna odpowiedź, której udzielił mi właśnie on. Przez ostatnie 7 lat łudziłem się, że jeśli moje życie w końcu się ustabilizuję i będę mieć szansę na przemyślenie przeszłości, będę szczęśliwy. Myślałem, że to uczyni mnie spokojniejszym. Jednak wczoraj coś we mnie pękło. Zawsze chciałem to usłyszeć, ale nie wiedziałem, jakie konsekwencje tego będą.
Może myślisz sobie teraz, że dramatyzuję. Lecz co Ty zrobiłbyś na moim miejscu? Gdyby okazało się, że 7 lat twoje życia okazało się być zupełnie bez sensu? Nawet nie próbuj sobie tego wyobrażać. Nie chciałbym, żeby przez te moje wywody pogorszył ci się humor. Ale taka jest prawda. Przerosła mnie ona i nie wiem, co powinienem teraz robić. Mój telefon wciąż leży roztrzaskany w salonie; nawet nie zadałem sobie trudu złożenia go. Aomine już do mnie nie zadzwoni, ale i ja z nikim nie będę mieć kontaktu. Dziś po raz pierwszy od 7 lat nie pójdę do Time & Place, nie zobaczę się z Takao, nie wymienię się z nim książką. Chcę się w końcu od tego wszystkiego uwolnić. Mam dość.
Zaczyna się ściemniać. Nie dziwi mnie to zbytnio. Wstałem przed 13, a zebranie się do wyjścia sprawiło mi trochę kłopotu. Ostatecznie przesiedziałem w parku z No.2 dwie godziny. Mimo wszystko, mi wciąż jest mało. Odstawiam psa do domu i ku jego rozgoryczeniu, zostawiam go samego. Wychodzę bez konkretnego celu. Tylko po to, by zachłysnąć się powietrzem, by popatrzeć na zachmurzone niebo, by zapomnieć o złudnej nadziei jaką przyniosły mi głuche telefony, czy może raczej sam Aomine.
Docieram do miasta. Całkiem sam czuję się tutaj przytłoczony przez ludzi, którzy przyszli tu z przyjaciółmi. Uśmiechają się, śmieją, rozmawiają. A ja przeciskam się między nimi i udaję, że mnie nie ma. Moja nikła aura pomaga mi w tym. Jestem pewien, że w tym stanie źle zniósłbym każde zdziwione spojrzenie, którym by mnie obdarzono.
Wchodzę do pierwszego lepszego baru, jaki znalazł się w zasięgu mojego wzroku. Dochodzi dopiero 18, ale jest tu dość dużo ludzi jak na tak wczesną godzinę. Jest mi to na rękę. Zamawiam przy barze butelkę sake i siadam z nią w kąciku przy ścianie. Nigdy przedtem nie piłem tyle, ile zamierzam dzisiaj. Jaki mam w tym cel? Tak właściwie to żaden. Chcę po prostu odwrócić od czegoś swoje myśli.
Dlatego właśnie opróżniam butelkę w ciągu następnej godziny. Smak alkoholu nie jest mi obcy, jednak dziś wydaje się wyjątkowo przystępny. Pijąc, obserwuję dwójkę przyjaciół. Jeden z nich ma krótkie, czarne, sterczące włosy, a drugi trochę dłuższe od swojego kompana, blond. Obaj są bardzo przystojni, choć mają zupełnie inne typy urody. Zajęci rozmową, nie zwracają na mnie najmniejszej uwagi. Wydają się być czymś lekko zmartwieni, jednak od czasu do czasu uśmiechają się do siebie promiennie.
Nagle przypomina mi się Kagami. Gdzie jest? Co robi? Od przeszło dwóch miesięcy, a może trochę więcej, nie miałem z nim kontaktu. A szkoda, ponieważ zaczynam odczuwać jego brak. Mimo, że nasza znajomość była o wiele bardziej formalna niż w liceum, wciąż bardzo go lubiłem i miło mi było posłuchać jego głosu od czasu do czasu. Być może stało się coś ważnego, przez co nie mógł napisać ani zadzwonić. Mam nadzieję, że to minie i znów będę mógł z nim porozmawiać. Najchętniej spotkałbym się z nim, ale nie jest to proste. Kagami jest światowej sławy koszykarzem, a ja zwykłym, szarym człowiekiem stroniącym od ludzi. Paradoks…
Ponieważ nie chcę upić się do nieprzytomności, wychodzę z baru. Trochę kręci mi się w głowie, ale czuję wewnątrz siebie przyjemne ciepło. Nie chcę wracać do domu. Jeszcze nie teraz. Myślę chwilę nad tym, gdzie mógłbym się udać. W końcu wpadam na pewien pomysł i ruszam przed siebie nawet nie zauważając, że zaczyna padać śnieg. Zdaję sobie z tego sprawę dopiero, kiedy jestem na miejscu. Przede mną rozciąga się rzeka. Jest tu dość stromo, dlatego nie zbliżam się do krawędzi, przed którą stoję. Jest tak ciemno, że trudno mi dostrzec cokolwiek, nie wspominając już o jej drugim brzegu. Najbliższa latarnia znajduje się paręnaście metrów dalej. Po mojej prawej stronie, w oddali, znajduje się dość sporych rozmiarów, podświetlony na różnokolorowo, most. Płatki śniegu opadają na ziemię i natychmiast się rozpuszczają, ponieważ jest jeszcze trochę zbyt ciepło, by mogły zatrzymać się tu na dłużej.
Zaczyna burczeć mi w brzuchu. Nic dziwnego, w końcu nie jadłem nic od wczoraj. Całkiem zapomniałem o śniadaniu, a potem nie było mnie w domu. Oprócz tego, mój żołądek zaciska się w specyficzny sposób, przez co czuję się nieswojo. Nagle zaczynam wyczuwać czyjąś obecność. Tuż za sobą słyszę ciche kroki. Rzeka w dole cicho szumi, rozbijając się o brzeg, dlatego nie wiem w jakiej odległości ode mnie znajduje się osoba, która zdecydowała się tu przyjść. Czy martwię się o to, że coś mogłoby mi się teraz stać? Nie. Może jeszcze kilka lat temu by mnie to obchodziło, jednak teraz jestem absolutnie obojętny. Wiem, nie jest to dobry tok rozumowania, jednak nie potrafię zmusić swojego lekko zamroczonego przez alkohol umysłu do, chociażby, odczuwania w tej chwili strachu. Mimo wszystko odwracam się. Nie chcę, by śmierć przyszła niespodziewanie.
Cisza. Śnieg. Lekki wiatr. Ciemność, w której udaje mi się dostrzec blask oczu. Poznaję postać, do której on należy.
Chyba wolałbym już śmierć.
− Tetsu.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że dla Ciebie to zakończenie może wydawać się banalne. Jednak dla mnie wcale ono takie nie jest. Zamieram, nie potrafiąc chociażby drgnąć. Aomine podchodzi do mnie bardzo, bardzo powoli. Zdaje mi się, czy czas zwolnił? Jego oczy świecą. Od łez. Nachyla się i całuje mnie krótko w usta. Następnie odsuwa się, nie doczekawszy się z mojej strony reakcji. Stoimy wpatrzeni w siebie. Zaciskam dłonie w pięści i schylam głowę. Moje oczy również zachodzą łzami. Ramiona trzęsą mi się od bezgłośnego szlochu. Aomine ponownie zbliża się do mnie, aby tym razem mocno chwycić mnie w ramiona. I nie puszczać. Już nigdy.
− Boże, Tetsu, przepraszam cię za wszystko… Kocham cię – szepcze i tylko mocniej mnie do siebie przyciska. Nie mogę złapać oddechu. Nie mogę uporządkować myśli. Nie mogę przestać płakać, choć wiem, że to tak żałosne. Po prostu chcę tak zostać i móc wdychać zapach Aomine do nieprzytomności; czuć jego obecność.
− Po prostu już nigdy nie pozwól mi odejść. – Mówię to tak, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Bardzo cichym, dziwnie spokojnym głosem. Jestem pewien, że mnie usłyszał.
Jestem pewien, że rzeczywiście zatrzyma mnie przy sobie.

A Ty? Też tak myślisz?

9 komentarzy:

  1. Zacznę od tego, że po raz pierwszy czytam jakiekolwiek opowiadanie na komputerze, a co za tym idzie, po raz pierwszy słucham muzyki zaproponowanej przez autora. Nie wiem czym się kierowałaś wybierając tę piosenkę, ale połączenie jej z tym fanfikiem wywołało u mnie niekontrolowany atak płaczu. Po raz pierwszy od dość dawna rozryczałam się jak małe dziecko (nie płakałam tak długo, że reakcją moich oczu na pierwsze krople łez było straszne szczypanie, To bolało ;-;).
    Tak jak w tamtej części działo się mało to tutaj akcja się mocno rozwinęła na plus oczywiście.

    "− Siedem lat temu widzieliśmy się po raz ostatni. – Głęboki, lekko zachrypnięty, męski głos. Poznałbym go zawsze i wszędzie. To niemożliwe. Niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe. – Pamiętasz to jeszcze? Miałeś zamiar mi coś powiedzieć. – Znów cisza. Bardzo się boję, że będzie mnie ona prześladować już do końca rozmowy. Mylę się. Głos znów rozbrzmiewa w słuchawce: − Nie dałem ci dojść do słowa. Wzburzony, opowiedziałem o tym, jak Sakurai Ryo wyznał mi miłość. Byłem tym faktem wkurzony i zdegustowany jednocześnie. Wiesz, co było potem?
    Milczę. Nie śmiem odpowiedzieć. Każda, nawet najmniejsza cząstka mnie drży z przejęcia, ale i rozpaczy. Na dość długą chwilę całkowicie zapominam, jak się oddycha.
    Wiem. Oh, jak dobrze to wiem! Mogłoby minąć i całe tysiąc lat, a ja wciąż bym pamiętał.
    − Potem więcej się nie widziałem. Odszedłeś bez słowa. Bez ani jednego, pieprzonego kurwa słowa! – Głos w słuchawce drży, a ja oczami wyobraźni widzę, jak ramionami Aomine wstrząsa niekontrolowany dreszcz. Zawsze tak reagował, kiedy się denerwował. Nie mogę w to uwierzyć. To naprawdę on. Nic a nic się nie zmienił. No, może ma trochę większy zasób słownictwa. – Jestem idiotą Tetsu, ale ty jeszcze gorszym. Skończonym idiotą…! Wiesz, czemu wkurwiło mnie wyznanie Sakuraia? Bo chciałem, żebyś to ty mi wyznał uczucie, dupku." Aomine-kun nie obrażaj Tetsiaka... Ale motywy miłosne w stylu ,,No on wyznał mi miłość, nie powiem Ci że go odrzuciłem, a tak naprawdę kocham Ciebie bo... Bo tak. Znajdę Cię po X latach i dopiero będziemy razem" są denerwujące. Jakby mi tak facet/kobitka zrobił/a to bym potem zabiła xd.

    ,,− Boże, Tetsu, przepraszam cię za wszystko… Kocham cię" W tym momencie to już w ogóle tażałam się po dywanie płacząc, tuląc myszkę od laptopa i krzycząc ,,O MOJ BOŻE AOMINE DLACZEGO NIE ZROBIŁEŚ TEGO OD RAZU????!!!!!" (Mój brat nakrzyczał na mnie że zakłócam jego spokój xd).
    Podsumowując, stworzyłaś genialne opowiadanie. Pomijając już genialny styl pisania, język, opisy i te wszystkie pierdoły, udało Ci się wymyślić genialną fabułę. Skrzywdzonego Tetsiaka, którego ,,Głuche telefony" wyciągają ze smutnej rutyny, a gdy nagle się urywają uświadamia sobie jak bardzo się do nich przywiązał.
    Dziękuję Ci za to opowiadanie z całego serca.
    Pozdrawiam i tulę mocno do serduszka.
    Lin-chan

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuźde już dawno żadne opowiadanie mnie tak nie wzruszyło! Ten koniec jest taki piękny...
    Ogólnie to wole KagaKuro, ale to AoKuro rządzi! Takie cudne *ociera łezke* że aż nie wiem co powiedzieć. Albo nie jednak wiem: Tetsu! Aomine! Obaj jesteście idiotami. Kompletnymi! I prosze mi tu nie dyskutowac! Koniec! Kropka! Finito! The end! Itd. Itp. *sowa nażarta cukrem (czyt. nadpobudliwa) level: 99* Podsumowując: Kuroko to idiota, Aomine debil, kochany No.2 jest ciagle kochany, Takaoś choć tu przytule cię! I jeszcze "Shin-chan znajdę cię i zjem ci telefon! I okularki! *^* " Sowa
    Ps. Komentarz kompletnie bez ładu i składu. Sorki na emocje mnie wzięło *rumieni się* Kuroko jest naprawdę biedny w tym opowiadaniu. Tak mi go szkoda. A zresztą ekscytuje się jutrzejszym turniejem mikołajkowym w szkole (kocham kibicować na meczach siatkówki [grać już trochę mniej dupa jestem jeśli chodzi o odbiór "dołem"] *.* ) Pozdrawiam i śle tulaska!

    OdpowiedzUsuń
  3. Łaaaa!!! Buuuu!!! Ryk na miejscu proszę państwa! Morze łez! To było takie...takie... Ah! I Och! I w ogóle aż mam ochotę poszukać własnego serca :) już dawno nie czytałam tak dobrego AoKuro!
    Cudny prezent na Mikołajki, zaiste cudowny!
    Pozdrowionka i ciepłe tulaski^w^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohh nareszcie wolna chwila, żeby to przeczytać <3
    I wiesz co? KOCHAM. To jest takie idealne... Ja wiedziałam, że Aomine do niego przyjedzie. Nie mogłoby być inaczej. Nienienie. I mimo, że to miało tylko dwie części to mam wrażenie że nawiązałam taką więź z Kuroko... Często miewam podobne jak on rozkminy, więc przyjemnie mi się je czytało ^^ A reakcja Tetsu po rozmowie z Aomine była taka... Wow. Tyle emocji, osunął się na podłogę, argh... To musiał być dla niego szok. Moje biedne, niebieskie... T^T I zakończenie takie kochane... Happy end a tak bardzo mi się podoba, że mam ochotę przeczytać to jeszcze raz. A jego reakcja, jak zobaczył swoje love XD 'Chyba wolałbym już śmierć" Bezcenna. Swoją drogą jak lekko już wstwiony Kuroko poszedł nad tą rzekę, to się bałam, że sierota się potknie i do niej wpadnie! Ulga, że mi tego oszczędziłaś, chociaż i takie zakończenie pewnie by mi się spodobało ^^; Ja chcę więcej takich cudeniek, dlatego czasu na pisanie życzę i do następnego! ^^ Aw, no i dziękuję. Za to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej. Ojej, ojej. Ojej, ojej, ojej.
    Cześć :)
    W tym samym dniu, ale o innej godzinie... Dopiero co sid obudziłam i od razu siuuu komórka, i piszemy komentarz. Ja to jednak komentów nie umiem pisać, więc... To będzie monolog xD
    Aomine, Aomine, ou shit Aomine <3
    Szok szok szok. Czytam tak sobie o tych głuchych telefonach i... Czemu ten kretyn milczy? (Tak ja bardzo lubie obrażać postacie)
    Kuroko... CZEMU on uciekł? Bo sie Daiki wkurzył, że nie należy pić? .-.
    Wait what. ;____;
    A nie bo myśle o tym jak to Kuroko + Wódka wygląda iii.... Mózg Mrinusi pisze co chce ;-;
    Ale. Wracając do kochanego Aomisia-biegnij, biegnij nie wypuszczaj, Daiki, kurna nie wypuszczaj! XD
    Prawie płakałam gdy sie spotkali... T^T
    Ale nie lubie ryczeć w samotności o 2 w nocy, więc nie.
    Wciągam gluty w nos, łzy sie cofają.... Auć. Nie lubie glutów :(
    Iiiii nie wiem co mam tu jeszcze napisać! >.<
    Okej kończe komenta i lece czytać dalj xD
    Mrina pozdrawia :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak długo jak czytam opowiadania, PIERWSZY RAZ spotykam właśnie takie. Nie wierzę, że akcja jest tak spokojna. Jak dla mnie, nawet dla Kuroko to jest zbyt wolne, ale idealnie się to razem komponuje. Odprężyłam się przy tym opowiadaniu jak nigdy. Poczułam, że moje życie dosłownie zwolniło swoje tempo. Na początku pierwszego partu odniosłam wrażenie, jakbym czytała opowieść jakiegoś starszego człowieka, takiego dziadziusia który uracza swoją historią wnuki... Czytając komentarze zauważyłam, że ktoś porównał to opowiadanie do picia kawy- nie pomylił się. Mówiąc krótko- jestem najnormalniej w świecie zachwycona. Już dawno nic mi się tak nie spodobało. Dziękuję Ci za to opowiadanie. To pierwszy Twój twór, z którym się zapoznałam i to była najlepsza decyzja z możliwych, by coś u Ciebie przeczytać, mimo późnej pory.
    Dziękuję jeszcze raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie strasznie miłe móc przeczytać takie ciepłe słowa na temat swoich tworów ;; ♥ A zwłaszcza, jeśli czytelnik rozumie zamysł autora. Bo tak, dokładnie taki miałam zamysł - wprowadzenie w życiu Kuroko monotonni i strasznego, strasznego spokoju po silnie przeżytych w młodości uczuciach. Aż w końcu nutka tajemniczości i nadziei, związana z telefonami od Aomine.
      Strasznie się cieszę, że opowiadanie Ci się spodobało ♥ Nie powiem, długo nad nim siedziałam i zastanawiałam się, jak poszczególne elementy połączyć w całość ^^'
      To ja dziękuję za przeczytanie i chęć podzielenia się ze mną Twoimi odczuciami ♥ jestem za to bardzo, bardzo wdzięczna ^^ To właśni słowa, takie jak Twoje, zachęcają do dalszego pisania i dodają weny jak nic innego :)
      Arigato!
      Zapraszam również do czytania innych opowiadań ^^ Może coś innego też zapadnie ci w pamięci? ^^ Ah, no i oczywiście polecam specjal do tego opowiadania (MidoTaka) xD ^^'
      Pozdrawiam i życzę dobrej nocy ^^ c:

      Usuń
    2. Cały dzisiejszy dzień, dosłownie :D, czytałam Twoje twory, głównie kieruję się wtedy znajomością paringów. Jak nie znam postaci, to nie czytam. :D Ale zapewniam, że przeczytałam u Ciebie dużo tekstów. Gdzieś tam po drodze komentowałam niektóre, ale to najbardziej mi utkwiło w pamięci. Mam nadzieję, że jeszcze coś od Ciebie tak bardzo na mnie wpłynie. ^^ Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny. <3

      Usuń
  7. Hej,
    rozdział wspaniały,  jednak to Aoime cały czas dzwonił... jak bardzo przyzwyczaił się do tych telefonów... ;) a ta końcówka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń