Mieliśmy
całe 45 minut, aby odpocząć w szatni. W tym samym czasie dwie pozostałe drużyny
biorące udział w zawodach miały stoczyć swój mecz. Mimo tego, że poprzednie
starcie nasza drużyna wygrała z miażdżącą przewagą, Kagami wręcz ociekał potem,
jednak jego zmęczenie nie przeszkadzało mu w świętowaniu naszego małego
zwycięstwa. Stał na środku pomieszczenia,
którym się znajdowaliśmy i prowadził żywą dyskusję z Hyuugą o tym, jaką
akcje w grze uznawali za najlepszą. Mi osobiście najbardziej podobała się ta,
gdy mój chłopak wykonał widowiskowy wsad do kosza przeciwników. Przy jego
wykonaniu wyskoczył bardzo wysoko i mimo, iż nieco martwiłem się o jego nogi,
byłem dumny, że czyni tak duże postępy. Nie wspomnę o tym, że kiedy spadał na
parkiet boiska, pęd powietrza podwinął mu t-shirt i było widać w zasadzie
wszystko to, co się pod nim znajdowało…
Jestem
pewien, że niejedna dziewczyna chciałaby mieć takiego chłopaka, jak Kagami. A
jednak, on odrzucił je wszystkie i wybrał właśnie mnie. Swoim postępowaniem
chciałem sprawiać mu jak najmniej kłopotów, by on również, tak bardzo jak ja,
cieszył się ze swojego wyboru. Również w tamtej chwili, nie chciałem przerywać
Kagamiemu w rozmowie, więc gdy ten ją zakończył poprosiłem, by wyszedł ze mną
na chwilę na korytarz.
− Co jest, Kuroko? Stało się coś? – zapytał z lekkim
niepokojem. To, co miałem mu do przekazania wymagało nieco więcej intymności,
dlatego odparłem wymijająco:
− Zaraz ci powiem, Kagami-ku, ale proszę, znajdźmy
nieco… bardziej ustronne miejsce. Czuje się tu otoczony. – W istocie. Na
korytarzu, wokół nas, kręciło się mnóstwo osób. Niektóre przyszły tu licząc na
chwilę wytchnienia, inne po prostu zabłądziły tam, w poszukiwaniu bufetu. Na
szczęście, nikt nie zwracał na nas zbytniej uwagi, dlatego chwyciłem dłoń Kagamiego
i pociągnąłem go w stronę najbliższego pomieszczenia.
Męska
łazienka była całkowicie opustoszała. Niemniej, w każdej chwili ktoś mógł do
niej wejść, więc musiałem się pospieszyć. Starając się nie zwracać uwagi na
unoszący się w powietrzu zapach moczu, stanąłem na palcach i pocałowałem
Kagamiego lekko w usta. Na początku wydawał się zaskoczony – ja sam z reszta
taki byłem – lecz już po chwili zaczął bardzo intensywnie odpowiadać na
pocałunek. Jego język pieścił moje podniebienie, a ręce, które znalazły się tam
w oka mgnieniu, pośladki. Poczułem, jak się czerwienię. Adrenalina robiła swoje
– mój oddech stał się krótki, urywany. Jeszcze trochę, a zamieniłby się w
westchnięcia.
Pragnąłem
bliskości Kagamiego za każdym razem, gdy tylko miałem pewność, że on również
potrzebuje mojej. Całe szczęście, że mój chłopak okazał się zboczeńcem – dzięki
temu mogłem mieć pewność, ze jeśli kiedykolwiek najdzie mnie ochota na bliższy
kontakt fizyczny z nim, nie odmówi.
Zaśmiałem
się krótko, zdając sobie sprawę z tego,
jak daleko pozwoliłem popłynąć swoim myślom. Zakończyliśmy pocałunek. Usta
Kagamiego lśniły od śliny, a jego policzki były bliskie przybrania barwy
włosów.
− Jeszcze chwila, a by mi stanął – westchnął Kagami,
a mój rumieniec rozlał się jeszcze na szyje i uszy.
− Nie musisz być ze mną aż tak szczery, Kagami-kun –
powiedziałem cicho, wlepiając wzrok w podłogę. Nawiasem mówiąc, była bardzo
czysta. Żadnych śladów błota, paprochów czy innych paskudztw, którymi na ogół
była pokryta. Nagle poczułem usta i oddech mojego chłopaka tuż przy moim uchu.
− Daj spokój, wiem, że to lubisz… − wyszeptał na
tyle cicho, bym tylko ja jeden, jedyny, zdołał to usłyszeć.
− J-Ja..!
Gwałtownie
odsunąłem się od Kagamiego. Zdawał się pożerać mnie wzrokiem i wiedziałem, że
dziś nie będzie mi dane udać się prosto do domu.
W
tej samej chwili drzwi łazienki otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł
Furihata. Od razu wyczuł panującą atmosferę. Tworzył ją Kagami, który rzucał mu
gniewne spojrzenia. Nie był zadowolony z tego, że ktokolwiek przeszkodził mu w
zawstydzaniu mnie, co ostatnio stanowiło jego ulubioną zabawę. Kiedy byliśmy w
łóżku, nie robił zupełnie nic, póki go o to nie poprosiłem, a raczej, zmuszony
byłem poprosić. Wywoływało to u mnie o wiele szybsze bicie serca, niemalże bordowe
rumieńce i dosyć śmieszne uczucie bycia skazanym na taką mękę.
− Przeszkodziłem w czymś…? – zapytał Furihata,
patrząc pełnym przerażenia spojrzeniem na Kagamiego, który z oczu ciskał
gromami.
− Nie, skądże. Właśnie wracaliśmy do szatni,
Furihata-kun – powiedziałem miękko, choć mój stan na to nie wskazywał. Znów
chwyciłem Kagamiego za rękę i niemal siłą wyciągnąłem z łazienki, zostawiając w
niej zmieszanego Furihate.
***
W
następnym meczu rozegranym z udziałem naszej drużyny miałem wziąć udział i ja.
Wyszliśmy zatem z naszej szatni nieco wcześniej, by trochę rozgrzać się na
boisku. Poprzednia gra już się skończyła. Wynik przedstawiał się następująco:
87:142. Dla nas oznaczało to, że utrzymujemy się na pierwszej pozycji w kolejce
po puchar, aczkolwiek musieliśmy przyłożyć się w następnym meczu tak, aby suma
punktów żadnej z drużyn nie była większa od naszej.
Jedna
połowa świeżo umytego boiska była przeznaczona na naszą rozgrzewkę. Trybuny
zaczęły powoli zapełniać się przez ludzi, którzy korzystając z przerwy, poszli
do bufetu lub toalety.
Ja,
Kagami, Hyuuga, Mitobe i Izuki zaczęliśmy podawać sobie piłki. Były to szybkie,
celne podania, w których się specjalizowałem. Riko stała przy ławce rezerwowych
i uważnie nam się przyglądała. Kolejne ćwiczenie polegało na rzutach do kosza
za 3 punkty. Nie poszło mi jakoś rewelacyjnie, wolałem trafiać z bliższej
odległości. Ostatecznie trafiłem cztery na dziewięć razy. Ostatnie minuty
rozgrzewki moi senpaie wraz z Kagamim spędzili na wsadach i zwykłych rzutach do
kosza, w których się specjalizowali. Mitobe starał się odebrać każdemu z nich
piłkę. Ja patrzyłem na nich nieco z boku, wykonując ćwiczenia na nadgarstki i
ramiona, jakie w specjalnej rozpisce przygotowała dla mnie Riko. Następnie
zacząłem wykonywać okrężne ruchy głową, w celu rozgrzania karku. Kątem oka
spoglądałam na naszych przeciwników. Tych, którzy w poprzednim meczu zdobyli
142 punkty. Byli już dość rozgrzani, jednak woleli poruszać się jeszcze trochę
przed grą, niż siedzieć na ławce i nas obserwować. Musiałem stwierdzić, że
wyglądali na znaczenie bardziej doświadczonych niż drużyna, z którą mierzyliśmy
się nieco ponad godzinę temu.
Wszyscy
nasi przeciwnicy mieli na sobie granatowo-szare stroje. Byli wysocy, umięśnieni
i masywni. Chyba nawet nieco bardziej niż Kiyoshi, który siedział na ławce
rezerwowych naszej drużyny i również uważnie i się przypatrywał. Szybko
wywnioskowałem, że ich słabością były zwinność i szybkość. Znałem tylko jedną
osobę, która mająca taką masę i mięśnie mogłaby poruszać się na tyle szybko, by
pokonać nas w pościgu za piłką, a był nią Murasakibara. Naszych przeciwników
będziemy mogli sprawnie wymijać i podawać sobie między nimi piłkę. Uśmiechnąłem
się lekko i przełknąłem ślinę, czując stres. Zmęczenie spowodowane nieprzespaną
nocą dawało o sobie znać, choć nie przejmowałem się tym. Najważniejsze było to,
abyśmy pokonali przeciwną drużynę naszą koszykówką.
Rozległ
się krótki sygnał, który na celu miał zakączenie rozgrzewki. Cały pierwszy
skład naszej drużyny poszedł odłożyć piłki, a następnie podszedł do Riko, by ta
mogła powiedzieć parę słów.
− Chłopaki! Nasi przeciwnicy są w lepszej formie niż
przypuszczałam. Jednak my jesteśmy w jeszcze lepszej! Ciężko trenowaliśmy i
jestem pewna, że dzięki współpracy wygramy te zawody! Powodzenia!
− Tak!
– krzyknęliśmy wszyscy, a następnie ustawiliśmy się w kręgu, splatając szyje
kolegów obok
ramionami.
−
Kagami, zacznij na zdobyciu piłki. Podaj ją do Kuroko, a on poda ją mnie.
Krótko mówiąc,
rozpoczynamy
rzutem za 3 punkty, jak w poprzednim meczu. Przeciwnicy są silni, ale już nie
raz
walczyliśmy
ciężej, by osiągnąć zwycięstwo! Seirin, fight! − wrzasnął kapitan, a my mu
zawtórowaliśmy. Nasze pewne siebie głosy jeszcze
chwilę odbijały się echem po hali sportowej. Szybko zostały zagłuszone przez
wiwatujących na naszą cześć kibiców. Wziąłem kilka głębokich wdechów. Czas
zaczynać!
Pełni
energii i chęci rozegrania naprawdę wspaniałego meczu wyszliśmy na parkiet
boiska. Ustawiliśmy się w linii naprzeciw naszych przeciwników. Mierzyli nas
oni uważnym spojrzeniem. Nie lekceważyli nas zapewne ze wzgląd na ostatnie
mistrzostwa zimowe, gdzie daliśmy czadu.
Życzyliśmy
sobie dobrzej gry, a następnie wszyscy stanęli na swoich pozycjach. Kagami
przygotowywał się do wyskoku. Osobą, która miała się z nim zmierzyć, okazał się
najwyższy członek przeciwnej drużyny. Był nieco mniej umięśniony niż reszta
jego kolegów, ale jego wąskie oczy i twarz o ostrych rysach sprawiały, że
wyczuwało się przy nim pewnego rodzaju złowrogą aurę. Mój chłopak tez zdawał
się to zauważyć, do uśmiechnął się sam do siebie. Zdawał się całkowicie
skupiony i podniecony jednocześnie.
Gwizdek
sędziego rozdarł ciszę. Piłka poszybowała w górę, a za nią wyskoczyli Kagami i
jego przeciwnik. Mój chłopak mimo dzielącej ich różnicy centymetrów, skoczył
wyżej i przechwycił piłkę, która też zaraz znalazła się przy mnie. Z całej siły
uderzyłem ją dłonią, wprawiając ją w wirujący ruch. Dosięgnęła swego celu. Nim
ktokolwiek zdążył się zorientować, wpadła w dłonie Hyuugi, który trafił nią do
kosza z odpowiednio dużej odległości, byśmy mogli zarobić 3 punkty na dobry
początek.
Nasi
przeciwnicy nie wyglądali na zbytnio przejętych, w porównaniu do kibiców
siedzących na trybunach.
Następna
akcja potoczyła się równie sprawnie, co poprzednia, jednak przy następnej
napotkaliśmy przeszkodę. Piłka trafiła do Izukiego, który znalazł się w patowej
sytuacji. Kagami oraz Hyuuga byli podwójnie kryci, natomiast Mitobego zasłaniał
ten sam chłopak, który wcześniej wyskakiwał po piłkę. Ja stałem zbyt Dalego, by
można było mi podać. Zdecydowałem się jak najszybciej zmniejszyć tę odległość,
jednak drogę zastąpił mi jeden z kryjących Kagamiego, olbrzymów, mało mnie nie
faulując.
Jeszcze chwila, a byłoby przetrzymanie.
Kagami zdołał uwolnić się od chłopaka go kryjącego i
szybko wystawił się Izukiemu, który mu podał. Mój chłopak rozpędził się, a
wtedy stanął mu na drodze kolejny przeciwnik, jednak on nie zwracał na niego
najmniejszej uwagi. Minął go i wykonał widowiskowy wsad.
***
Pod koniec drugiej kwarty prowadziliśmy z wynikiem
57:29. Nasi przeciwnicy nie byli tak dobrzy, na jakich wyglądali, ale
przynajmniej lepsi, niż swoi poprzednicy.
Mieliśmy nieco dłuższą przerwę i odpoczywaliśmy na
ławkach naszej drużyny. Kagami zajmował miejsce po mojej lewej stronie. Miał
zamknięte oczy; po jego skroniach, szyi i dekolcie spływały kropelki potu. Nasze
kolana stykały się ze sobą i mogłem poczuć, jak ciepła jest skóra mojego
chłopaka. Nie mogłem się doczekać, jak wrócimy do domu.
Sędzia poprosił, byśmy zaczęli już zbierać się na
boisku. Nasz skład pozostał niezmienny, ponieważ mecz nie był na tyle męczący,
by coś z nim zrobić. Wstaliśmy wszyscy i skierowaliśmy się na boisko.
Wtedy stało się coś, co było zaskoczeniem dla nas
wszystkich.
Na halę weszła osoba, na którą z początku nikt nie
zwracał uwagi. Jednak ja zauważyłem go od razu. Wysoki; czarne włosy
zaczesane do tyłu w małe warkoczyki, przenikliwe, a zarazem kpiące spojrzenie
szarych oczu, śmiały uśmiech i kolczyki w obu uszach.
Zawirowało mi przed oczami. Przeszłość, o której
próbowałem zapomnieć, uderzyła we mnie ze zdwojoną mocą.
− Kuroko? Stało się coś? – Kagami zauważył jako
pierwszy, że coś ze mną nie tak. Wpatrywał się we mnie z troską i uwagą. Dobry
nastrój opuścił go, kiedy zobaczył w moich oczach strach. – Hej?
Nie
mogłem wydusić z siebie ani słowa. Stałem jak wryty w połowie boiska i patrzyłem,
jak Haizaki Shougo podchodzi do trenera naszych przeciwników. Chwilę ze sobą
rozmawiali, mężczyzna krzyczał, a Haizaki w sama porę uchylił się od uderzenia.
Uniósł ręce w geście spokoju. Trener nie był zadowolony, ale ostatecznie Shougo
ściągnął z siebie dres i niedbale rzucił go na ławkę rezerwowych. Pod spodem
miał granatowo-biały strój. Następnie wszedł na boisko, w zastępstwie za
jednego chłopaka z drużyny naszych przeciwników. Dopiero wtedy Kagami
zrozumiał, co się stało. Zacisnął dłonie w pięści i z wściekłością wpatrywał
się w Haizakiego, który stojąc od nas w pewnej odległości, uśmiechał się,
patrząc wprost na mnie.
Byłem
pewien, że chciał się zemścić. W końcu… To ze względu na mnie Akashi usunął go
z drużyny w gimnazjum.
Izuki
jako trzeci zorientował się, kto wszedł na boisko. Natychmiast poinformował o
tym Hyuuge. Nasz kapitan zdenerwował się prawie tak, jak Kagami.
− Przepraszam, ale co on – wskazał na Haizakiego –
tu robi? – zapytał sędziego. Choć zapytał, to nieodpowiednie słowo, by określić
warkot, który wydobył się z ust Hyuugi.
− Nie rozumiem…
− Haizaki Shougo uczęszcza do gimnazjum Fukuda
Sougou – wtrącił Izuki. – Nie powinien grać w tej drużynie.
Haizaki
najwyraźniej usłyszał swoje nazwisko, gdyż podszedł do sędziego, Hyuugi i
Izukiego.
− Jestem oficjalnym członkiem tej drużyny na czas
zawodów. Jeśli nie wierzysz, możesz przejrzeć dokumenty, okularniku – zwrócił się
do Hyuugi. Te słowa podziałały na kapitana niczym czerwona płachta na byka.
Gdyby nie Izuki, który w porę złapał go za ramiona, rzuciłby się na Shougo. –
Możemy w końcu grać? A może się boicie? – zakpił i uśmiechnął złośliwie. Sędzia
był nieco zszokowany całą sytuacją, lecz w końcu zdołał wykrztusić:
− D-Dobrze, uspokójcie się. Wznawiamy grę.
Rozpoczęliśmy
trzecią kwartę gry. Drużyna Haizakiego miała piłkę, którą ktoś szybko mu podał.
Shougo kozłując ją, przebiegł niemal całe boisko i rzucił do kosza. Nasza drużyna
czuła się bardzo niepewnie, ze względu na specyficzną umiejętność Shougo.
Potrafił on, podobnie jak Kise, skopiować czyjąś umiejętność, dopasowując do
siebie jej tempo oraz prędkość. Po tym zabiegu jego przeciwnik nie był w stanie
jej wykonać.
Utknęliśmy
w miejscu. Nie wiedzieliśmy, jak najlepiej byłoby walczyć z Haizakim. Wkładać w
mecz cały wysiłek, czy odpuścić to sobie, pozostając przy łatwych,
nieskomplikowanych technikach? W ciągu trwania trzeciej kwarty postanowiliśmy
wprowadzić w życie to drugie.
Gra
kręciła się wokół Haizakiego. To on niemal za każdym razem zdobywał punkty, to
jego trzeba było przejść, by móc dostać się pod kosz przeciwników. Kagamiego
cała ta sytuacja przytłaczała. Trudno było mu grać, bez możliwości wykazania
się. Prawdopodobnie nie chciał skakać, ponieważ obawiał się, że Haizaki go
skopiuje.
Ja
sam robiłem wszystko tak, jak zwykle. Podawałem i przechwytywałem piłkę, jednak
rzuty do kosza, niknący drive, czy inne moje techniki pozostawały w ukryciu.
Nieustannie obserwowałem Haizakiego, a on mnie. Jego uśmiech i żądza w oczach
przyprawiały mnie o dreszcze. Cieszyłem się, że chociaż nic do mnie nie mówił.
To miał się zmienić w najbliższym czasie.
Trzecia
kwarta zakończyła się wynikiem 78:74. Prowadziliśmy zaledwie czteroma punktami.
Atmosfera stała się napięta, a niepotrzebna iskra mogła wywołać pożar.
Zeszliśmy z boiska w ponurych nastojach. Riko zaczęła na głos zastanawiać się,
co byłoby najlepszym wariantem na ostatnie 15 minut gry. Jednak ja jej nie słuchałem. Byłem zbyt pochłonięty
myśleniem o tym, czemu Haizaki pojawił się i brał udział w meczu nie swojej
drużyny.
Nic
konkretnego nie udało mi się wymyśleć, natomiast Riko zarządziła całkowitą
zmianę strategii: mieliśmy pójść na całość wszyscy. Tak, by Haizaki nie mógł
nadążyć za kopiowaniem naszych zdolności. Plan wydał mi się naprawdę dobry,
zwłaszcza jeśli brać pod uwagę to, iż mecz chylił się ku końcowi. Jednak… coś
nie grało. Shougo nie wyglądał na przejętego całym meczem. Wręcz przeciwnie –
jego postawa była luźna i całkowicie swobodna. Uśmiechał się kpiąco cały czas i
zdawał nie przejmować się wynikiem. Wywnioskowałem zatem, że jeśli nie
interesują go nasze rozgrywki, nie będzie się trudził w kopiowaniu i zabieraniu
zdolności innych. On… przyszedł tu w innym, konkretnym celu. I właśnie to mnie
w tym wszystkim bardzo niepokoiło. Haizaki był nieobliczalny i nie obchodziły
go konsekwencja. Zarówno w grze, jak i w życiu.
Rozpoczęła
się czwarta kwarta. Nasza drużyna w oka mgnieniu przechwyciła piłkę i ruszyła
pod kosz przeciwników. Tym razem rzucił Izuki, zdobywając dla nas dwa punkty.
Jego rzut był prosty i idealnie dopasowany do sytuacji. Bardzo łatwo byłoby go
skopiować Haizakiemu, jednak tak jak myślałem, nie to go interesowało.
Kolejną
akcję poprowadził Kagami. Stałem sam pod naszym koszem, więc widziałem dokładnie,
jak wysoki i majestatyczny skok oddaje, by zaraz po nim wsadzić piłkę przez
obręcz z ogromną siłą. Uśmiechnąłem się leciutko i zerknąłem na tablicę z
punktami. Zostało nam 10 minut do końca.
− Wspaniały wsad, prawda? – Wzdrygnąłem się i w
myślach skarciłem za to, jak bardzo byłem nieuważny. Tuż bok mnie stał Haizaki.
– Ale wiesz, takie skoki muszą sporo nadwyrężać jego stawy. Mam nadzieję, że
wykonywał odpowiednie ćwiczenia. Inaczej… Będzie musiał uważać, żeby nie podwinęła
mu się noga – powiedział cicho, a moje ciało przeszedł dreszcz, który aż
zabolał. Chciałem coś powiedzieć, ale obecność Sougo sprawiała, że język plątał
mi się w supeł i nie mogłem wydusić ani słowa. Tymczasem Haizakiego już nie
było. Rzucił się w wir gry, próbując zabrać piłkę Hyuudze. On jednak podał ją
mnie, a ja przekazałem Kagamiemu. Mój chłopak zdobył kolejne punkty, a ja zacząłem
nagle się o niego martwić. A co, jeśli rzeczywiście potknie się i zrobi sobie krzywdę?
Albo jeśli ktoś go sfauluje? W końcu Kagami zgubił swoją kartkę i nie mógł
wykonywać swoich… Chwila. Skąd Haizaki o tym wiedział?
Nim
zdążyłem się zorientować, pod koszem naszych przeciwników rozegrała się kolejna
akcja. Mój chłopak sam okiwał czterech przeciwników po kolei i był o krok od
zdobycia kolejnych punktów. Z zapartym tchem patrzyłem, jak Haizaki wbiega mu
tuż pod nogi. Obaj wylądowali na parkiecie boiska, a sądząc po huku, jaki
rozniósł się po hali, ich zderzenie i upadek musiało być bardzo bolesne.
Wszystko,
co zdarzyło się po tym wypadku pamiętam jak przez mgłę. Kagami krzyknął z bólu,
trzymając się za kostkę. Nie był w stanie wstać. Jedyne, co mógł, to kurczowo
zaciskać dłonie na uszkodzonej nodze. Wstrzymano grę. Cała nasza drużyna w parę
sekund znalazła się przy Kagamim. Wezwano medyka. Ja stałem w pewnej odległości
czując, jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Byłem bezradny. Nie wiedziałem,
czy powinienem tam podejść, czy powinienem patrzeć, jak mój chłopak cierpi. Nie
wiedziałem, czy on w ogóle by tego chciał.
Parzyłem,
jak zabierają Kagamiego na noszach. Nie byłem pewien, ale raczej do gabinetu
pielęgniarki. A może na pogotowie? Przełknąłem ogromną gulę w gardle, powoli
odzyskując czucie w kończynach i pełną świadomość. Podbiegłem jak najszybciej
do Kiyoshiego, który stał najbliżej.
− Kiyoshi-senpai, czy mogę…
− Idź – przerwał mi, patrząc na mnie z powagą w
oczach. To nie zdarzało się często. – Powiem
Riko. Razem z Furihatą wejdziemy na boisko za was. Wygramy. O to nie musisz się
martwić.
− Jasne. – Uśmiechnąłem się słabo. Nie bacząc na
zmęczenie, które zaczęło mnie dopadać, pobiegłem w kierunku w którym
pielęgniarze zabrali Kagamiego. W chwili, gdy mijałem Haizakiego usłyszałem,
jak podśpiewuje:
− Gdy-by kóz-ka nie ska-ka-ła, to by nóż-ki nie zła-ma-ła…!
*rozdział bez korekty à nie znalazłam jeszcze na nią czasu*
Rozdział wyszedł ci genialnie! Szczerze mówiąc takiego rozwinięcia akcji się nie spodziewałam. Raczej obstawialam, że to Kuroko coś się stanie. *podziwia twój geniusz* A ta właściwie to chora jezdem :/ Muszem leżeć w łóżeczku! Choć jak by na to spojrzeć z innej strony to mam przedłużony weekend *w* Sowa
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ^^ Tak właśnie chciałam Was czymś zaskoczyć :D Czymś, co nie będzie takie oczywiste :33
UsuńChoć nieco późno, to życzę ci zdrówka ^^'
Pozdrawiam!
Chyba się załamię... piszę to drugi raz...
OdpowiedzUsuńJezz.. nareszcie! Ileż ja się naczekałam! Twoją skórę ratuje jedynie fakt, że narobiłaś sobie z tym wszystkim roboty (chciałaś wstawiać opowiadania co dwa dni, co nie? xd), ale w przyszłości nie wytrzymam i cię znajdę XD
Ojeeej... Nareszcie jakaś akcja! Chociaż miałam skrytą nadzieję, że to Kuroko ucierpi, to Kagami też może być C: (ja wcale nie mam skłonności sadystycznych :x). I mam nieodparte wrażenie, że Haizaki maczał palce w rzekomym zaginięciu kartki Kagamiego (to wcale nie tak, że to oczywiste, nieee :x)... Ale Kuroko go chyba za to zje normalnie XD Oczywiście nie w całości. Będzie przeżuwał. Powoli. Dokładnie. Żeby cierpiał. Au~ Ale nie... no bo mały Tetsiu miałby cioś źrobić Haziemu? I właśnie dlatego chciałabym, żeby to Kuroko zaszkodził. Bo Kagami by go pobił XD Probably...
A tak bardziej komentując opowiadanie, to mega dobra robota. Nawet przy opisie meczu nie przysypiałam (a czytałam to o 5 rano), co rzadko się zdarza, bo zwykle mi się nudzi. No i ten styl pisania... <3 Taki... No taki Twój. Po prostu. Kolejne cudowne opowiadanie!
Ach, na razie dalej jestem w amorkach! A jutro AoKise! No po prostu perf! Tylko nie waż się spóźnić z rozdziałem, bo nie wytrzymam i strzelę sobie między oczy! Nie wiesz co ja przeżywałam XD Odświeżanie bloggera co 10 minut... Brr...
Duuuużo weny życzę! I żebyś zdążyła z tym rozdziałem do jutra. Bo na prawdę uratujesz moją sobotę, którą spędzę w domu czytając lektury na konkurs z polskiego (dlaczego ja się na to zgodziłam...)
Do napisania! :*
Ps. Kagami ma fajne nike na tym obrazku XD
Dziękuję za komentarz :D Nie martw się, będą się jeszcze tłukli xD Zadbam o to :333
UsuńCóż, Kagami najwidoczniej wziął udział w jakiejś kampanii promującej nike (żeby nie pisać, ze się sprzedał xDD)
Pozdrawiam! ^^
Jeeeeeeeeeeeeest kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJeden rozdział a tak poprawia humor <3
Szczerze to była dla mnie niespodzianka bo chyba z tydzień tu nie zaglądałam ale cóż klasa maturalna robi swoje...
Rozdział zaczął sie super :D
Tu niby tak spokojnie i w ogóle przerwa po meczu
A tu potem taka niespodzianka i sie całują w toalecie ^^ :3 (noż kurde nie ma lepszych miejsc na calowanie sie tylko toaleta ;________;)
A potem pojawiła sie ta cholera... -,-
Biedny Kuroko :ccc trauma wróciła
No ale cóż życie...
Mój Kagami...... ;ccccccccc
Mam nadzieje ze nie ma mu nic poważnego bo nie ręczę za siebie Haizaki...
Niech sie nim Kuroko odpowiednio zajmie (rusza znacząco brwiami ^^)
Czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział i mam taką cichą i skrytą nadzieje ze szybko sie pojawi
Życzę ci duuuuuuuuuuuuuuużo weny i czasu na pisanie <3
A i zapomniałam dodać że ten obrazek na końcu rozdziału jest słodki ^^ :3 <3 i Kagami ma tam nike :3 :3 :3 :3
Pozdrawiam
Karola
Tak, toaleta najlepsza na buzi między meczami :333
UsuńTrauma Kuroko *.* Nie miałam pojęcia, że to brzmi aż tak dramatycznie xD No i właśnie... może Haizaki ''zrobi'' mu jeszcze jedną traume? :D
Pozdrawiam!
Nie ma to jak fanfick na dobranoc ^.^
OdpowiedzUsuńW dodatku niesie ze sobą tak wielką naukę! W życiu bym nie pomyślała, że toaleta może być miejscem uniesień miłosnych! Ech, co ty wiesz o życiu Czarna, no nic nie wiesz :P
I szczerze współczuję Kuroko, też mi się zdarzyło mówić rzeczy, które nie chciały przejść przez gardło a druga osoba specjalnie się nabijała (oczywiście nie w Takich sytuacjach ;) ). Łączę się z nim w bólu i cierpieniu! I tak własnie czytam dalej i czytam, a w mojej głowie rodzi się taką myśl "no to teraz czas na moment, który mnie zwali z nóg" no i czytam, a mecz jak trwał tak był, mój zawód rósł... A tu bam! Haizaki! proszę bądź ironiczny, bądź ironiczny, bądź ironiczny, wredny i złośliwy!
A propos złośliwości brakuje mi ostatnio Hichigo <--- w tym zdaniu znajduje się ukryta aluzja :D
Czekam na następną cześć! Weny i czasu! :3