Only love [part XIII]

            Mieliśmy całe 45 minut, aby odpocząć w szatni. W tym samym czasie dwie pozostałe drużyny biorące udział w zawodach miały stoczyć swój mecz. Mimo tego, że poprzednie starcie nasza drużyna wygrała z miażdżącą przewagą, Kagami wręcz ociekał potem, jednak jego zmęczenie nie przeszkadzało mu w świętowaniu naszego małego zwycięstwa. Stał na środku pomieszczenia,  którym się znajdowaliśmy i prowadził żywą dyskusję z Hyuugą o tym, jaką akcje w grze uznawali za najlepszą. Mi osobiście najbardziej podobała się ta, gdy mój chłopak wykonał widowiskowy wsad do kosza przeciwników. Przy jego wykonaniu wyskoczył bardzo wysoko i mimo, iż nieco martwiłem się o jego nogi, byłem dumny, że czyni tak duże postępy. Nie wspomnę o tym, że kiedy spadał na parkiet boiska, pęd powietrza podwinął mu t-shirt i było widać w zasadzie wszystko to, co się pod nim znajdowało…
            Jestem pewien, że niejedna dziewczyna chciałaby mieć takiego chłopaka, jak Kagami. A jednak, on odrzucił je wszystkie i wybrał właśnie mnie. Swoim postępowaniem chciałem sprawiać mu jak najmniej kłopotów, by on również, tak bardzo jak ja, cieszył się ze swojego wyboru. Również w tamtej chwili, nie chciałem przerywać Kagamiemu w rozmowie, więc gdy ten ją zakończył poprosiłem, by wyszedł ze mną na chwilę na korytarz.
− Co jest, Kuroko? Stało się coś? – zapytał z lekkim niepokojem. To, co miałem mu do przekazania wymagało nieco więcej intymności, dlatego odparłem wymijająco:
− Zaraz ci powiem, Kagami-ku, ale proszę, znajdźmy nieco… bardziej ustronne miejsce. Czuje się tu otoczony. – W istocie. Na korytarzu, wokół nas, kręciło się mnóstwo osób. Niektóre przyszły tu licząc na chwilę wytchnienia, inne po prostu zabłądziły tam, w poszukiwaniu bufetu. Na szczęście, nikt nie zwracał na nas zbytniej uwagi, dlatego chwyciłem dłoń Kagamiego i pociągnąłem go w stronę najbliższego pomieszczenia.
            Męska łazienka była całkowicie opustoszała. Niemniej, w każdej chwili ktoś mógł do niej wejść, więc musiałem się pospieszyć. Starając się nie zwracać uwagi na unoszący się w powietrzu zapach moczu, stanąłem na palcach i pocałowałem Kagamiego lekko w usta. Na początku wydawał się zaskoczony – ja sam z reszta taki byłem – lecz już po chwili zaczął bardzo intensywnie odpowiadać na pocałunek. Jego język pieścił moje podniebienie, a ręce, które znalazły się tam w oka mgnieniu, pośladki. Poczułem, jak się czerwienię. Adrenalina robiła swoje – mój oddech stał się krótki, urywany. Jeszcze trochę, a zamieniłby się w westchnięcia.
            Pragnąłem bliskości Kagamiego za każdym razem, gdy tylko miałem pewność, że on również potrzebuje mojej. Całe szczęście, że mój chłopak okazał się zboczeńcem – dzięki temu mogłem mieć pewność, ze jeśli kiedykolwiek najdzie mnie ochota na bliższy kontakt fizyczny z nim, nie odmówi.
            Zaśmiałem się krótko, zdając sobie sprawę  z tego, jak daleko pozwoliłem popłynąć swoim myślom. Zakończyliśmy pocałunek. Usta Kagamiego lśniły od śliny, a jego policzki były bliskie przybrania barwy włosów.
− Jeszcze chwila, a by mi stanął – westchnął Kagami, a mój rumieniec rozlał się jeszcze na szyje i uszy.
− Nie musisz być ze mną aż tak szczery, Kagami-kun – powiedziałem cicho, wlepiając wzrok w podłogę. Nawiasem mówiąc, była bardzo czysta. Żadnych śladów błota, paprochów czy innych paskudztw, którymi na ogół była pokryta. Nagle poczułem usta i oddech mojego chłopaka tuż przy moim uchu.
− Daj spokój, wiem, że to lubisz… − wyszeptał na tyle cicho, bym tylko ja jeden, jedyny, zdołał to usłyszeć.
− J-Ja..!
            Gwałtownie odsunąłem się od Kagamiego. Zdawał się pożerać mnie wzrokiem i wiedziałem, że dziś nie będzie mi dane udać się prosto do domu.
            W tej samej chwili drzwi łazienki otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł Furihata. Od razu wyczuł panującą atmosferę. Tworzył ją Kagami, który rzucał mu gniewne spojrzenia. Nie był zadowolony z tego, że ktokolwiek przeszkodził mu w zawstydzaniu mnie, co ostatnio stanowiło jego ulubioną zabawę. Kiedy byliśmy w łóżku, nie robił zupełnie nic, póki go o to nie poprosiłem, a raczej, zmuszony byłem poprosić. Wywoływało to u mnie o wiele szybsze bicie serca, niemalże bordowe rumieńce i dosyć śmieszne uczucie bycia skazanym na taką mękę.
− Przeszkodziłem w czymś…? – zapytał Furihata, patrząc pełnym przerażenia spojrzeniem na Kagamiego, który z oczu ciskał gromami.
− Nie, skądże. Właśnie wracaliśmy do szatni, Furihata-kun – powiedziałem miękko, choć mój stan na to nie wskazywał. Znów chwyciłem Kagamiego za rękę i niemal siłą wyciągnąłem z łazienki, zostawiając w niej zmieszanego Furihate.
***
            W następnym meczu rozegranym z udziałem naszej drużyny miałem wziąć udział i ja. Wyszliśmy zatem z naszej szatni nieco wcześniej, by trochę rozgrzać się na boisku. Poprzednia gra już się skończyła. Wynik przedstawiał się następująco: 87:142. Dla nas oznaczało to, że utrzymujemy się na pierwszej pozycji w kolejce po puchar, aczkolwiek musieliśmy przyłożyć się w następnym meczu tak, aby suma punktów żadnej z drużyn nie była większa od naszej.
            Jedna połowa świeżo umytego boiska była przeznaczona na naszą rozgrzewkę. Trybuny zaczęły powoli zapełniać się przez ludzi, którzy korzystając z przerwy, poszli do bufetu lub toalety.
            Ja, Kagami, Hyuuga, Mitobe i Izuki zaczęliśmy podawać sobie piłki. Były to szybkie, celne podania, w których się specjalizowałem. Riko stała przy ławce rezerwowych i uważnie nam się przyglądała. Kolejne ćwiczenie polegało na rzutach do kosza za 3 punkty. Nie poszło mi jakoś rewelacyjnie, wolałem trafiać z bliższej odległości. Ostatecznie trafiłem cztery na dziewięć razy. Ostatnie minuty rozgrzewki moi senpaie wraz z Kagamim spędzili na wsadach i zwykłych rzutach do kosza, w których się specjalizowali. Mitobe starał się odebrać każdemu z nich piłkę. Ja patrzyłem na nich nieco z boku, wykonując ćwiczenia na nadgarstki i ramiona, jakie w specjalnej rozpisce przygotowała dla mnie Riko. Następnie zacząłem wykonywać okrężne ruchy głową, w celu rozgrzania karku. Kątem oka spoglądałam na naszych przeciwników. Tych, którzy w poprzednim meczu zdobyli 142 punkty. Byli już dość rozgrzani, jednak woleli poruszać się jeszcze trochę przed grą, niż siedzieć na ławce i nas obserwować. Musiałem stwierdzić, że wyglądali na znaczenie bardziej doświadczonych niż drużyna, z którą mierzyliśmy się nieco ponad godzinę temu.
            Wszyscy nasi przeciwnicy mieli na sobie granatowo-szare stroje. Byli wysocy, umięśnieni i masywni. Chyba nawet nieco bardziej niż Kiyoshi, który siedział na ławce rezerwowych naszej drużyny i również uważnie i się przypatrywał. Szybko wywnioskowałem, że ich słabością były zwinność i szybkość. Znałem tylko jedną osobę, która mająca taką masę i mięśnie mogłaby poruszać się na tyle szybko, by pokonać nas w pościgu za piłką, a był nią Murasakibara. Naszych przeciwników będziemy mogli sprawnie wymijać i podawać sobie między nimi piłkę. Uśmiechnąłem się lekko i przełknąłem ślinę, czując stres. Zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą dawało o sobie znać, choć nie przejmowałem się tym. Najważniejsze było to, abyśmy pokonali przeciwną drużynę naszą koszykówką.
            Rozległ się krótki sygnał, który na celu miał zakączenie rozgrzewki. Cały pierwszy skład naszej drużyny poszedł odłożyć piłki, a następnie podszedł do Riko, by ta mogła powiedzieć parę słów.
− Chłopaki! Nasi przeciwnicy są w lepszej formie niż przypuszczałam. Jednak my jesteśmy w jeszcze lepszej! Ciężko trenowaliśmy i jestem pewna, że dzięki współpracy wygramy te zawody! Powodzenia!
− Tak! – krzyknęliśmy wszyscy, a następnie ustawiliśmy się w kręgu, splatając szyje kolegów obok
ramionami.
− Kagami, zacznij na zdobyciu piłki. Podaj ją do Kuroko, a on poda ją mnie. Krótko mówiąc,
rozpoczynamy rzutem za 3 punkty, jak w poprzednim meczu. Przeciwnicy są silni, ale już nie raz
walczyliśmy ciężej, by osiągnąć zwycięstwo! Seirin, fight! − wrzasnął kapitan, a my mu
zawtórowaliśmy. Nasze pewne siebie głosy jeszcze chwilę odbijały się echem po hali sportowej. Szybko zostały zagłuszone przez wiwatujących na naszą cześć kibiców. Wziąłem kilka głębokich wdechów. Czas zaczynać!
            Pełni energii i chęci rozegrania naprawdę wspaniałego meczu wyszliśmy na parkiet boiska. Ustawiliśmy się w linii naprzeciw naszych przeciwników. Mierzyli nas oni uważnym spojrzeniem. Nie lekceważyli nas zapewne ze wzgląd na ostatnie mistrzostwa zimowe, gdzie daliśmy czadu.
            Życzyliśmy sobie dobrzej gry, a następnie wszyscy stanęli na swoich pozycjach. Kagami przygotowywał się do wyskoku. Osobą, która miała się z nim zmierzyć, okazał się najwyższy członek przeciwnej drużyny. Był nieco mniej umięśniony niż reszta jego kolegów, ale jego wąskie oczy i twarz o ostrych rysach sprawiały, że wyczuwało się przy nim pewnego rodzaju złowrogą aurę. Mój chłopak tez zdawał się to zauważyć, do uśmiechnął się sam do siebie. Zdawał się całkowicie skupiony i podniecony jednocześnie.
            Gwizdek sędziego rozdarł ciszę. Piłka poszybowała w górę, a za nią wyskoczyli Kagami i jego przeciwnik. Mój chłopak mimo dzielącej ich różnicy centymetrów, skoczył wyżej i przechwycił piłkę, która też zaraz znalazła się przy mnie. Z całej siły uderzyłem ją dłonią, wprawiając ją w wirujący ruch. Dosięgnęła swego celu. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, wpadła w dłonie Hyuugi, który trafił nią do kosza z odpowiednio dużej odległości, byśmy mogli zarobić 3 punkty na dobry początek.
            Nasi przeciwnicy nie wyglądali na zbytnio przejętych, w porównaniu do kibiców siedzących na trybunach.
            Następna akcja potoczyła się równie sprawnie, co poprzednia, jednak przy następnej napotkaliśmy przeszkodę. Piłka trafiła do Izukiego, który znalazł się w patowej sytuacji. Kagami oraz Hyuuga byli podwójnie kryci, natomiast Mitobego zasłaniał ten sam chłopak, który wcześniej wyskakiwał po piłkę. Ja stałem zbyt Dalego, by można było mi podać. Zdecydowałem się jak najszybciej zmniejszyć tę odległość, jednak drogę zastąpił mi jeden z kryjących Kagamiego, olbrzymów, mało mnie nie faulując.
Jeszcze chwila, a byłoby przetrzymanie.
Kagami zdołał uwolnić się od chłopaka go kryjącego i szybko wystawił się Izukiemu, który mu podał. Mój chłopak rozpędził się, a wtedy stanął mu na drodze kolejny przeciwnik, jednak on nie zwracał na niego najmniejszej uwagi. Minął go i wykonał widowiskowy wsad.
***
Pod koniec drugiej kwarty prowadziliśmy z wynikiem 57:29. Nasi przeciwnicy nie byli tak dobrzy, na jakich wyglądali, ale przynajmniej lepsi, niż swoi poprzednicy.
Mieliśmy nieco dłuższą przerwę i odpoczywaliśmy na ławkach naszej drużyny. Kagami zajmował miejsce po mojej lewej stronie. Miał zamknięte oczy; po jego skroniach, szyi i dekolcie spływały kropelki potu. Nasze kolana stykały się ze sobą i mogłem poczuć, jak ciepła jest skóra mojego chłopaka. Nie mogłem się doczekać, jak wrócimy do domu.
Sędzia poprosił, byśmy zaczęli już zbierać się na boisku. Nasz skład pozostał niezmienny, ponieważ mecz nie był na tyle męczący, by coś z nim zrobić. Wstaliśmy wszyscy i skierowaliśmy się na boisko.
Wtedy stało się coś, co było zaskoczeniem dla nas wszystkich.
Na halę weszła osoba, na którą z początku nikt nie zwracał uwagi. Jednak ja zauważyłem go od razu. Wysoki; czarne włosy zaczesane do tyłu w małe warkoczyki, przenikliwe, a zarazem kpiące spojrzenie szarych oczu, śmiały uśmiech i kolczyki w obu uszach.
Zawirowało mi przed oczami. Przeszłość, o której próbowałem zapomnieć, uderzyła we mnie ze zdwojoną mocą.
− Kuroko? Stało się coś? – Kagami zauważył jako pierwszy, że coś ze mną nie tak. Wpatrywał się we mnie z troską i uwagą. Dobry nastrój opuścił go, kiedy zobaczył w moich oczach strach. – Hej?
            Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Stałem jak wryty w połowie boiska i patrzyłem, jak Haizaki Shougo podchodzi do trenera naszych przeciwników. Chwilę ze sobą rozmawiali, mężczyzna krzyczał, a Haizaki w sama porę uchylił się od uderzenia. Uniósł ręce w geście spokoju. Trener nie był zadowolony, ale ostatecznie Shougo ściągnął z siebie dres i niedbale rzucił go na ławkę rezerwowych. Pod spodem miał granatowo-biały strój. Następnie wszedł na boisko, w zastępstwie za jednego chłopaka z drużyny naszych przeciwników. Dopiero wtedy Kagami zrozumiał, co się stało. Zacisnął dłonie w pięści i z wściekłością wpatrywał się w Haizakiego, który stojąc od nas w pewnej odległości, uśmiechał się, patrząc wprost na mnie.
            Byłem pewien, że chciał się zemścić. W końcu… To ze względu na mnie Akashi usunął go z drużyny w gimnazjum.
            Izuki jako trzeci zorientował się, kto wszedł na boisko. Natychmiast poinformował o tym Hyuuge. Nasz kapitan zdenerwował się prawie tak, jak Kagami.
− Przepraszam, ale co on – wskazał na Haizakiego – tu robi? – zapytał sędziego. Choć zapytał, to nieodpowiednie słowo, by określić warkot, który wydobył się z ust Hyuugi.
− Nie rozumiem…
− Haizaki Shougo uczęszcza do gimnazjum Fukuda Sougou – wtrącił Izuki. – Nie powinien grać w tej drużynie.
            Haizaki najwyraźniej usłyszał swoje nazwisko, gdyż podszedł do sędziego, Hyuugi i Izukiego.
− Jestem oficjalnym członkiem tej drużyny na czas zawodów. Jeśli nie wierzysz, możesz przejrzeć dokumenty, okularniku – zwrócił się do Hyuugi. Te słowa podziałały na kapitana niczym czerwona płachta na byka. Gdyby nie Izuki, który w porę złapał go za ramiona, rzuciłby się na Shougo. – Możemy w końcu grać? A może się boicie? – zakpił i uśmiechnął złośliwie. Sędzia był nieco zszokowany całą sytuacją, lecz w końcu zdołał wykrztusić:
− D-Dobrze, uspokójcie się. Wznawiamy grę.
            Rozpoczęliśmy trzecią kwartę gry. Drużyna Haizakiego miała piłkę, którą ktoś szybko mu podał. Shougo kozłując ją, przebiegł niemal całe boisko i rzucił do kosza. Nasza drużyna czuła się bardzo niepewnie, ze względu na specyficzną umiejętność Shougo. Potrafił on, podobnie jak Kise, skopiować czyjąś umiejętność, dopasowując do siebie jej tempo oraz prędkość. Po tym zabiegu jego przeciwnik nie był w stanie jej wykonać.
            Utknęliśmy w miejscu. Nie wiedzieliśmy, jak najlepiej byłoby walczyć z Haizakim. Wkładać w mecz cały wysiłek, czy odpuścić to sobie, pozostając przy łatwych, nieskomplikowanych technikach? W ciągu trwania trzeciej kwarty postanowiliśmy wprowadzić w życie to drugie.
            Gra kręciła się wokół Haizakiego. To on niemal za każdym razem zdobywał punkty, to jego trzeba było przejść, by móc dostać się pod kosz przeciwników. Kagamiego cała ta sytuacja przytłaczała. Trudno było mu grać, bez możliwości wykazania się. Prawdopodobnie nie chciał skakać, ponieważ obawiał się, że Haizaki go skopiuje.
            Ja sam robiłem wszystko tak, jak zwykle. Podawałem i przechwytywałem piłkę, jednak rzuty do kosza, niknący drive, czy inne moje techniki pozostawały w ukryciu. Nieustannie obserwowałem Haizakiego, a on mnie. Jego uśmiech i żądza w oczach przyprawiały mnie o dreszcze. Cieszyłem się, że chociaż nic do mnie nie mówił. To miał się zmienić w najbliższym czasie.
            Trzecia kwarta zakończyła się wynikiem 78:74. Prowadziliśmy zaledwie czteroma punktami. Atmosfera stała się napięta, a niepotrzebna iskra mogła wywołać pożar. Zeszliśmy z boiska w ponurych nastojach. Riko zaczęła na głos zastanawiać się, co byłoby najlepszym wariantem na ostatnie 15 minut gry. Jednak  ja jej nie słuchałem. Byłem zbyt pochłonięty myśleniem o tym, czemu Haizaki pojawił się i brał udział w meczu nie swojej drużyny.
            Nic konkretnego nie udało mi się wymyśleć, natomiast Riko zarządziła całkowitą zmianę strategii: mieliśmy pójść na całość wszyscy. Tak, by Haizaki nie mógł nadążyć za kopiowaniem naszych zdolności. Plan wydał mi się naprawdę dobry, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę to, iż mecz chylił się ku końcowi. Jednak… coś nie grało. Shougo nie wyglądał na przejętego całym meczem. Wręcz przeciwnie – jego postawa była luźna i całkowicie swobodna. Uśmiechał się kpiąco cały czas i zdawał nie przejmować się wynikiem. Wywnioskowałem zatem, że jeśli nie interesują go nasze rozgrywki, nie będzie się trudził w kopiowaniu i zabieraniu zdolności innych. On… przyszedł tu w innym, konkretnym celu. I właśnie to mnie w tym wszystkim bardzo niepokoiło. Haizaki był nieobliczalny i nie obchodziły go konsekwencja. Zarówno w grze, jak i w życiu.
            Rozpoczęła się czwarta kwarta. Nasza drużyna w oka mgnieniu przechwyciła piłkę i ruszyła pod kosz przeciwników. Tym razem rzucił Izuki, zdobywając dla nas dwa punkty. Jego rzut był prosty i idealnie dopasowany do sytuacji. Bardzo łatwo byłoby go skopiować Haizakiemu, jednak tak jak myślałem, nie to go interesowało.
            Kolejną akcję poprowadził Kagami. Stałem sam pod naszym koszem, więc widziałem dokładnie, jak wysoki i majestatyczny skok oddaje, by zaraz po nim wsadzić piłkę przez obręcz z ogromną siłą. Uśmiechnąłem się leciutko i zerknąłem na tablicę z punktami. Zostało nam 10 minut do końca.  
− Wspaniały wsad, prawda? – Wzdrygnąłem się i w myślach skarciłem za to, jak bardzo byłem nieuważny. Tuż bok mnie stał Haizaki. – Ale wiesz, takie skoki muszą sporo nadwyrężać jego stawy. Mam nadzieję, że wykonywał odpowiednie ćwiczenia. Inaczej… Będzie musiał uważać, żeby nie podwinęła mu się noga – powiedział cicho, a moje ciało przeszedł dreszcz, który aż zabolał. Chciałem coś powiedzieć, ale obecność Sougo sprawiała, że język plątał mi się w supeł i nie mogłem wydusić ani słowa. Tymczasem Haizakiego już nie było. Rzucił się w wir gry, próbując zabrać piłkę Hyuudze. On jednak podał ją mnie, a ja przekazałem Kagamiemu. Mój chłopak zdobył kolejne punkty, a ja zacząłem nagle się o niego martwić. A co, jeśli rzeczywiście potknie się i zrobi sobie krzywdę? Albo jeśli ktoś go sfauluje? W końcu Kagami zgubił swoją kartkę i nie mógł wykonywać swoich… Chwila. Skąd Haizaki o tym wiedział?
            Nim zdążyłem się zorientować, pod koszem naszych przeciwników rozegrała się kolejna akcja. Mój chłopak sam okiwał czterech przeciwników po kolei i był o krok od zdobycia kolejnych punktów. Z zapartym tchem patrzyłem, jak Haizaki wbiega mu tuż pod nogi. Obaj wylądowali na parkiecie boiska, a sądząc po huku, jaki rozniósł się po hali, ich zderzenie i upadek musiało być bardzo bolesne.
            Wszystko, co zdarzyło się po tym wypadku pamiętam jak przez mgłę. Kagami krzyknął z bólu, trzymając się za kostkę. Nie był w stanie wstać. Jedyne, co mógł, to kurczowo zaciskać dłonie na uszkodzonej nodze. Wstrzymano grę. Cała nasza drużyna w parę sekund znalazła się przy Kagamim. Wezwano medyka. Ja stałem w pewnej odległości czując, jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Byłem bezradny. Nie wiedziałem, czy powinienem tam podejść, czy powinienem patrzeć, jak mój chłopak cierpi. Nie wiedziałem, czy on w ogóle by tego chciał.
            Parzyłem, jak zabierają Kagamiego na noszach. Nie byłem pewien, ale raczej do gabinetu pielęgniarki. A może na pogotowie? Przełknąłem ogromną gulę w gardle, powoli odzyskując czucie w kończynach i pełną świadomość. Podbiegłem jak najszybciej do Kiyoshiego, który stał najbliżej.
− Kiyoshi-senpai, czy mogę…
− Idź – przerwał mi, patrząc na mnie z powagą w oczach. To nie zdarzało się często. – Powiem Riko. Razem z Furihatą wejdziemy na boisko za was. Wygramy. O to nie musisz się martwić.
− Jasne. – Uśmiechnąłem się słabo. Nie bacząc na zmęczenie, które zaczęło mnie dopadać, pobiegłem w kierunku w którym pielęgniarze zabrali Kagamiego. W chwili, gdy mijałem Haizakiego usłyszałem, jak podśpiewuje:
− Gdy-by kóz-ka nie ska-ka-ła, to by nóż-ki nie zła-ma-ła…!




*rozdział bez korekty à nie znalazłam jeszcze na nią czasu*

7 komentarzy:

  1. Rozdział wyszedł ci genialnie! Szczerze mówiąc takiego rozwinięcia akcji się nie spodziewałam. Raczej obstawialam, że to Kuroko coś się stanie. *podziwia twój geniusz* A ta właściwie to chora jezdem :/ Muszem leżeć w łóżeczku! Choć jak by na to spojrzeć z innej strony to mam przedłużony weekend *w* Sowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ^^ Tak właśnie chciałam Was czymś zaskoczyć :D Czymś, co nie będzie takie oczywiste :33
      Choć nieco późno, to życzę ci zdrówka ^^'
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Chyba się załamię... piszę to drugi raz...
    Jezz.. nareszcie! Ileż ja się naczekałam! Twoją skórę ratuje jedynie fakt, że narobiłaś sobie z tym wszystkim roboty (chciałaś wstawiać opowiadania co dwa dni, co nie? xd), ale w przyszłości nie wytrzymam i cię znajdę XD
    Ojeeej... Nareszcie jakaś akcja! Chociaż miałam skrytą nadzieję, że to Kuroko ucierpi, to Kagami też może być C: (ja wcale nie mam skłonności sadystycznych :x). I mam nieodparte wrażenie, że Haizaki maczał palce w rzekomym zaginięciu kartki Kagamiego (to wcale nie tak, że to oczywiste, nieee :x)... Ale Kuroko go chyba za to zje normalnie XD Oczywiście nie w całości. Będzie przeżuwał. Powoli. Dokładnie. Żeby cierpiał. Au~ Ale nie... no bo mały Tetsiu miałby cioś źrobić Haziemu? I właśnie dlatego chciałabym, żeby to Kuroko zaszkodził. Bo Kagami by go pobił XD Probably...
    A tak bardziej komentując opowiadanie, to mega dobra robota. Nawet przy opisie meczu nie przysypiałam (a czytałam to o 5 rano), co rzadko się zdarza, bo zwykle mi się nudzi. No i ten styl pisania... <3 Taki... No taki Twój. Po prostu. Kolejne cudowne opowiadanie!
    Ach, na razie dalej jestem w amorkach! A jutro AoKise! No po prostu perf! Tylko nie waż się spóźnić z rozdziałem, bo nie wytrzymam i strzelę sobie między oczy! Nie wiesz co ja przeżywałam XD Odświeżanie bloggera co 10 minut... Brr...
    Duuuużo weny życzę! I żebyś zdążyła z tym rozdziałem do jutra. Bo na prawdę uratujesz moją sobotę, którą spędzę w domu czytając lektury na konkurs z polskiego (dlaczego ja się na to zgodziłam...)
    Do napisania! :*

    Ps. Kagami ma fajne nike na tym obrazku XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :D Nie martw się, będą się jeszcze tłukli xD Zadbam o to :333
      Cóż, Kagami najwidoczniej wziął udział w jakiejś kampanii promującej nike (żeby nie pisać, ze się sprzedał xDD)
      Pozdrawiam! ^^

      Usuń
  3. Jeeeeeeeeeeeeest kolejny rozdział :)
    Jeden rozdział a tak poprawia humor <3
    Szczerze to była dla mnie niespodzianka bo chyba z tydzień tu nie zaglądałam ale cóż klasa maturalna robi swoje...
    Rozdział zaczął sie super :D
    Tu niby tak spokojnie i w ogóle przerwa po meczu
    A tu potem taka niespodzianka i sie całują w toalecie ^^ :3 (noż kurde nie ma lepszych miejsc na calowanie sie tylko toaleta ;________;)
    A potem pojawiła sie ta cholera... -,-
    Biedny Kuroko :ccc trauma wróciła
    No ale cóż życie...
    Mój Kagami...... ;ccccccccc
    Mam nadzieje ze nie ma mu nic poważnego bo nie ręczę za siebie Haizaki...
    Niech sie nim Kuroko odpowiednio zajmie (rusza znacząco brwiami ^^)
    Czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział i mam taką cichą i skrytą nadzieje ze szybko sie pojawi
    Życzę ci duuuuuuuuuuuuuuużo weny i czasu na pisanie <3
    A i zapomniałam dodać że ten obrazek na końcu rozdziału jest słodki ^^ :3 <3 i Kagami ma tam nike :3 :3 :3 :3
    Pozdrawiam
    Karola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, toaleta najlepsza na buzi między meczami :333
      Trauma Kuroko *.* Nie miałam pojęcia, że to brzmi aż tak dramatycznie xD No i właśnie... może Haizaki ''zrobi'' mu jeszcze jedną traume? :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Nie ma to jak fanfick na dobranoc ^.^
    W dodatku niesie ze sobą tak wielką naukę! W życiu bym nie pomyślała, że toaleta może być miejscem uniesień miłosnych! Ech, co ty wiesz o życiu Czarna, no nic nie wiesz :P
    I szczerze współczuję Kuroko, też mi się zdarzyło mówić rzeczy, które nie chciały przejść przez gardło a druga osoba specjalnie się nabijała (oczywiście nie w Takich sytuacjach ;) ). Łączę się z nim w bólu i cierpieniu! I tak własnie czytam dalej i czytam, a w mojej głowie rodzi się taką myśl "no to teraz czas na moment, który mnie zwali z nóg" no i czytam, a mecz jak trwał tak był, mój zawód rósł... A tu bam! Haizaki! proszę bądź ironiczny, bądź ironiczny, bądź ironiczny, wredny i złośliwy!
    A propos złośliwości brakuje mi ostatnio Hichigo <--- w tym zdaniu znajduje się ukryta aluzja :D
    Czekam na następną cześć! Weny i czasu! :3

    OdpowiedzUsuń