ROZDZIAŁ 11
The rest is silence.
Shakespeare
Reszta jest milczeniem.
Było już ciemno, dlatego nie wiedział
dokładnie wąskiej dróżki , którą biegł poprzez trawnik. Potknął się dwa razy o
wystające korzenie rosnących nieopodal drzew, jednak starał się nie
zatrzymywać ani na moment. Krzyk, który
usłyszał, nie powtórzył się, ale był pewien, że nie wróżył nic dobrego.
Lekarzem został z powołania, dlatego nie wyobrażał sobie zrezygnowania z
udzielenia pomocy potrzebującym.
Zaraz
za małym parkingiem dla personelu, skręcił w lewo. Tam było już zupełnie
ciemno. Prowadziło go przeczucie – uczucie niepokoju, które potęgowało się z
każdym jego krokiem w kierunku obrośniętego bluszczem muru, ogradzającego teren
szpitala.
Deszcz
wciąż padał, szeleszcząc cicho i poruszał drobnymi listkami rosnących obok
krzaków. Właśnie tam Midorima dostrzegł zarys czyjejś postaci. Na moment
wstrzymał oddech. W gęstwinie leżała pielęgniarka, na którą czekał przy
recepcji. Nie namyślając się ani chwili dłużej, szybko do niej podszedł.
Po
raz pierwszy w całej swojej karierze nie wiedział, co ma robić.
Uklęknął
przy dziewczynie, która krztusiła się własną krwią. Prawa strona jej gardła –
miejsce, w którym znajduje się tętnica szyjna – było przecięte. Nacięcia
dokonano niemal z chirurgiczną precyzją, jednak nie było dość głębokie, by
zabić. Należało działać szybko. Midorima przyłożył tam swoją dłoń, chcąc
zatamować krwotok. Z dużych, przymrużonych oczu dziewczyny uciekało życie.
Widział to i nie był pewien, co robi nie tak. Drugą, wolną ręką zaczął szukać w
kieszeni płaszcza telefonu, chcąc wezwać pomoc. Ten jednak zaraz upadł mu na
ziemię. Sięgnął po niego, jednak w tej samej chwili natrafił opuszkami palców
na coś ostrego. Nóż. Czyżby to on był narzędziem zbrodni? I czemu ktoś go tu
zostawił? Tysiące myśli kłębiło się w jego głowie, nie był w stanie się skupić.
„Co robić, co robić?” – powoli zaczynała przemawiać przez niego panika. Uciskał
ranę mocno, a mimo to w pewnym momencie dziewczyna przestała oddychać.
—
Nie, nie, nie! Kurwa! — krzyknął i zabrał dłoń z szyi. Podciągnął ubrania oraz
stanik pielęgniarki w górę i zaczął uciskać klatkę piersiową, co jakiś czas
wtłaczając do płuc powietrze. Bezskutecznie. Reanimował martwą kobietę przez
około piętnaście minut, nim dał sobie spokój.
Łzy
zaczęły cisnąć mu się do oczu. Klęczał przy ciele, którego temperatura
zdecydowanie zbyt szybko się obniżała. Wpatrywał się w swoje ubrudzone krwią
dłonie. Pielęgniarka była pierwszym „pacjentem”, którego nie udało mu się
uratować. Bolało go to tym bardziej, iż znał tę kobietę. Wyznała mu uczucia dwa
tygodnie wcześniej i poprosiła, aby pomyślał nad odpowiedzią. Wciąż nie był
zdecydowany, jednak… zdążył ją polubić.
Nagle,
tuż przy jego uchu, rozległ się czyjś głos. Można było powiedzieć o nim
wszystko, tylko nie to, że był przyjazny.
—
Proszę, proszę, proszę. Kogoż my tu mamy?
Midorima
odwrócił się gwałtownie. Stał za nim mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie
widział. Wysoki, o pociągłej, przystojnej twarzy, którą zdobił kpiący uśmiech.
Jego oczy, za oprawkami okularów, które spoczywały na jego drobnym nosie, były
zamknięte, choć mężczyzna i tak zdawał się widzieć wszystko, co miał przed
sobą. Z jego długich, kruczoczarnych włosów spływały krople deszczu.
—
J-Ja… — Midorima nie był pewien, co powinien powiedzieć. Przeniósł wzrok na
martwe ciało, a potem znów na mężczyznę przed nim. — Niech mi pan pomoże…! —
wydusił w końcu.
Mężczyzna
zaśmiał się cicho.
—
Nie, nie, nie! — Pokręcił głową. — Mordercom się nie pomaga.
—
Morder… co…?
—
Jest tak, jak słyszałeś. — Aura nieznajomego zmieniła się w jednej chwili.
Atmosfera zrobiła się cięższa. Mężczyzna uchylił powieki. Jego twarz spowijał
mrok, jednak i tak łatwo było dostrzec jego tęczówki, od których odbijało się
światło. — Zmordowałeś ją — wycedził.
Shintaro
zamrugał szybko parę razy. Przeszedł go dreszcz.
—
Obawiam się, że zaszło nieporozumienie… Próbowałem pomóc tej kobiecie! Z
resztą, kim pan jest?
—
O to się nie martw — warknął. Niepostrzeżenie wyciągnął z kieszeni swojego
płaszcza broń. Nim lekarz zdążył jakkolwiek zareagować, mężczyzna zamachnął się
i uderzył go kolbą pistoletu w skroń. Czując tępy, pulsujący ból i coś
ciepłego, tuż przy oku, Midorima upadł na mokrą trawę z głuchym łoskotem.
*
Telefon
Aomine rozdzwonił się w samym środku nocy. Dochodziła godzina trzecia, kiedy
obudził on obydwoje detektywów. Wtuleni w siebie, zasnęli w ubraniach na
kanapie. Aomine zerwał się z łóżka i odebrał telefon z zamiarem powyklinania
tego, kto śmie dzwonić do niego o tej porze. Nazwisko, jakie zobaczył na
ekranie rozzłościło go tylko bardziej, bowiem Hyuuga już nie pierwszy raz
stroił sobie z niego żarty, dzwoniąc w środku nocy.
—
Nóż do kurwy nędzy, czego? — warknął w telefon, po uprzednim wciśnięciu ikonki
zielonej słuchawki. Kise wpatrywał się w niego spod wpół przymkniętych powiek.
Widać było, że jest śpiący.
Aomine
momentalnie złagodniał. Jego oczy otworzyły się szeroko i przez pewien czas nie
był w stanie wypowiedzieć ani słowa. Kiwał tylko głową, tak, jakby Hyuuga mógł
zobaczyć jego nieme gesty.
—
J-Jasne... Zaraz będziemy. Nie dzwoń do Kise, ja go zawiadomię — powiedział w
końcu cicho i rozłączył. Kise rozbudził się nieco i podparł na łokciu.
—
Co się stało, Aominecchi? — spytał zachrypniętym głosem. Gdyby nie
okoliczności, Daiki uznałby to za całkiem seksowne.
—
Złapali mordercę, tuż po zabiciu pielęgniarki. Musimy tam jechać, skarbie —
westchnął, przeczesując włosy dłonią. Ryota przetarł oczy i jęknął cicho.
—
Uroki pracy policjanta... — podsumował i podniósł się do pozycji siedzącej,
ziewając potężnie. Jego włosy były w kompletnym nieładzie, jednak to wcale nie
odbierało im uroku. Założyli buty i kurtki, które zorganizował Aomine. Na
dworze wciąż padał deszcz i było zimno. Gdy schodzili po schodach kamienicy,
Kise cieszył się, że ma swoją legitymację przy sobie i nie będą musieli już do
niego jechać.
O
trzeciej piętnaście wyruszyli na miejsce zbrodni. Szpital Toyotama znajdował
się spory kawałek od mieszkania Aomine, jednak o tej godzinie w centrum nie
jeździło wiele samochodów, dlatego w przeciągu dwudziestu minut znaleźli się na
miejscu.
Cały
budynek szpitala był otoczony radiowozami, zostawiając jedynie trochę miejsca
na przyjazd ewentualnych karetek. W końcu szpital był całodobowy i w każdej
chwili mógł zjawić się ambulans z poszkodowanym.
Aomine
zaparkował na uboczu. Tak, aby mogli później wyjechać bez żadnych komplikacji.
Wysiedli z samochodu i ruszyli w stronę budynku przed nimi. Tam paru młodych
funkcjonariuszy poinformowało ich, gdzie powinni iść. Udali więc tam, gdzie ich
pokierowano.
—
Hej, Aominecchi?
—
Mmm?
—
Myślisz, że to naprawdę ten morderca? — zapytał Kise, marszcząc brwi. Daiki
zamyślił się na chwilę.
—
Nie wiem jeszcze za wiele. Hyuuga udzielił mi tylko podstawowych informacji,
więc…
—
Nie, nie o tym mówię — przerwał. — Po prostu to wszystko jest bardzo dziwne.
Morderca, który nie pozostawia żadnych śladów na miejscach zbrodni nagle daje
się złapać?
—
Cóż, to rzeczywiście trochę nieprawdopodobne. Ale wiesz, niektórzy tak robią.
Zabijają, aby móc potem celowo dać się złapać.
—
Po co? — zdziwił się Ryota.
—
Hmm dla sławy? Z jakiś prywatnych pobudek? Wybacz, Kise, za krótko pracuję w
policji, żeby choć trochę umieć ogarnąć myśli pieprzonego mordercy.
—
Czy ja wiem? Moim zdaniem nie można tak po prostu ich zrozumieć, jeśli samemu
nie jest się mordercą.
Aomine
przyznał w duchu rację Ryocie. Jednocześnie odnalazł odpowiedź na pytanie,
które dręczyło go już od dłuższego czasu. Czemu on sam nie mógł pojąć logiki
sprawcy? Czemu w jego działaniach nie widział sensu i ani krzty
człowieczeństwa? Czemu nie mógł samodzielnie wpaść na jego trop i schwytać…?
Ponieważ
się bał.
Strach
o to, że zbytnio się zaangażuje, paraliżował go i nie pozwalał użyć w pełni
swojego potencjału. Jednak, biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności, tak było lepiej.
W
końcu dotarli do miejsca, w którym tłoczyli się policjanci. Połowę z nich
stanowili technicy, zabezpieczający ślady. Deszcz mógł zniszczyć niejeden
dowód, dlatego nad ciałem i terenem wokół, rozstawiono plandekę, a całość
oświetlono paroma lampami halogenowymi, których blade światło padało na zwłoki
i trawę. Całość prezentowała się dość upiornie już z daleka, jednak po
podejściu bliżej co wrażliwszym osobom robiło się niedobrze.
Kise
zamarł w odległości trzech metrów od ciała. Nie był w stanie zrobić ani kroku.
Aomine wyminął go, zaabsorbowany widokiem. Oświetlone ciało denatki było mokre i
trupio-blade. Fartuch pielęgniarki, bluzka i stanik były podciągnięte aż pod
samą szyję, odsłaniając drobne piersi i ubrudzoną krwią klatkę piersiową. Nie
było tam żadnej rany, jednak po bliższych oględzinach Aomine wywnioskował, iż
szkarłatny płyn wziął się tam z paskudnego nacięcia na szyi. Oczy kobiety były
otwarte i puste. Długie, brązowe włosy okalały jej twarz i leżały rozrzucone na
trawie. Jej prawy policzek zroszony był krwią, a ciało leżało w pozycji
dogłębnie wyrażającą agonię. Zupełnie odrębny widok niż te, które ostatnio
oglądali.
Cała
sceneria wyglądało dość specyficznie. Tak, jakby wprost zachęcało do
rozwiązania zagadki.
—
Ryuji-kun! — Nie chcąc dłużej tracić czasu, Aomine przywołał do siebie jednego
z techników, który właśnie robił zdjęcia. Chłopak podniósł pytający wzrok na
Daikiego i stanął przed nim na baczność. — Znaleźliście tu coś?
—
Tak, Aomine-san! Odnaleźliśmy nóż, którym dokonano cięcia na szyi. Spakowaliśmy
go i wysłaliśmy do analizy. Prawdopodobnym jest, że odciski pasują mężczyzny,
którego zatrzymaliśmy.
—
Rozumiem. Co jeszcze?
—
Strzykawka. Denatce nie wstrzyknięto całej dawki tego, co się w niej
znajdowało, dlatego i to wysłaliśmy już do laboratorium. Do analizy. Wyniki
będę najwcześniej jutro wieczorem. Morfologia trochę wcześniej.
—
A ten morderca? Co z nim? — zapytał Aomine szybko. Wyobraźnia podsuwała mu
najróżniejsze obrazy tego, co działo się tam zaledwie kilka godzin wcześniej.
Jednocześnie narastała w nim wściekłość na tego, kto tak po prostu, z zimną
krwią, zamordował cztery kobiety.
—
Słyszałem, że zabrano go już na komendę.
—
Jasne. Możesz odejść — oświadczył detektyw, odwracając się w stronę Kise.
—
Słyszałeś? — zwrócił się do niego. Ryota niepewnie pokiwał głową. Zdawał się
wstrząśnięty. — Hej, w porządku?
—
Tak, Aominecchi. Tak sądzę. Po prostu… ja… to mój pierwszy raz, kiedy… — zaczął
się plątać. Ciemnoskóry westchnął cicho i obdarzył go współczującym, czułym
spojrzeniem. Nie wiedział, co powinien powiedzieć w takiej sytuacji.
„Spokojnie”? „Bez paniki”? „To tylko martwe ciało, nie ma się czym przejmować”?
Zdecydowanie, nie. A w obecności pozostałych funkcjonariuszy nie był się w
stanie zdobyć na to, by go przytulić. Zamiast tego, zdecydował się położyć mu
rękę na ramieniu i ścisnąć lekko, w geście dodania otuchy. Ryota uśmiechnął się
słabo. Doprawdy, co z nim było nie tak? Czemu zawsze potrafił maskować swoje
prawdziwe uczucia za uniesieniem obu kącików w górę i udawania, że już wszystko
okay?
—
Musimy jechać i go przesłuchać. Jesteś w stanie?
—
Oczywiście. To mój obowiązek.
Kise
odwrócił wzrok i przygryzł wargę. Nawet teraz, w sztucznym świetle lamp
halogenowych, jego włosy lśniły.
Aomine
obejrzał się jeszcze przez ramię. Technicy zakończyli robić zdjęcia, a dwójka
lekarzy sądowych wyraziła zgodę na zapakowanie ciała w czarny worek.
Zatrważające. Zwłaszcza, jeśli pomyśli się, że na miejscu tej kobiety mógłby
znajdować się ktokolwiek.
Nawet
Kise.
Daiki
puścił Ryotę i zacisnął pięści. Tak, miał zdecydowaną ochotę przesłuchać
prawdopodobnego winnego. Zwłaszcza, że w stosunku do morderców nigdy się nie
powstrzymywał, a i nikt nigdy nie śmiał zwracać mu uwagi, gdy próbował wymusić zeznania. A cisza, czy po prostu
jakikolwiek brak reakcji zawsze oznacza nieme przyznanie racji.
Aomine
zamienił jeszcze parę słów z patologiem, jednak już bez Ryoty. Poprosił bowiem,
aby ten udał się do jego samochodu i tam na niego zaczekał. Lekarz w sposób
łopatologiczny wytłumaczył mu, co według niego należało wziąć pod uwagę.
Nacięcie na szyi, co prawda, uszkodziło tętnice szyjną, jednak nie doprowadziło
do śmierci w sposób bezpośredni. Mogło jedynie przyspieszyć zgon, jednak to, co
wstrzyknięto kobiecie, najprawdopodobniej wywołało zgon. Zwłaszcza, że wykryto
próbę… reanimacji? Jeśli, oczywiście, nie była to próba gwałtu.
Bogaty
o nowe wskazówki, Daiki wrócił do auta. Wciąż nie wiedział, kto wezwał policję,
ponieważ najzwyczajniej zapomniał o to spytać. Liczył na to, że to na komendzie
dowie się wszystkiego. Zanim jednak wsiadł do samochodu, okrążył swoje mitsubishi
i otworzył drzwi od strony pasażera, gdzie siedział skulony Kise. Pasy miał już
zapięte i tępym spojrzeniem wpatrywał się w deskę rozdzielczą. Aomine musiał
chwycić jego podbródek i przyciągnąć do siebie, aby tamten na niego spojrzał.
—
Wiem, że to trudne, Kise. Ale musisz pogodzić się z tym, że już nic nie da się
zrobić — oświadczył Daiki dobitnie. Oczy Ryoty błysnęły niebezpiecznie. — Nic…
oprócz złapania winnego i udowodnienia mu winy. Dlatego powinieneś wziąć się w
garść. — powiedział, już nieco łagodniej, i musnął wargami jego czoło. Blondyn
wzdrygnął się i skulił jeszcze bardziej.
—
Aominecchi… Ty… Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz? — szepnął zduszonym
głosem. Było ciemno, zimno, padał deszcz, z oddali błyskały światła pozostałych
samochodów policji. Ciemnoskóry zmarszczył lekko brwi.
—
Przecież cię nie zostawiam głuptasie — odpowiedział i pogładził dłonią jego
policzek. Kise podniósł na niego spojrzenie swoich dużych, złotych oczu, w
których krył się lęk.
—
Nie rozumiesz. — Pokręcił głową. — Nie mówię o dniu dzisiejszym, czy
jutrzejszym.
—
Nigdy cię nie zostawię — zaczął Aomine. — Hej, mówiłem ci już coś? Ko…
—
Nie to! — krzyknął Ryota. Daiki wzdrygnął się,
wystraszony. — Nic nie rozumiesz, Aominecchi! Nie wiesz o mnie nic takiego,
co mogłoby pomóc ci to pojąć. Nie wiesz… Nie wiesz tak wiele… — jego głos
załamał się i zamienił w szloch. Co prawda Aomine rzeczywiście nie za bardzo
zdawał sobie sprawę, jednak postanowił podejść do tego racjonalnie. Gdy pojawiał
się problem, owszem należało go rozwiązać, jednak nie wtedy, gdy ta krucha,
wrażliwa osoba przed nim cała się trzęsie i łka. Kise nieustannie go zadziwiał, ale Aomine nie
mógł nic na to poradzić. Kochał go i uwielbiał dowiadywać się o nim nowych
rzeczy. Nawet, kiedy płakał. Z jednej strony chciał go wtedy uspokoić, jednak z
drugiej pragnął obserwować go dokładnie. Chciał poznać dokładnie każdą jego
stronę, każdy aspekt, każde zachowanie. Nie był pewien, czy to swoiste
pragnienie jest dobre, jednak nie miał wątpliwości, że jeśli je spełni i wciąż
będą razem, żaden z nich nie pożałuje.
—
Wiem, Ryota — powiedział cicho, tuż przy jego uchu. Objął go, w miarę
możliwości, i jedną ręką zaczął gładzić włosy. Były miękkie i pachnące.
Idealne. Kise również wczepił się w niego i nie zapowiadało się, aby w
najbliższym czasie dał mu odejść. Jednak Daiki wcale tego nie oczekiwał.
Drętwiejące nogi i słaby ból w kręgosłupie nie stanowiły dobrej wymówki,
dlatego trwał w uścisku przez kolejne pięć minut. W końcu blondyn puścił go i
mógł się wyprostować. — Lepiej? — spytał, uśmiechając się lekko.
—
Lepiej — odpowiedział zachrypniętym głosem i otarł łzy z twarzy. Wyglądał przy
tym geście tak niewinnie i słodko, że Aomine całą siłą woli powstrzymał się
przed powiedzeniem mu tego.
—
Trudno oczekiwać, żebym wiedział o tobie wszystko — westchnął, spoglądając w
stronę szpitala. Kise lekko się zaczerwienił. Milczał. — Ale dowiem się, okay?
— Ryota szybko skinął. — Nauczę się ciebie całego i wtedy będę próbował
zrozumieć. Możesz powiedzieć mi, co tylko chcesz. Nie trzymaj wszystkich uczuć
w sobie. To tylko ułatwi sprawę.
—
Przepraszam, Aominecchi — wybełkotał i chwycił dłoń detektywa. — Kocham cię.
—
Ja ciebie też. Jedziemy na komisariat? — W ramach odpowiedzi poczuł uścisk na
swoim nadgarstku, co można było właściwie zinterpretować dowolnie. Pomyślał
jednak, że jak na jedną noc to chyba aż za dużo wrażeń. Przez chwilę starał się
wymyśleć odpowiednie rozwiązanie. W końcu wolną ręką wyciągnął telefon i wybrał
numer Hyuugi.
— Słucham? — odezwał się zmęczony głos po drugiej stronie
słuchawki.
—
To ja. Jesteś na komendzie?
—
Nie. Właśnie wróciłem do domu. Miałem nocną zmianę, ale chyba wymiękam — westchnął Junpei. W tle słychać było krótki szum.
—
Mamy z Kise jechać na komisariat? Co z tym mordercą?
— Hmm możecie, ale w tej chwili i tak
jeszcze nic nie zrobicie. To ten lekarz, Midorima. Zamknęli go na razie i
sprawdzają. Trzeba go przesłuchać, ale szef powiedział, żeby zająć się tym
rano.
—
Jasne. Dzięki. Będziemy o ósmej.
— Tak. Na razie.
Aomine
rozłączył się i schował telefon do kieszeni, uprzednio patrząc na godzinę.
Czwarta. Mieli jeszcze sporo czasu, a ten z kolei był potrzebny Kise. Daiki
ponownie pogładził go po policzku.
—
Pojedziemy teraz do mnie? No, chyba, że wolisz do ciebie? — spytał.
—
Wolę twoje mieszkanie, Aominecchi. Nie jesteśmy potrzebni na przesłuchaniu?
—
Nie. Jeszcze nie.
—
W takim razie… jedźmy.
Ryota
puścił dłoń detektywa. Ten zaś zatrzasnął drzwi samochodu i okrążył go,
siadając za kierownicą. Uśmiechnął się jeszcze do Kise, chcąc upewnić się, czy
wszystko aby na pewno w porządku. Blondyn odwzajemnił go słabo. Aomine dopiero
wtedy spostrzegł, iż tamten jest strasznie blady. Nie czekając dłużej, włożył
kluczyki w stacyjkę i uruchomił silnik. Samochód wydał z siebie cichy pomruk i
wyjechał z parkingu. Daiki włączył wycieraczki, choć właściwie przestało już
padać.
Żaden
z nich się nie odzywał. Kise wciąż był zawstydzony z powodu swojego zachowania.
Nie powinien tak reagować. Za żadne skarby świata nie chciał pokazywać przed
Aomine swoich słabości i obaw. A jednak, stało się. Mimo to, detektyw nie
odtrącił go. Nic nie rozumiał, nie wiedział, z jakimi koszmarami sennymi musi
zmagać się na co dzień, nie wiedział, co przeżywał po ujrzeniu każdego
kolejnego ciała. W obserwacji i wyciąganiu wniosków Daiki nie miał sobie
równych, ale kiedy chodziło o wczucie się w czyjąś sytuację, postawienie się na
miejscu danej osoby, detektyw wiele tracił. Kise z czasem przekonał się, że
Aomine został w przeszłości zraniony przez ludzi, dlatego nie chciał teraz
wczuwać się w kogokolwiek i brać na swoje braki jeszcze więcej. On sam był
jednak inny. Przyjacielski, ufny, miły, uczynny. Nigdy nie odmawiał pomocy
potrzebującym, miał naiwne marzenie, aby wyplenić choć część zła z tego świata,
ale nie ze względu na obawę przed przyszłością, a zwykłą troskę o innych. W
pewnym sensie można było uznać go za altruistę, jednak on sam nie znosił tego
określania. Słowo to kojarzyło mu się z bezmyślnym poświęceniem, a jednocześnie
niemocą. Dlatego wolał pozostać po prostu oddanym sobą i wstąpić do policji.
Tymczasem okazało się, że na miejscach zbrodni działy się z nim naprawdę dziwne
rzeczy. Zazwyczaj, gdy widział ciało, brakowało mu tchu. I kiedy Aomine widział
jedynie zwłoki kobiety, on widział kogoś.
Tę jedną, jedyną, konkretną osobę, która, niezależnie od tego, jaka była, nie
zasłużyła na tak straszny los.
Ciała
emanowały uczuciami. Powiązanie widział więc tylko w pierwszym oraz trzecimi
przypadku morderstwa. Kise czuł miłość, jednak w żadnym wypadku do denatek.
Morderca kochał. Kochał i dla tej miłości zabijał. Nie chciał tego, miał
wrażliwą duszę, dlatego decydował się na skomplikowany, aczkolwiek dość
„łagodny” sposób mordu: wstrzyknięcie trucizny.
Scena,
jaką ujrzał tamtego dnia, była zupełnie inna i, nie wiedzieć czemu, od razu
podsunęła mu na myśl drugą z kolei zbrodnię. Oczywiście, znacznie się różniły,
jednak łączył je ten sam charakter. Tajemniczość, precyzja, podniosłość i
przyjemność. Coś w tym wszystkim było bardzo, bardzo nie tak, jednak Kise nie
potrafił jeszcze wskazać, co. Może zupełnie inne motywy? A może sprawca ma
rozdwojenie jaźni? Opcji było wiele, dlatego liczył na to, że po przesłuchaniu
lekarza Midorimy uda mu się wskazać, który element nie pasuje do układanki,
jaką było ich śledztwo.
Najgorsza
pozostawała jednak kwestia psychiki Ryoty. Im więcej myślał o zbrodniach i emocjach
im towarzyszących, tym częściej samemu zaczynał je odczuwać. Wypełniały go i
dręczyły nieustannie. W nocy zaś, najczęściej, kiedy ich nie kontrolował,
nawiedzały go obrazy rodem z horrorów. Dziesiątki nieżywych i dziesiątki par
oczu wpatrujących się w niego. „Czemu nie pojmujesz?” – zdawały się pytać.
,,Dlaczego tak długo musimy czekać na prawdę?” W takich przypadkach budził się,
cały zalany potem i zdezorientowany. Samotny.
Koszmary
nie nawiedzały go, kiedy spał z kimś. Uczucia przepełniające go wyciszały się,
gdy skupiał uwagę na kimś innym, a część całkiem znikała, przynosząc ulgę i
spokojny sen.
Jak
się okazało, to przy Aomine czuł się najlepiej i najbezpieczniej.
Znali
się krótko i Aomine nie rozumiał. Nie wiedział nawet, co powinien zrozumieć,
ponieważ Kise nigdy nic mu o tym nie mówił. Tymczasem jednak starał się. Chciał
go poznać jeszcze bardziej, chciał przy nim być i rozkosznie wyciszać burzę w
jego głowie. To więcej, niż to, o czym Kise kiedykolwiek marzył. Ślepo wierzył
w słowa ciemnoskórego, jednak był pewien, że może. Dlatego postanowił mu
zaufać. Bardziej, niż komukolwiek wcześniej.
Wyjechali
właśnie na drogę szybkiego ruchu. Oprócz nich, na ulicy nie było nikogo. Głośniki
wygrywały ciche „Everything” Lifehouse. Deszcz przestał już padać, dlatego
wycieraczki automatycznie przestały się poruszać. Byli już blisko mieszkania
Aomine. Kise przełknął ślinę i złączył nerwowo dłonie.
—
To... To pojawia się zawsze, kiedy jestem sam — powiedział cicho. Aomine
zetknął na niego przelotnie.
—
Co takiego?
—
To... To wszystko! Uczucia, gesty, emocje, słowa i ciała. To jest najgorsze.
Domagają się wyjawienia prawdy o ich śmierci, nawet, jeśli nigdy wcześniej ich
nie widziałem! Chciałbym im pomóc, naprawdę, ale nie mam pojęcia, co powinienem
robić. Jestem rozbity. A one... one... ciągle są! I wypełniają moją głowę.
Kiedy natrafią na swoje odpowiedniki, dają o sobie znać ze zdwojoną mocą.
Zazwyczaj... Kiedy jestem z tobą i robimy coś razem, wyciszają się i mogę o
nich zapomnieć przynajmniej na jakiś czas. To właśnie tak wygląda. Przykro mi, spotkasz
się z wariatem — podsumował cichym mruknięciem i wyjrzał przez okno udając, że
coś z szybą zmieniającego się miejskiego krajobrazu go zainteresowało.
Daiki
przez jakiś czas nie odzywał się. Ryota zaczął obawiać się, że wziął to
wszystko na poważnie i teraz każe mu udać się na jakieś testy psychologiczne.
Jego odpowiedź okazała się jednak o wiele bardziej szczera i pomocna.
—
Więc powinieneś spędzać więcej czasu ze mną, nie uważasz? A tak przy okazji...
Miałem depresję, Kise. Ale odkąd cię poznałem, tylko raz miałem nawrót.
Wcześniej zdarzało mi się to o wiele częściej.
—
Aominecchi...
W
tej samej chwili Aomine zahamował. Byli już pod jego domem. Detektyw zaparkował
na chodniku i wyłączył silnik.
—
Chodź ze mną, Kise. Sprawię, że znikną.
*
Jak
co dzień rano, przyszedł do pracy. Tego dnia był w wyjątkowo dobrym humorze.
Czuł, że nie zdoła mu go popsuć nawet pielęgniarka w recepcji, która ostatnimi
czasy co raz bardziej działała mu na nerwy. Miał nadzieję, że póki co, nie ma
powodów do obaw. W końcu, wszystko szło po jego myśli! Z każdym dniem był
bliżej wyznania swoich uczuć jemu.
Ich ostatnie relacje, po kłótni, która doprowadziła do serii obrzydliwych
zdarzeń, ociepliły się. A to oznaczało, że było warto. Cokolwiek nie zrobił,
aby to osiągnąć.
Brak
recepcjonistki pozytywnie go zaskoczył. Chociaż... Może krzątała się gdzieś po
budynku? Postanowił nie zawracać tym sobie głowy. Przechodząc obok, zauważył,
że kluczyk od gabinetu 215 wciąż wisi na swoim miejscu. Czyżby on jeszcze się nie pojawił? Nie, nie,
spokojnie. On nie miał teraz wolnego,
przecież znał jego grafik na pamięć! Gdyby z jakiś względów postanowił nie
przyjść dziś do pracy, na pewno by go zawiadomił! Zawsze tak robił! Więc... czy
coś się stało? Wzruszył ramionami, próbując wymusić u siebie spokój. On mógł być teraz gdziekolwiek, w końcu
szpital Toyotama był bardzo duży.
Poczuł
niemiły ucisk w żołądku. Nie lubił nie wiedzieć, gdzie on jest. Ruszył do szatni. Jego dobry humor zaczął powoli się
ulatniać, a zniknął już zupełnie, kiedy wpadł na niego znajomy pielęgniarz.
—
Przepraszam, senpai! Naprawdę, strasznie się spieszę! Muszę zastąpić Saeko-kun.
—
Nic nie szkodzi. Ale zastąpić? Czyżby dziś jej nie było?
—
No nie. Nie wierzę. Nie oglądasz telewizji, senpai? Wczoraj znaleziono jej
ciało na terenie szpitala!
Na
słowo „ciało” zrobiło mu się słabo. Zaraz jednak uspokoił się w myślach, że
przecież nie ma z tym nic wspólnego.
—
Wybacz, nie oglądałem już dość dawno. I co? Ona... została zamordowana?
—
Tak. To straszne! Nie znałem jej za dobrze, ale wydawała się sympatyczną osobą.
Kto mógł jej zrobić coś takiego?
—
No właśnie? Kto? — spytał z udawanym smutkiem w głosie.
—
Nie mam pojęcia! Policja złapała kogoś, ale mają go dopiero przesłuchać. Do
tego czasu nie ujawnią jego tożsamości. W końcu nie wiadomo, czy to naprawdę
on.
—
Hmm... A co na to ordynator? Znając go, pewnie bardziej przejmuje się reputacją
placówki niż Saeko.
—
A żebyś wiedział…! Teraz rozmawia z policjantami! Podobno zabito ją w miejscu,
które jest ślepym punktem kamer. Nic się nie nagrało!
—
Straszne. No dobrze, Sarumi-chan, już cię nie zatrzymuję — powiedział do
chłopaka i uśmiechnął sztucznie. Brunet nie zauważył tego, ale odwzajemnił go,
machając na pożegnanie.
Ogarnął
go niepokój. Skoro nie widział go
dzisiaj w pracy, to mógł mieć z tym coś wspólnego? Ale dlaczego?! Przecież tak
się starał, żeby zapewnić mu
bezpieczeństwo!
„Cóż…
W takim razie pozostaje mi tylko jedno” — pomyślał i napisał SMSa. Musiał, po
prostu musiał się upewnić, że u niego
wszystko w porządku.
~betowała Kaju
Pierwsza *^*
OdpowiedzUsuńMam nieodparte wrażenie, że na końcu mówił Takao, ale mogę się mylić ;)
Ryouta rozbity na małe kawałeczki wyszedł Ci naprawdę świetnie ^^ i jeszcze Aominecchi, który stara się pomóc ~
Przeczytałam całość jednym tchem. Po prostu historia napływała do mojej głowy i zaczęła obracać trybikami w poszukiwaniu rozwiązanie. Zaintrygowało mnie twoje stwierdzenie na samym początku " Jednakże, jeśli założyłabym, że wszyscy bohaterowie (no, poza mordercą) mają z głową wszystko w porządku, połowa rzeczy przeze mnie opisywanych nie miałaby sensu " nie wiedziałam co o tym myśleć. Teraz wszystkie elementy układanki zaczynają się zlewać ze sobą, jak i wykluczać. Po pierwsze ten nieszczęsny Imayoshi ;-; zachowuje się okrutnie podejrzanie i właśnie przez to zostaje skreślony z listy prawdopodobnych morderców. Następnie nasz Kisiel *^* mógłby gdyby nie fakt, że nie może, bo cały czas siedzi z Aominecchim = ma alibi = razem raczej nie mordują ta teoria jest zbyt głupia ;-;
Akashicci? Przecież była jakaś wzmianka o rozdwojeniu jaźni. Ha ha ha nie. - mózgu przestań tworzyć tak chore teorie >< -
Akashicchi nie mógłby tego zrobić, ponieważ nie jest aż tak dobry w tym opowiadaniu, by zabijać tak delikatnie ... chyba? Oki przyznam się bez bicia ;-; wykreśliłam go z listy podejrzanych, ponieważ wzmianka o rozdwojeniu jaźni jest zbyt jednoznacznie kojarzona właśnie z nim, a to by było zbyt proste ;-;
Pozostaje mi ten domniemany Takao *-* i przyznam szczerze, że podświadomie to właśnie go obstawiam ^^
Przepraszam za tak długie wywody, ale tym rozdziałem wręcz zmusiłaś mnie do myślenia *^* sprawa nabiera coraz szybszego tempa i nie mogę się doczekać jej rozwiązania... teraz zaczynam wątpić w tego Takao ale już trudno nic lepszego nie wymyślę ;-;
Tak więc dziękuję i weny <3
Co do fabuły nic nie zdradzę, choć korci :'x Na pocieszenie dodam, że już niedługo wszystko się wyjaśni ^^ I naprawę nie masz za co przepraszać! ♡ Bardzo fajnie jest mi czytać twoje wywody :D ^^ Ogarniam teraz choć trochę, jak moje opowiadanie widzą czytelnicy :)
UsuńA jeśli chodzi o tamtą moją wypowiedź na początku, miałam tam na myśli to, że bohaterowie mają u mnie problemy psychiczne, np. Aomine - depresja, ale dzięki temu, (!Kise!) może to być wręcz przydatne do rozwiązania śledztwa. Jeny, mam nadzieję, że jakoś to wytlumaczylam xD
Dziękuję ci bardzo za komentarz oraz za twoje zainteresowanie tym opowiadaniem ^3^
Pozdrawiam i ściskam ♡ ^^
Kurde to opowiadanie coraz bardziej miesza mi w głowie. Masz talent do pisania kryminałów *.* Ciekawe jak to się dalej potoczy? Szczerze? Jak narazie oprócz głównego wątku najbardziej zaintrygował mnie wątek z Kuroko... Chociaż od dzisiaj zejdzie raczej na drugi plan. Ten morderca z początku nie daje mi spokoju... Czyżby Takao? Tam na końcu to też był on? Hmm...
OdpowiedzUsuńMoże Takao ma rozdwojenie jaźni i jednen Takao wrobił Midorime i mordował kobiety, a drugi Takao zakochany w nim nie pamięta niczego? Ehh w teoriach spiskowych to ja dobra nie jestem... Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Normalnie niepewność rozsadza mnie od środka. Pozdrawiam i życzę DUŻO WENY (aż capslocka użyłam XD)
Sowa
UWAGA: komentarz zawiera nadmiar sło
wa Takao
O kurdełki *///* Właśnie dostałam od cb jeden z najlepszych komplementów ever ♥♥♥ Tak bardzo chciałam, aby to opowiadanie było chociaż namiastką kryminału... Nigdy nie pisałam nic, kompetnie nic o takiej tematyce, dlatego słowa "Masz talent do pisania kryminałów" właśnie podziałały na mnie jak balsam, wynagradzając wszystkie kryzysy, jakie przeszłam, pisząc Proof of love. Wciąż muszę się jeszcze duuuuużo nauczyć, ale wierzę, że z każdą następną próbą będzie tylko lepiej. Doumo Arigatou!
UsuńKyaaa tak bardzo kusi mnie odpowiedzenie na wszystkie wasze pytania, że zabieram się do pisania następnej części! :D
Dziękuję bardzo za komentarz ♥
Pozdrawiam i ściskam! :3
O mój boże… Właśnie zdałam sobie sprawę z tego jak to zmusza mnie do myślenia. Podczas czytania przez moją głowę przewija się tak wiele teorii, bardziej, lub mniej wiarygodnych, bezmyślnych i przemyślanych, że aż sama jestem zaskoczona. Dlatego mam taką maciupką prośbę… *v* Napisałabyś jeszcze kiedyś opowiadanie-kryminał? *-* Bo tak szczerze to olśniło mnie, że podczas czytania kryminałów (książek) zwykle nawet nie staram się dojść do tego kim był sprawca, po prostu daję się porwać lekturze wiedząc, że na końcu i tak będę miała podane rozwiązanie. Zaspokajam swoją ciekawość czytając kolejne strony. A fakt, że to jest dodawane kolejnymi rozdziałami sprawia, że naprawdę sama się zastanawiam, doszukuję się jakiś dziur w całym, szukam sprawcy. I chyba właśnie dzięki temu tak związałam się z tym opowiadaniem… Ja chyba umrę z rozpaczy jak się skończy ;-; Dlatego błagam, napisz jeszcze kiedyś kryminalistyczne opowiadanie :'<
OdpowiedzUsuńA tak przechodząc do spraw stricte związanych z tym rozdziałem… wow. Świetnie przedstawiłaś tu psychikę Kise i sprawiłaś, że jego postać wydaje się być na prawd bardziej realistyczna. Tylko trochę chamsko dla Midorimy, że nie przesłuchali go od razu, bo gdyby zrobili to zaraz po tym, jak go pojmano, to łatwiej byłoby sprawdzić, czy to naprawdę on; jego emocje byłyby bardziej widoczne, a przez noc zdąży się uspokoić…
I wiedziałam, że sprawca chciał wrobić Midorimę jak tylko okazało się, że tym razem zostawił ślady. W końcu skoro morderca potrafiący być tak nieuchwytnym w końcu zostawia jakiś punkt zaczepienia, to logiczne, że robi to tylko po to, żeby kogoś wrobić xd
Muszę się pochwalić, że mam już swoją super teorię, ale zachowam ją dla siebie :>> Zbyt długo nad tym myślałam, żeby dało się przedstawić w prostych i zrozumiałych słowach ^^; Ale powiem ci, że jestem z siebie dumna, że w ogóle coś wymyśliłam! I mimo, że ludzie powyżej uważają, że to Takao, to przecież pisał, że chciał chronić przed kimś Midorimę. Więc albo ma rozdwojenie jaźni albo ktoś inny jest mordercą, a on jest ewentualnie wspólnikiem. Takie jest moje zdanie xd
Oh god… mam jeszcze tyle do napisania, bo tak bardzo przeżywałam ten rozdział.. ale chyba spocznę na tym co napisałam ^^;
Pozdrawiam cieplutko i do następnego rozdziałi ^^)/ (chyba nie muszę życzyć weny XD)
Nigdy nie myślałam, że napiszę opowiadanie, w które ludzie będą się angażować. Nieraz, na innych blogach, widziałam, jak czytelnicy komentują wielorozdziałowe opowiadania i naprawdę nigdy, nigdy nie przeszło mi przez myśl, że będę w stanie stworzyć coś, w co chociaż zaangażuje się te parę osób.
Usuń^to chyba mówi samo za siebie^
Just you made my day ♥
Dziękuję za twój komentarz, za komplementy, za zainteresowanie moją twórczością i dodawanie sił. To baardzo wiele dla mnie znaczy :)
W sprawie kolejnego kryminału, myślę, że jest to jak najbardziej możliwe. Uwielbiam kryminały, ale jeśli chodzi o pisanie ich, to muszę się jeszcze wiele nauczyć. A co lepiej pomoże mi zdobyć doświadczenie, jak właśnie, pisanie? :)
Jeszcze raz dziękuję i już zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału ♥
Również pozdrawiam i ściskam mocno! ♥ :D
Jest rozdział a ja akurat czasu nie miałam aby wejść >.< głupie próbne matury ヽ(`Д´)ノ
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to...wow...Nie umiem nawet słowa znaleźć. To przedstawienie od psychicznej strony ze tak powiem Kise było takie... realistyczne? Tak to można chyba nazwać.
Co do mordercy to mam sporo przemyśleń i ogólnie wciagnelo mnie to śledztwo. Jestem też ciekawa czy pojawi się jeszcze Akashi jakoś heh.
Dobra. Komentarz chciałabym by był dłuższy ale...jutro sprawdzian z matematyki i muszę się uczyć. Twój rozdział mi humor poprawił bardzo~ dziękuję
( ^ω^)ヾ(*´∀`*)ノ(*^o^*)
Pozdrawiam i weny życzę~
Nawet nie wiesz, jak bardzo mi ulżyłaś :') Tak się bałam, że coś w opisie psychiki Kise może mi wyjść na wyrost lub nienaturalnie, tak, że będzie to odczuwalne przy czytaniu. Twoja opinia sprawiła, że odzyskałam choć część wiary w swoje możliwości ♥
UsuńJejciu, jejciu, tak bardzo się cieszę :D Dziękuję za twoje zainteresowanie, za rozważania, za komentarz i nawet najmniejszą myśl o mnie ^^
Nie przejmuj się długością komentarza, i tak zawarłaś w nim dużo ważnej dla mnie treści ♥ Oczywiście, powodzenia na sprawdzianie! Matematyka to niewdzięczny przedmiot, dlatego trzymam kciuki, aby poszło ci jak najlepiej ^3^
Ojjj cieszę się, że mogłam poprawić ci humorek! Bardzo miło mi to czytać :'3 ♥ :D Postaram się robić tak częściej! :D
Również pozdrawiam i ściskam mocno :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńrozbity Kise wyszedł ci cudownie po prostu... no morderca musi być związany z policja, wybrał doskonale miejsce na zbrodnę bez kamer, ciemno...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia