Proof of love [15] (AoKise)

ROZDZIAŁ 15

Aomine rozstał się z Kuroko pod samym komisariatem. Obiecał odezwać się do Tetsuyi w niedługim czasie, aby mogli umówić się na kolejne spotkanie. W głębi duszy już się na nie cieszył.
Pod jego nieobecność komendzie nie działo się nic niezwykłego. Zdano mu krótką relację z ostatnich czterdziestu minut, z której jedynym istotnym dla niego wydarzeniem było zwolnienie się Kise. Policjant pełniący rolę dyżurującego na recepcji nie był z tego powodu zachwycony, jednak Daiki szybko usprawiedliwił nieobecność Ryoty zmyśloną naprędce historyjką. Dobrze, że jako jedna z ważniejszych osobistości na komisariacie miał troszkę większe prawa niż inni.
Po krótkim wstąpieniu do archiwum, Daiki wrócił do swojego biura i zaczął wczytywać się w akta minionych zbrodni. Stosy raportów, odręcznych zapisków, notatek, sprawozdań i akt walały się na jego biurku, a on przeglądał je wszystkie skrupulatnie i po kolei, chcąc doszukać się jakichkolwiek nieścisłości. Powodem jego zachowania była wcześniejsza dyskusja z Kise, który swoim zachowaniem i słowami dał mu dużo do myślenia.
I rzeczywiście. Po blisko pół godzinie, spędzonej na analizowaniu treści raportów z miejsc zbrodni, zaczął zauważać szczegóły, które wcześniej nie wpadły mu w oczy. A w zasadzie, po dłuższym i coraz gorliwszym porównywaniu niuansów doszedł do podobnych wniosków, co jego partner.
Morderstwa się różniły.
W pomieszczeniu było chłodno, ale on i tak zaczął się pocić. Cała ta sprawa bardzo mu się nie podobała. Był zły na siebie, że Kise pierwszy zauważył to, z czym on tak długo miał problem. Jednak teraz, kiedy jego tok myślenia przybrał inny kierunek, miał dwa wyjścia. Pierwsze z nich polegało na dalszym zgrywaniu przekonanego do swoich racji. Kto to wie? Może jego pierwotne rozumowanie się potwierdzi? Aczkolwiek drugie wyjście opierało się na zupełnie nowej strategii i działaniach. Przede wszystkim należało założyć, że zbrodnie nie są ze sobą powiązane. A Midorima? W takim razie co on tutaj robi? Daiki pokręcił zrezygnowany głową i ukrył twarz w dłoniach. Nagle poczuł się strasznie zmęczony i przytłoczony. Dobrze, że Ryoty przy nim nie było. Nie chciał, aby blondyn widział go w takim stanie.
Pozwolił sobie na tę krótką chwilę słabości, po czym wstał z miejsca. Postanowił posprzątać. Nienawidził bałaganu. Starał się, aby zarówno w biurze, jak i w jego życiu panował porządek. Niestety utrzymanie go nie zawsze mu wychodziło, jednak to stanowiło na tę chwilę sprawę drugiego rzędu.
Uporządkował papiery na biurku, niektóre z nich schował do teczek i ułożył je równo w dwóch stertach. Segregatory i książki na półkach w regale poukładał tak, aby znajdowały się w jednej, prostej linii. Ostatnio Kise trochę je poprzestawiał, dlatego postanowił porozmawiać z nim na temat utrzymywania porządku w miejscu pracy.
Kiedy po raz drugi tego dnia znalazł się w podziemiach komendy i tak dobrze znanym pokoju przesłuchań, poczuł się nagle bardzo niepewnie. Było to dla niego zupełnie nowe, niespotkane dotąd odczucie.
Wciąż jeszcze nie zdecydował, jakiej strategii się trzymać.
Midorimę przyprowadzono bardzo szybko, z resztą tak, jak to się odbywało za każdym razem. Z bijącym szybciej sercem obserwował, jak Shintaro zajmuje miejsce naprzeciwko i zatrzymuje na nim spokojne spojrzenie. Widocznie przez ostatnie dwie godziny zdołał nabrać do całej sprawy dystansu. Aomine zaczął się zastanawiać, czy to dobrze. Po chwili namysłu uznał, że wywoła w Midorimie niekoniecznie dobre odczucia. Tak, na szelki wypadek. Aby łatwiej mu było go przesłuchać.
— Dobra. Zaczynamy od początku. Jesteś oskarżony o popełnienie co najmniej jednego morderstwa, gdyż zgon Saeko Miki prawdopodobnie wiąże się z trzema innymi. Dlatego nie zdziw się, że traktuję cię jak mordercę. W razie potrzeby użyję przemocy, aby wymusić na tobie prawdę — poinformował.
Brwi Midorimy powędrowały w górę, a z twarzy momentalnie zniknął spokój.
— Nie możesz mnie uderzyć — powiedział niepewnie, szukając w oczach Aomine czegokolwiek, co mogłoby potwierdzić jego słowa. Niestety, na próżno.
— Przekonamy się?
Shintaro nie odpowiedział. Odwrócił wzrok i zagryzł dolną wargę swoich jasnych, pełnych ust. Wyglądał, jakby przez chwilę zmagał się z samym sobą.
— To co? Przyznajesz się i mamy to z głowy? — podsunął Aomine.
— Nie! Nigdy w życiu! Nie jestem mordercą! — krzyknął lekarz. Jego podniesiony głos drżał. Podobnie, jak dłonie, co niemal od razu detektyw zauważył.
— A to ciekawe — mruknął pod nosem. — W takim razie wytłumacz mi łaskawie, czemu odnaleziono cię przy zwłokach? Czemu twoje odciski są na nożu? Czemu wszystko jest przeciwko tobie?
— Nie wiem! Nie wiem, do cholery! Po raz kolejny powtarzam: usłyszałem krzyk Saeko, więc poszedłem sprawdzić, co się dzieje!
— I? Co zastałeś?
Midorima milczał przez chwilę. Z trudem przypomniał sobie sytuację, która miała miejsce przecież tak niedawno! Mimo to, widział ją jak przez mgłę. Miał problem z odnalezieniem w swojej głowie odpowiednich wspomnień, a tym samym – szczegółów. Tylko jedna rzecz pozostała wyraźna, niezmieniona. Dziewczyna, która krztusiła się własną krwią. Która nie mogła złapać oddechu, drżąc na całym ciele w agonii. Która… umierała.
Przełknął ślinę z ogromnym trudem.
— To… Ona… Leżała w krzakach. Podszedłem do niej. Krwawiła. Ja… Moja praca polega głównie na przeprowadzaniu badań, nie ratowaniu żyć umierających ludzi. Od tego są chirurdzy, a ja… Po raz pierwszy spotkałem się z czymś takim. Nie wiedziałem, co mam robić, w mojej głowie była pustka. Kiedy wreszcie zmobilizowałem się, żeby przy niej uklęknąć… Oh, Boże, to takie okropne!
Ręka Midorimy powędrowała na jego twarz, skutecznie odgradzając go od zaciekawionego spojrzenia detektywa.  Za wszelką cenę starał się pohamować emocje, jednak one zaczęły brać nad nim górę. Nie mógł się uspokoić. Łapał spazmatycznie powietrze, przez jego ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze.
Aomine pozostawał bezwzględny.
— Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to co dalej? Rozebrałeś trupa? Czemu?
— Ona nie była jeszcze martwa! Chciałem, naprawdę chciałem jej pomóc! Żeby prawidłowo przeprowadzić resuscytację należy rozebrać poszkodowanego od pasa w górę. Chyba ma pan chociaż elementarną wiedzę na ten temat? Fiszbina ze stanika mogłaby przebić skórę na klatce piersiowej, a w najgorszym razie płuco!
— A nóż? Skąd tam twoje odciski?
— Nóż… Nóż… — powtórzył niczym echo i zamyślił na moment. Czy był tam jakiś nóż…? — Ah, tak! Chciałem wezwać pomoc, ale telefon wypadł mi z dłoni. Nie mogłem oderwać od Saeko oczu, jedną dłonią musiałem uciskać ranę na szyi, dlatego chciałem go podnieść lewą ręką po omacku. I wtedy natrafiłem na ten nóż. Nie zawracałem nim sobie głowy, skaleczyłem się, ale musiałem działać dalej. Wtedy przestała oddychać. Musiałem… Musiałem ją ratować…
— Co dalej?
— Nie wiem, ile ją reanimowałem. Dla mnie trwało to wieczność. W końcu odpuściłem. Płakałem nad nią. Kurwa, znałem ją! Była… Była we mnie zadurzona, ale ja starałem się zachować dystans. Lubiłem ją… Ona nie była… anonimowa.
— Rozumiem, że w tamtej chwili cię przyłapano? — dopytywał Daiki.
— Przyłapano? — warknął niespodziewanie Shintaro. Jego żal, smutek i niemoc w jednej chwili zmieniły się we wściekłość. Poprawił okulary, i marszcząc brwi, spojrzał pewnie na ciemnoskórego. — Prędzej napadnięto, niż przyłapano, cokolwiek to słowo nie oznaczałoby w pana słowniku.
Aomine poczuł, jak przyśpiesza mu tętno. Starał się hamować złość, która niczym obezwładniająca trucizna sączyła się przez całe jego ciało.
— A więc, napadnięto cię? — zakpił.
— Jeśli uderzenie kolbą pistoletu w głowę nie jest przejawem napaści, to nie.
— Zaraz, zaraz…
Aomine poczuł na plecach zimny pot. Mimowolnie przypomniała mu się, jak Imayoshi nie chciał złożyć raportu z zatrzymania lekarza. Czyżby właśnie miał się dowiedzieć, czemu tak się stało?
— Kto cię napadł?
— Nie pamiętam — odburknął Shintaro, marszcząc czoło. — Nigdy wcześniej nie widziałem tego faceta. Uznał mnie za mordercę, wyciągnął broń i… Przez moment myślałem, że chce mnie zastrzelić, ale on tylko przywalił mi w głowę. Straciłem przytomność i ocknąłem się dopiero w celi. A skroń boli mnie do tej pory. Z resztą, czy jest możliwość, abym skonsultował się tu z jakimś lekarzem? Myślę, że mogę mieć wstrząśnienie mózgu…
Daiki nie słuchał już podejrzanego. Całą swoją uwagę skupił na ścisłym łączeniu faktów. Owszem, sytuacja, w której znalazł się Midorima, klęczący przy zwłokach i upaprany krwią, mogła wydawać się jednoznaczna, jednak jeśli lekarz mówił prawdę, był załamany po stracie znajomej. Imayoshi powinien to dostrzec i chociażby z tego powodu nie pozbawiać go świadomości w tak brutalny sposób. W sumie, w ogóle nie powinien.
Aomine poczuł wibracje w wewnętrznej kieszeni swojego munduru. Zignorował je, jednak w tej samej chwili zadał sobie w myślach pytanie: Do czego to wszystko prowadzi?
W gruncie rzeczy był zagubiony. Praca detektywa śledczego nie należała do najlżejszych, ale o tym zdążył przekonać się już dawno. więc nie wiedział, co w tamtej chwili nim kierowało. Co spowodowało, że nagle poczuł się tak beznadziejnie? Jakby obdarto go z całej godności. Oczami duszy widział wszystkie miejsca ostatnich zbrodni, w tym ostatnie, najtragiczniejsze.
Kto inny, jeśli nie Midroima, miałby za to odpowiadać?
Zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w skórę. Z teczki, jaką ze sobą przyniósł, wyciągnął i rzucił na stół, przodem do Midorimy, zdjęcia czterech ofiar. Piękne, młode, roześmiane kobiety. Dla porównania, po drugiej stronie blatu, ułożył zdjęcia pośmiertne każdej z denatek.
Midorima nagle zerwał się z miejsca. Krzesło za nim przewróciło się, a on sam zaczął cofać się w stronę drzwi. Daiki przyglądał mu się zdziwiony, poirytowany i wściekły jednocześnie. Dla niego taka reakcja była jednoznaczna z przyznaniem się do winy. Przynajmniej w jakimś stopniu.
— Co ty odpierdalasz?!
I on wstał z miejsca, po czym podbiegł do Shintaro. Ten w panice odwrócił się i zaczął szarpać klamkę w drzwiach. Na próżno. Były one zamknięte na czas przesłuchania i tylko Aomine, bądź osoba z zewnątrz, mogła je otworzyć.
Daiki przyciągnął do siebie rozemocjonowanego lekarza za przód jego koszuli. Potrząsnął nim mocno, aby ten choć przez chwilę zaniechał prób ucieczki, po czym z całej siły, jaka drzemała w jego mięśniach, przekręcił go i pchnął na ścianę, przypierając przy tym własnym ciężarem ciała. Okulary podejrzanego upadły z brzękiem na podłogę.
Ich twarze dzieliło kilka centymetrów. W soczyście zielonych oczach Midorimy widoczne było przerażenie. Histeria. Mimo pozycji, w jakiej się znajdowali, wciąż próbował się wyrwać. Daiki miał dość siłowania się z nim, dlatego przyciągnął go do siebie, by w sekundę później uderzyć nim o ścianę. Shintaro jęknął z bólu i przestał wierzgać. Ciemnoskóry w dalszym ciągu mocno ściskał jego ramiona.
— I co? Po co cała ta bzdurna gadka o przypadkach? Zamordowałeś Saeko, hę? I pozostałe kobiety też! Sukinsyn — wywarczał, czując, jak złość, która wzbierała w nim od początku przesłuchania, zostaje uwolniona. Lekarz zdawał się zapomnieć, jak się mówi. Poruszał tylko obolałą głową, to w prawo, to w lewo, jęcząc głucho. Po jego policzku spłynęła łza.
— Gadaj, co cię do tego skłoniło?!
— Ja… To… To nie ja…
— Kurwa!
Ciemnoskóry puścił Midorimę, by w sekundę później uderzyć go z pięści w policzek. Cios nie był tak mocny, jak być powinien, ponieważ Aomine mimo wszystko starał się zachować względną kontrolę nad sobą, jednak Shintaro i tak upadł z głuchym łoskotem na podłogę, odrzucony siłą, jaka skumulowała się w uderzeniu. Daiki wiedział, że już nie może się wycofać. Ponownie chwycił go za koszulę i zawlókł aż pod sam stół, na którym w dalszym ciągu leżały fotografie. Wziął je i rzucił tuż przed podejrzanego, na podłogę. Midorima starał się na nie nie patrzeć, trzęsąc się od płaczu.
— Przypatrz się. Miałeś odwagę je skrzywdzić, a boisz się podnieść wzrok?
Lekarz zdawał się zatracić kontakt z rzeczywistością. Nie odpowiadał, nawet, kiedy detektyw zagroził mu kolejnym uderzeniem. Oczywiście, groźba została spełniona.
Jakiekolwiek próby porozumienia się z Midorimą nie miały już sensu. Był w kompletnym szoku. Spanikowany, roztrzęsiony, z podbitym okiem i paroma innymi siniakami. Aomine szalał ze złości. Teraz był już pewien, kto jest mordercą, więc wszystkie emocje, jakie siedziały w nim od rozpoczęcia śledztwa ujrzały w końcu światło dzienne.
— I dobrze, draniu! Bój się, nic już ci nie pomoże. Za te morderstwa dożywocie to najlżejsza kara, jaka cię spotka — powiedział w końcu Daiki. Ponieważ nie doczekał się żadnego odzewu, kopnął podejrzanego w brzuch. Ten krzyknął głucho i skulił się, ściskając się za żołądek.
Aomine podniósł z podłogi zdjęcia i schował je do teczki, gdzie było ich miejsce. Następnie podszedł do Midorimy, podniósł go siłą i wykręcił mu lewą rękę w tył. Mężczyzna krzyknął z bólu, ponieważ Daiki zrobił to o wiele za mocno. Nic go już nie obchodziło. Brzydził się lekarzem i nie chciał go dotykać, jednak z drugiej strony obawiał się, czy jeśli ten nie zostanie odprowadzony do celi przez innego funkcjonariusza, nie będzie próbować ucieczki. Chociaż nie chciał, i obawiał się, że może zrobić mu krzywdę, postanowił sam odeskortować go tam, gdzie jego miejsce.
***
Ciemnoskóry siedział nieruchomo w biurze do czasu, aż drzwi nie otworzyły się, a do środka wpadł zdyszany Kise. Dochodziła godzina siedemnasta.
— Cześć, Aominecchi — przywitał się, wydychając ze świstem powietrze. — Czemu nie odbierałeś telefonu? Dzwoniłem z milion razy.
Daiki powoli podniósł wzrok na partnera. Wyglądał o niebo lepiej, niż rano. Jego i tak delikatne rysy twarzy zdawały się wygładzić, a na ustach malował się spokojny, niewymuszony uśmiech. Blask bijący od jego złotych włosów utwierdzał Aomine w tym, że musiał niedawno brać prysznic. Pachniał świeżością.
— Coś nie tak?  — spytał, nie uzyskując odpowiedzi. Detektyw westchnął cicho i z powrotem spuścił wzrok na blat biurka. Z reguły, siedząc za nim, czuł się jak ktoś ważny. Ktoś, kto kontroluje sytuację.
Tym razem było jednak kompletnie inaczej.
— Midorima jest mordercą — wyszeptał cicho.
— Oh.
Kise zmarszczył brwi i usiadł na biurku Daikiego. Chciał, aby ten na niego spojrzał, jednak to nie było takie proste. Pomimo tylu godzin spędzonych na myśleniu, nie wiedział, co robić dalej oraz czy kroki, jakie podjął, były odpowiednie.
Zacisnął usta w wąską linię, czekając, aż Ryota powie coś jeszcze.
— Czemu tak sądzisz? — spytał łagodnie blondyn i wyciągnął dłoń. Dotknął nią ramienia ukochanego. Ten drgnął. Mały, drobny gest, ale za to jak pomocny.
— Na początku zacząłem mu wierzyć, ale wszystko spieprzył, kiedy wyciągnąłem i pokazałem mu zdjęcia wszystkich ofiar.
— Tych czterech kobiet?
— Tak.
— Jak zareagował?
— Spanikował. Boi się odpowiedzialności za swoje zbrodnie. Wiesz, że mogą skazać go na śmierć? — spytał niespodziewanie. Kise niepewnie skinął głową. Uścisk na ramieniu wzmocnił się.
— Tak. Nie można tego wykluczyć. Jednak za nim do tego dojdzie, musimy być absolutnie pewni. Kara śmierci jest karą nieodwracalną, więc… Co teraz, Aominecchi?
W biurze zapadła cisza. Daiki słyszał wyraźnie głęboki, równomierny oddech blondyna. Uspokajał go. W świetle ostatnich promieni zachodzącego słońca wirowały pyłki kurzu. Aomine spostrzegł, że jeden z segregatorów na półce przekrzywił się. Błahostka, ale potwierdzała regułę, że nie ważne, jak człowiek się stara, zawsze znajdzie się coś, co pokrzyżuje jego plany. W tym wypadku przekrzywiony segregator zdawał się zaburzać całą symetrię w pomieszczeniu.
— Nie wiem — odpowiedział cicho, ochryple. Marzył, aby wrócić do domu i zapaść w sen. I obudzić się dopiero po zakończeniu śledztwa. 


~betowała Kaju~

8 komentarzy:

  1. Kocham!*^*
    ~Matka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojeja tak dawno nie wchodzilam na tego bloga ze tyle mnie ominęło! Woow. Nadrobilam już wszystko i czekam na następne rozdziały~
    Rozdział jak zawsze cudowny :p dzieje się dzieje :p
    (Cały czas mam przed oczami scenę seksu Aokise awww (///▽///)ヾ(*´∀`*)ノ( ^ω^))
    Pozdrawiam i weny życzę~

    OdpowiedzUsuń
  3. O jeny! Tyle dobrych opowiadań, a żadne nie może doczekać się końca. Chciałabym się dowiedzieć jak to się dalej potoczy... Czy następne części się pojawią?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście ^^ Tyle, że w dalszym pisaniu przeszkadzał mi brak znajomości zdarzeń wcześniejszych (pozapominało mi się... ^^') Dlatego, aby nic nie pokręcić, wstrzymałam opowiadanie do początku czerwca ^^'

      Usuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, czemu Midorima nie powiedział że ten to do niego coś mówił że jest sprawcą... całkiem rozumiem spanikowanie nie dowierzanie bo to bylo prawdopodobnie ale powiedzieć że znałem je no nie wiem powiedzieć że były we mnie zakochane...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń