Proof of love [6] (AoKise)

ROZDZIAŁ 6
Methinks, I see... Where?
- In my mind's eyes.
                               Shakespeare
Zdaje mi się, że widzę... gdzie?
Przed oczyma duszy mojej.

Aomine zgodził się pójść razem z Kise na pogrzeb jego dawnej przyjaciółki, Mei. Naprawdę, zrobiłby dla niego wszystko, byleby tylko blondyn nieco się rozchmurzył. Wiedział, że nie będzie to proste, ale postanowił wspierać go w tych ciężkich dla niego chwilach tak bardzo, jak tylko będzie w stanie.
Na komendzie znaleźli się jeszcze przed 7. Bezchmurne niebo zapowiadało tego dnia doskonałą pogodę. Daiki westchnął ciężko, gdy tylko pomyślał o tym, że przez kolejne 12 godzin przyjdzie mu kisić się w zamkniętym budynku i analizować po raz setny te same elementy układanki, które mimo podobieństw, nie chciały dopasować się do siebie.
W tej samej chwili, gdy młodzi detektywi przekroczyli próg, podbiegł do nich Hyuuga, który widocznie czekał na nich pod drzwiami wejściowymi co najmniej paręnaście minut.
− Aomine! Kise-kun! Dobrze, że już jesteście! – powiedział szybko, nerwowo patrząc to na jednego, to na drugiego. W jego oczach czaił się lekki strach. Ciemnoskóry wiedział, że musiało stać się coś ważnego, skoro wywarło to aż tak duży wpływ na Hyuuge, który zazwyczaj nie przejmował się zbyt wieloma sprawami.
− Co jest, Hyuuga?
− Cholera…! Ten pieprzony gnojek, Haizaki Shougo, zaczął dewastować miejsce zbrodni.
Musiała minąć chwila, nim do Aomie dotarło znaczenie tych słów. Kise stał z boku, uważnie przypatrując się mężczyznom. Jego mina mówiła sama za siebie: spodziewał się, że tak może to się skończyć.
− Nie pieprz – warknął Daiki i odepchnął kolegę gwałtownie. Minął go i ruszył do swojego biura, dodając na odchodne: − Za minutę chce widzieć u siebie jakiegokolwiek technika.
Na Kise spadł obowiązek przyprowadzenia do biura Aomine odpowiedniej osoby. Ponieważ był nowy na komendzie, Junpei wytłumaczył mu, gdzie znaleźć odpowiedni dział. Kierując się jego wskazówkami, ruszył korytarzem, na który nigdy wcześniej nie miał okazji się zapuszczać. Nie różnił się on zbytnio od innych: szeroki na ponad 3 metry; niekończące się szeregi drzwi po obu jego stronach; nijaki wygląd na ścianach. Na komendzie znajdowało się tylko jedno miejsce, które prezentowało odmienny wystrój wnętrza. Był to przedsionek jak i część korytarza, znajdujący się tuż przy Sali konferencyjnej. Kise przypuszczał, że była ona w tak dobrym stanie, ponieważ na niektóre z ich zebrań mogli przychodzić dziennikarze. Chodziło o to, by wywołać na nich jak najbardziej profesjonalne wrażenie.
Wreszcie, na końcu korytarza, Kise dostrzegł duże drzwi z wstawioną w nie mleczną szybą. Nie można było przez nią nic zobaczyć, ale chłopak wiedział, że trafił dobrze. Pchnął je mocno. Zdziwił się, jak ciężkie były. Gdyby nie pomoc pewnego o wiele większego od niego funkcjonariusza, byłby zmuszony włożyć w otarcie ich o wiele więcej siły niż przypuszczał. Policjant właśnie opuszczał wydział techników, dlatego pociągnął drzwi od swojej strony. Ryota zachwiał się lekko, lecz w samą porę pomógł mu zachować równowagę ten sam mężczyzna. Aby lepiej mu się przyjrzeć, blondyn zmuszony był zadrzeć brodę w górę. Technik policyjny przed nim był wysoki i dobrze zbudowany. Mimo tego, wyglądał bardzo łagodnie. Miał nieco długie, brązowe włosy opadające mu swobodnie na czoło i za uszami, oraz tego samego koloru duże, ciepłe oczy. Na jego jasnych ustach błąkał się delikatny uśmiech.
− Przepraszam, ja właśnie… − zająknął się Kise. Jego towarzysz szybko podchwycił wątek.
− Nic się nie stało! Te drzwi są naprawdę ciężkie, a do tego mylące! Nigdy nic przez nie nie widać. No, ale jesteś tu w jakiejś konkretnej sprawie?
− T-Tak! Aominecchi… To znaczy, Aomine-san prosił, aby ktoś z wydziału techników zgłosił się do jego biura – odpowiedział Kise. Mężczyzna przed nim zmarszczył nieco brwi.
− Wiesz może, o jaką sprawę konkretnie chodzi?
− Wiem tylko tyle, że ma to związek z Shougo Haizakim oraz tym, co zrobił na miejscu wczorajszej zbrodni.
− Ah, o tak. Przecież to właśnie Aomine teraz dowodzi… Nic dziwnego, że chce znać szczegóły. Poczekaj chwilę, wezmę raport i pójdziemy o niego razem.
Kise skinął energicznie głową i stanął pod ścianą, w znacznej odległości od drzwi, za którymi zniknął brunet. Był ciekaw, jak zareaguje Haizaki, gdy zobaczy go na pogrzebie Mei.
*
− Nazywam się Kiyoshi Teppei i jestem technikiem. Zdaje się, że po mnie posłałeś.
− Tak, siadaj – rzucił Aomine, samemu spoczywając na krześle za biurkiem w centrum pomieszczenia. Kise stał z boku, nie bardzo wiedząc, co powinien ze sobą zrobić. W końcu zdecydował się wyjąć swój notatnik i zapisać w nim to, o jaki rodzaj dewastacji miejsca zbrodni chodziło Hyuudze. – Więc? Co się dokładnie stało?
Kiyoshi otworzył teczkę, którą trzymał na kolanach. Wyciągał z niej plik zdjęć i dokumentów. Podał je wszystkie Daikiemu, który z nieodgadnionym wyrazem twarzy zaczął czytać na głos wybrane fragmenty:
− „Haizaki Shougo”; „trzydziesty pierwszy sierpnia”; „zniszczeniu uległa znaczna część pokoju denatki”; „utrudnianie pracy funkcjonariuszom”; „ucieczka przy próbie zatrzymania”. No ładnie. „Znaczna część pokoju”? Co to znaczy? – Kiyoshi nie odezwał się. Zamiast tego, podsunął przełożonemu odpowiednie zdjęcia. Kise podszedł do biurka, by móc je zobaczyć. Daiki chwilę je przeglądał, po czym podał je bezpośrednio blondynowi. − I jak? Co o tym sądzisz? – spytał cicho.
Kise uważnie przyglądał się fotografiom. Pokój, który widział jeszcze tej samej nocy, sprawiający wrażenie bezpiecznego i przytulnego; był kompletnie zdemolowany. Zdjęcia przedstawiały powywracane i połamane meble, w wielu miejscach pozdzieraną morelową tapetę, porozrzucane ubrania, pocięte obicie łóżka. Gdyby detektyw nie wiedział, kto spowodował te zniszczenia, obstawiałby raczej dzikie zwierzę, niż człowieka.
− Sądzę, że na tym się nie skończy – westchnął, odkładając odbitki na blat biurka. Przyłożył dłoń do czoła; jej palcami zaczął rozcierać skronie. – Będziemy z nim mieli problemy, Aominecchi.
− Też tak uważam. Trzeba natychmiast zorganizować nakaz aresztowania.
− Zaraz, czemu jesteście tego tacy pewni? – spytał Kiyoshi, który dotychczas tylko przysłuchiwał się ich rozmowie.
− Wczoraj, zaraz przed tym, jak skończyliśmy pracę na miejscu zbrodni, przydarzył się nam pewien incydent z Haizakim w roli głównej. Poza tym, Kise go zna. Stąd ten siniak – wytłumaczył pokrótce ciemnoskóry i gestem głowy wskazał na Ryote. Teppei badawczym spojrzeniem obdarzył sino-czerwone miejsce na policzku blondyna.
− Rozumiem. Głupio mi było wcześniej o to zapytać. W każdym razie, jeśli przy najbliższej okazji uda się go złapać, będzie miał za co odpowiadać. Łącznie z pobiciem, powinno spokojnie wystarczyć na pobyt w więzieniu.
− To nie do końca wina Haizakiego… − mruknął Kise, wbijając wzrok w podłogę.
− He? – Aomine myślał, że się przesłyszał.
− Stracił siostrę. Z tego co wiem, nie mieli rodziców, gdy poznałem Mei. Działał w emocjach, to nie może do końca zaważyć na…
            − Przestań.
            − Czemu? To naprawdę…
            − Nie broń tego sukinsyna. Kiyoshi, możesz odejść.
            − Ale Aominecchi…!
            − Zamknij się – warknął Daiki. Teppei zrozumiał, że w obecnej sytuacji jego obecność w tym pomieszczeniu jest wysoce niewskazana. Zostawił raport na biurku przełożonego i wyszedł.  Kise otworzył nieco szerzej oczy ze zdziwienia. Zaraz potem zacisnął usta w wąską linię i bez słowa opuścił biuro, zostawiając w nim Aomine samego.            
Daiki odetchnął głęboko. Z przekleństwem na ustach wstał z krzesła i otworzył okno na oścież. Fala gorąca uderzyła w jego twarz. Na dworze było tak samo duszno i parnie, jak już od ponad dwóch tygodni. Nie mógł się uspokoić. W jego wnętrzu szalała burza emocji. Jednak ta prawdziwa miała dopiero nadejść.
            Do południa siedział w biurze sam. W tym czasie nie zrobił pawie nic. Chyba po raz pierwszy od czasu, gdy zaczął pracować na policji, nie wiedział, w co wsadzić ręce. Pot spływał mu po czole i szyi. Czuł się tak, jakby już dawno nie brał prysznica. Otępiały, wyszedł z komendy. Liczył na to, że krótki spacer pomoże mu odzyskać choć część sił, które niewytłumaczalnym sposobem go opuściły.
Gdzie, do cholery, był Kise? Aomine wiedział, że nie powinien tak się do niego odezwać, w końcu tamten niczym nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Jednak, coś w nim pękło na wzmiankę o Haizakim. Jak blondyn mógł go w ogóle bronić? Nonsens.
            Pogrążony w dość mętnych myślach, dotarł do końca ulicy. Tutaj mieścił się najbliższy sklep, do którego zdecydował się na chwilę wstąpić. W kieszeni spodni miał drobne, dlatego wydał je na coś, co już od dawna chodziło mu po głowie.
Papierosy.
Co prawda, był na odwyku, ale w obecnej sytuacji stwierdził, że może zrobić wyjątek. Po udanym zakupie wyszedł szybko przed sklepik i odpakował paczkę fajek. Chciał odpalić jednego, gdy zorientował się, że nie ma zapalniczki. Chciał palnąć się w głowę za swoją bezmyślność, jednak łaknienie nikotyny zamroczyło mu w pewnym stopniu umysł. Żeby nie przedłużać, zdecydował się na inne rozwiązanie. Podszedł do chłopaka, który stał w odległości paru metrów od niego. Wysoki, szczupły; na oko w podobnym wieku. Z tego, co zdążył zaobserwować Aomine, wypalał trzeciego papierosa pod rząd.
− Przepraszam, masz ogień? – spytał, stając tuż przy nim. Chłopak zdawał się go nie dostrzegać. Doszczętnie pochłonięty swoimi myślami drgnął, gdy Aomine położył mu rękę na ramieniu.
− Policja? Co się stało? – zapytał, przestraszony. Daiki rzeczywiście był w swoim mundurze, dlatego nie zdziwił się, gdy chłopak tak zareagował.
− Nie, nic konkretnego. Masz ogień? – powtórzył pytanie. Nieznajomy skinął głową. Przy tym geście jego przydługie, kruczo-czarne włosy poruszyły się nieznacznie. Z kieszeni wyjął zapalniczkę i podpalił koniuszek papierosa detektywa. Aomine przyłożył drugi koniec do ust i zaciągnął się mocno. Dym papierosowy wypełnił jego płuca, by po chwili zostać wypuszczonym przez nos. Daiki odchylił głowę w tył i zamknął oczy. Uczucie błogości rozchodziło się po całym jego ciele. Zapomniał już, jak bardzo palenie go odprężało. 
 − Dzięki – wyszeptał cicho. Leniwie uchylił powieki, zaciągając się po raz kolejny. – Coś się stało?
− He? – Chłopak uniósł podbródek, patrząc wprost na detektywa. Aomine zauważył, że mimo swej pięknej, szarawo-błękitnej barwie, w jego oczach czai się głęboko zakorzeniony smutek i strach. Poszarzała cera; opuszczone w dół kąciki wyjątkowo kuszących ust;  bezustanne drżenie rąk; papieros wypalany jeden za drugim. Temu człowiekowi z pewnością coś dolegało, a pierwsze wrażenie powiedziało o nim Aomine więcej, niż mógłby doszukać się w dawkowanym tonie jego wypowiedzi.
− Wyglądasz, jakby spotkało cię coś złego – naprostował.
Za zwyczaj nie wtrącał się w sprawy innych ludzi. Mało tego, niewiele go one obchodziły i nie uważał, żeby ich znajomość była mu potrzebna. Niektórymi osobami nawet gardził. Wierzył w to, że problemy, z jakimi się zmagają są wypadkową ich własnych, samolubnych poczynań.
Ale ten chłopak był inny. W gruncie rzeczy wydawał się być całkiem miłą, wesołą i poczciwą osobą.
− Masz rację, spotkało mnie już nie jedno. A najgorsze w tym wszystkim jest to… że ja również zrobiłem coś złego – odpowiedział i zaśmiał się smutno. A był to śmiech tak przesiąknięty bólem, że żaden z innych dźwięków nie potrafiłby lepiej oddać nagromadzonych w nim negatywnych uczuć w tej sytuacji.
− W życiu czasem już tak jest. Ja też zrobiłem wiele rzeczy, które chciałbym cofnąć. Ale widzisz, zawsze jest szansa, że chociaż część błędów da się naprawić.
− Jesteś psychologiem policyjnym?
− Nie, ale potrafię dobrze ocenić sytuację i wyciągnąć wnioski.
− To szkoda, że nie poznałem cię wcześniej. Może wtedy byś mi doradził…? – Niedopałek czwartego papierosa, który dzierżył w dłoni upadł na ziemię bezgłośnie.
− Wciąż mogę to zrobić, jeśli chcesz.
− Nie. Już za późno. Ale… Dziękuję. – W tamtym momencie obdarzył detektywa uśmiechem. Był on tak nierealnie piękny i nieskazitelny, że Daikiemu zabrakło słów. Kise też pięknie się uśmiechał, ale, mimo wszystko, to było coś zupełnie innego; odznaczającego się na tle szarej rzeczywistości. – Bywaj.
Chłopak odszedł, a Aomine jeszcze długo nie mógł ruszyć się z miejsca. Gdy wreszcie to uczynił, wyrzucił prawie nienaruszoną paczkę papierosów, wraz z zawartością, to pobliskiego kosza. To, co powiedział tamten człowiek sprawiło, że przejrzał na oczy. W końcu się uspokoił, znalazł w sobie siłę na to, by kontynuować śledztwo. Zawsze może być „już za późno” na pewne sprawy.
W tamtym momencie nieznajomy wydał się Aomine najbliższą osobą na świecie.
*
Wrócił na komendę z mocnym postanowieniem odnalezienia i przeproszenia Kise, jednak nie dane mu było chociażby wejść do swojego biura. Okazało się, że patrolowi policyjnemu udało się przywieźć na komendę Haizakiego, który przebywał teraz w pokoju przesłuchań.
− Musisz z nim pogadać, Aomine – powiedział Hyuuga ostrożnie, gdy tylko powiadomił Daikiego o całym incydencie. – Próbowałem znaleźć jeszcze Kise-kuna, ale poszedł już o domu. Jeśli chcesz, mogę iść do Shougo z tobą za niego.
− Jasne. Jednak zanim to, muszę wiedzieć, czy sprawiał jakieś problemy, kiedy go tu przywieziono?
− O dziwo nie. Obawiam się, że chce tylko zachować pozory, albo coś…
− Rozumiem. No to chodźmy.
Temperatura podziemia komendy, w których znajdowały się m.in. sale przesłuchań, oraz archiwum, była przyjemnie niska. W jednym z niewielkich pomieszczeń siedział Haizaki Shougo. Aomine za pomocą specjalnej karty otworzył drzwi i razem z Hyuugą weszli do sali przesłuchań, oznaczonej numerem 3. Ponieważ stało tam tylko jedno wolne krzesło, na którym usiadł Daiki, Junpei stanął tuż za nim, uważnie przypatrując się Haizakiemu. Na pierwszy rzut oka wyglądał na bardzo zmęczonego, ale złośliwy uśmieszek na jego ustach wyrażał zupełnie co innego.
− Dowiem się w końcu, co tu robię? – Haizaki odchylił się ze swoim krzesłem nieco w tył, by zaraz powrócić w to samo miejsce. Jego postawa, według Hyuugi, wyrażała bezgraniczną ignorancję. Przy takich ludziach, jak Shougo, niektórym funkcjonariuszom trudno było powstrzymać nerwy.
− Doskonale wiesz, o co chodzi. – Aomine starał się, by ton jego głosu był jak najspokojniejszy. – Od wczoraj już trochę ci się nazbierało, wiesz?
− Nie pierdol. Nic na mnie nie macie.
− Zdemolowałeś miejsce zbrodni.
− To mój dom i mam w nim prawo robić, co tylko kurwa chcę. Taki pies, jak ty, nie będzie mi mówił, jak mam żyć., czego tam dotykać, a czego nie.
− Obawiam się, że ten „pies” jest znacznie bardziej obeznany z prawem, niż taki prostak jak ty i wie, że jednak w niektórych przypadkach, wliczając w to morderstwo, może wydawać ci polecenia – wtrącił się Hyuuga.
− Tsk. Coś jeszcze, czy mogę już iść?
− Nie wyjdziesz stąd tak prędko – powiedział ze stoickim spokojem detektyw. Oparł się wygodniej na krześle i kontynuował: − To nie wszystko, co dotychczas zrobiłeś. Zdaje się, że nie chciałeś z nami współpracować? Twoje zeznania to jakiś żart.
− Odpierdol się. Nic wam nie będę mówił. Nie macie pojęcia, co ja, do nędzy przeżywam – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zapewne, gdyby nie znajdywali się na komisariacie, już dawno rzuciłby się na Aomine z pięściami.
− Oczywiście, możesz milczeć. Jednak to będzie tylko opóźniać złapanie mordercy.
Haizaki parsknął śmiechem.
− Hah! Gadasz, jakbyś był pewien, że go złapiecie!
− Złapiemy. O to nie musisz się martwić.
− Oh tak, jasne. Jestem o to tak spokojny jak o to, że jutro spadnie śnieg – zakpił, zaciskając dłonie w pięści. – Policja jest bezradna w tej sprawie. Nie macie żadnych śladów! Zero! Nic, kurwa! Ten pojebany psychol robi z wami, co chce, morduje i będzie mordować dalej, a wy zamiast wziąć do roboty marnujecie czas na mnie! To nie jest byle jaki skurwiel. To ktoś więcej. On się zna na rzeczy, nie da się złapać.
− Może gdybyś umiał się powstrzymać i nie zdemolował pokoju siostry coś jednak byśmy znaleźli.
 − Jasne, kurwa. Jasne. Mogę już iść?
− Nie. Będziesz teraz odpowiadać za to, o czym ci powiedziałem.
− Plus pobicie – dodał Hyuuga. Aomine przytaknął.
− Jakie pobicie? Nie mówicie chyba o tej utlenionej ciocie?
Daiki z całych sił starał się nie dać ponieść emocjom. Zamknął na chwilę oczy i policzył do dziesięciu.
− Mówimy o Kise Ryocie. Uderzyłeś policjanta na służbie – naprostował.
− Zasłużył na to – warknął Haizaki.
− Być może, ale ty tym samym zasłużyłeś sobie na pobyt w więzieniu – odgryzł się Junpei. – Aomine? To chyba wszystko?
− Tcaa… Idziemy.
Nie zwracając uwagi na przekleństwa, którymi rzucał Haizaki, Aomine i Hyuuga wyszli z pokoju przesłuchań, zostawiając go samego. Zamiast tego, dwójka innych policjantów weszła tam, by zabrać chłopaka do celi, w której zmuszony będzie trochę posiedzieć.
− Czy Kise-kun rzeczywiście zasłużył sobie na tego sińca? – spytał Junpei, gdy wspinali się po schodach.
− Oczywiście, że nie. Ale najgorsze jest to, że Kise niepotrzebnie myśli na odwrót.
*
Przez następny tydzień Aomine ani razu nie widział się z Kise. Ten fakt mocno go niepokoił. Od szefa dowiedział się, że blondyn wziął sobie parę dni wolnego. To była dla detektywa prawdziwa katastrofa. Nie potrafił skupić się na niczym, mimo iż Hyuuga niezliczoną ilość razu zmuszony był doprowadzać go do pionu. Jego stan trwał bez zmiennie. Odnośnie morderstwa Mei nie pojawiły się żadne nowe wskazówki. Zwołano zebranie, na którym starano się połączyć ze sobą dwa ostatnie morderstwa. Były one w większości zgodne, gdyby nie liczyć faktu, iż przy tym drugim morderca pozwolił sobie na dwa błędy: włączył ogrzewanie, aby podnieść i tak już wysoką temperaturę w domu, oraz pozostawił ślady duszenia, które mimo wszystko, nie było  bezpośrednią przyczyną zgonu. Nadal pozostawało nią pankuronium, lecz Aomine zaczął zastanawiać się, czy nie mógł zrobić tego naśladowca. Ponieważ jednak ta teoria miała w sobie mnóstwo luk, porzucił ją. Zamiast skupiać się na różnicach, zajął się porównywaniem podobieństw. Tak, jak cała ekipa pracująca nad sprawą „Czułego mordercy”. Detektyw nazwał tę sprawę w taki sposób, ponieważ chciał,  by wzbudziła kontrowersję. Może choć trochę rozdrażni sprawcę i zmusi go do jakichkolwiek poczynań? Mimo tego, przydomek „czuły” nie wziął się bez przyczyny. Człowiek odpowiedzialny za ostatnie zbrodnie dbał o to, by nie zostawiać żadnych śladów. Z jaką czułością, czy dokładnością się ich pozbywał? Ponadto, wybrał taką, a nie inną metodę morderstw: dożylne podawanie silnej trucizny. Czemu to robił? Może ze swojej słabości do zamordowanych dziewcząt? Nie potrafił ich okaleczyć, ani wykorzystać. Wobec tego, czy nie okazywał im choć trochę czułości…? Kiedy Aomine o nim myślał, miał przed oczami, wbrew pozorom, nie niespełna umysłowego wariata, a wrażliwego idealistę, który w morderstwach miał jakiś cel. Każde jego działanie było dokładnie przemyślane; nieprzypadkowe. Właśnie dlatego był tak niebezpieczny.
Po tygodniu oczekiwania, Aomine za namowami Hyuugi, pojechał pod dom Kise. Kiedy był już na miejscu, trochę się wahał, ale ostatecznie wysiadł z samochodu i zadzwonił domofonem. Nie powiadamiał o swojej wizycie samego gospodarza, ponieważ nie był pewien, jak tamte zareaguje. W końcu, zawsze trochę trudniej jest zbyć człowiek sprzed domu, aniżeli przez telefon.
− Tak?
− Kise? Tu Aomine. Wpuścisz mnie? Chciałem pogadać.
− Mam wolne od pracy.
− Wiem. Przychodzę prywatnie.
Nastała chwila ciszy. Daikiemu strasznie się ona dłużyła. Czego jak czego, ale nie znosił trwania w niepewności.
− Wejdź, jeśli musisz. Ale tylko na chwilę. Właśnie miałem wychodzić.
Aomine usłyszał cichy syk, jaki wydał mechanizm pozwalający na otworzenie furtki. Przeszedł przez nią i zamknął dokładnie. W drzwiach domu stał Kise. Rzeczywiście wyglądał, jakby wychodził. Miał już nawet na nogach trampki. Był ubrany dość elegancko, w obcisłe dżinsy i ciemną koszulę na krótki rękaw, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę to, że było około trzydziestu stopni na plusie. Przepuścił on przy wejściu Aomine i poprowadził w głąb domu, do salonu, który Daiki miał już okazję podziwiać, ponieważ był on połączony z kuchnią, w której ostatnio jedli śniadanie.
− Napijesz się czegoś? – spytał Kise. Detektyw wiedział, że ta uprzejmość była wymuszona. Zdecydował się przejść od razu do sedna sprawy. W miarę możliwości
− Nie, dzięki.
− Więc? O czym chciałeś pogadać?
− Nie było cię w tym tygodniu w pracy. To przez to, co ostatnio powiedziałem?
Ciemnoskóry przyjrzał się uważnie blondynowi. Jedyne, co się w nim zmieniło to to, że jego oczy były nieco bardziej podkrążone niż zwykle. Oprócz tego, nie widział w nich charakterystycznego dla Kise blasku. Siniak prawie w całości zniknął z policzka, pozostawiając za sobie małe strupki; coś na wzór zaschniętej krwi z zadrapania.
Ku jego szczeremu zaskoczeniu, Kise zaśmiał się lekko.
− Jesteś naprawdę niesamowity, Aominecchi. Normalny człowiek najpierw przeprosiłby, jednak ty wypytujesz o to, czy te słowa stanowiły powód mojej nieobecności…!
− J-Ja… To nie tak…! – Aomine poczuł, jak się rumieni. – Chciałem przeprosić! Tylko po prostu…
− W porządku – przerwał Ryota. – Tylko… i tak nie potrafię się na ciebie długo gniewać, Aominecchi. Masz szczęście.
Daiki wypuścił powietrze z płuc z ulgą. Martwił się, czy aby Kise nie obraził się na niego jakoś specjalnie mocno.
− Mówiłeś, że gdzieś wychodzisz… Mogę wiedzieć, gdzie?
− Na cmentarz. W tym tygodniu odbył się pogrzeb Mei.
Aomine przełknął ślinę. Przecież obiecał, że pójdzie tam razem z blondynem! Zawsze starał się dotrzymywać słowa, bo nienawidził, gdy nie robili tego inni. Po raz kolejny złamał jedną ze swoich własnych zasad. Co się z nim ostatnio działo?
− Miałem iść tam z tobą… − wydusił wreszcie.
− Wiem. Ale nic się nie stało, w końcu i tak nie poszedłem. Nie czułem się na to jeszcze psychicznie gotowy. Jednak przez ten tydzień trochę odpocząłem i jest mi już lepiej. Mogę iść odwiedzić Mei.
− Więc… Może teraz poszedłbym z tobą? Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko.
Kise uśmiechnął się lekko. Żołądek Aomine skręcił się nieznacznie, widząc uniesione w górę kąciki ust chłopaka. Urocze.
            − Jasne. Możemy jechać.
*
            W czasie drogi na cmentarz detektyw przyłapał się na tym, że strasznie dużo mówił. Opowiadał Kise o „postępach” w śledztwie, o przesłuchaniu Haizakiego, oraz o tym, że zwolniono go z aresztu warunkowo, do czasu rozprawy w sądzie, na jaką sobie nagrabił. Ryota milczał, od czasu do czasu zadając jakieś pytanie. Mimo tego Aomine był pewien, że słuchał uważnie i interesowało go to, co mówił. Był jedynie bardziej przygaszony niż zwykle, ale Daiki znał przyczynę tego stanu. Gdyby to on stracił przyjaciółkę, również nie byłoby mu do śmiechu, dlatego postanowił uszanować uczucia partnera i nie wspominał o Mei, jeśli nie musiał.
            Gdy dojechali na miejsce, słońce chyliło się ku zachodowi, barwiąc przy tym niebo na przeróżne odcienie, począwszy od złota, a skończywszy na ciemnym granacie wieczornego nieba. Kise miał zapisane dokładnie, gdzie należy szukać grobu przyjaciółki, gdyż dzień wcześniej obdzwonił niemal wszystkie cmentarze w Tokio, aż nie udało mu się uzyskać niezbędnych informacji.
Aomine jeszcze nigdy tam nie był. Głównym powodem było to, iż Tokio nie było jego miastem rodzinnym, toteż nie miał tam żadnych krewnych. Żywych, ani martwych. Poza tym, jakby nie patrzeć, cmentarz północny był najbardziej oddalonym cmentarzem od miejsca jego zamieszkania. Praktycznie nigdy nie zapuszczał się w te rejony miasta, nie wspominając o odwiedzeniu tamtejszego miejsca spoczynku zmarłych.
Pogoda wieczorem, o dziwo, okazała się całkiem przyjemna. Temperatura spadła, chłodny wiatr owiewał twarze, niechybnie dając wytchnienie.
Szukanie odpowiedniego grobu nie zajęło im dużo czasu. Kise bardzo dobrze orientował się we wszelakich oznaczeniach, alejkach, a nawet skrótach, co nie uszło uwadze Aomine. Szybko odnaleźli miejsce spoczynku Mei. Jej nagrobek był wykonany z białego marmuru. Na kamiennej tablicy zapisane było jej imię,  nazwisko, data urodzin i data śmierci. Oprócz tego, znajdowała się tam malutka ikonka, przedstawiająca właśnie Mei. Młodą, piękną, roześmianą dziewczynę, przed którą przyszłość stała otworem.
Kise wyciągnął z bordowej torby, którą cały czas miał zawieszoną przez ramię, kadzidełka, które też zaraz z pomocą Aomine zapalił na grobie przyjaciółki. Żaden z nich nie śmiał się odezwać; nawet ptaki starały się milczeć, choć od czasu do czasu można było usłyszeć ich pojedynczy świergot z oddali.
Blondyn zamknął oczy i złożył ręce. Modlił się, podczas gdy Aomine stanął trochę dalej, aby nadać modlitwie Kise bardziej intymny wymiar. Nie wierzył w żadnego Boga, ani bóstwo, dlatego nie trudził się czymś takim jak modlitwa.
Czy nudził się czekając, aż jego partner skończy? Nie. Był zadowolony, że przyjechał tam z Kise. Podziwiał ułożone w równe rzędy nagrobki, a kiedy już mu to zbrzydło, zaczął lustrować spojrzeniem Ryote. Ostatnie promienie zachodzącego słońca padały na jego włosy. Detektywowi mimowolnie przypomniało się ich pierwsze spotkanie. Wtedy również zwrócił głównie uwagę na włosy chłopaka oraz charakterystyczny blask od nich bijący. Był on tak niezwykły, że aż zdawał się krzyczeć z oddali do innych: „Tu jestem! Spójrz! Czyż nie wyglądam pięknie?” – Aomine nie umiał zaprzeczyć, nawet, jeśli było to trochę narcystyczne.
W końcu Kise otworzył oczy. Wciąż wyglądał na zamyślonego mimo, iż jego modlitwa dobiegła końca. Stał nad grobem Mei i wpatrywał się w jej zdjęcie. Zdawał się stracić poczucie czasu. Aomine, jak tylko mógł najostrożniej, zbliżył się do niego i ujął delikatnie jego dłoń. Kise zamrugał szybko i spojrzał na ich złączone ręce. Zaraz potem przeniósł zdziwione spojrzenie na detektywa.
− Kise… Jeszcze raz przepraszam, za tamto, na komendzie. Po prostu ostatnie wydarzenia dały o sobie mocno znać. A ty jeszcze zacząłeś bronić Haizakiego. To mnie zdenerwowało najbardziej w tym wszystkim.
− He? Dlaczego?
− Nie umiem tego wyjaśnić… Po prostu nie chcę, żeby ktokolwiek zrobił ci krzywdę. Chcę cię przed tym obronić, a wtedy wtrąciłem się zbyt późno. Zależy mi na tobie, Kise.
Ryota nie odezwał się. Stał wpatrzony w Daikiego, a w jego oczach zbierały się łzy. Zaraz też szybko odwrócił głowę w bok. Odetchnął ciężko parę razy, zaciskając swoją dłoń na tej Aomine. Wcześniej długo się nad tym zastanawiał, ale teraz nie miał już wątpliwości. Pociągnął za sobą detektywa, prowadząc go w nieznane.
− Oi…! Kise!
Nie zwracał najmniejszej uwagi na protesty ciemnoskórego. Szedł szybkim krokiem, potykając się o wystające płytki w chodniku; powstrzymywał się od biegu. W końcu zatrzymał się gwałtownie. Znajdowali się na małym wzniesieniu, gdzie stało tylko parę nagrobków. Rosło tam również niezbyt wysokie, stare drzewo wiśni. W jego cieniu znajdował się grób wykonany z czarnego grafitu. W płytę nagrobną wbudowana była figura anioła, który rozkładał skrzydła w geście opieki. Ryota stanął właśnie przy nim. Dał Aomine chwilę, by tamten zorientował się, kto tam spoczywał.
Daiki wpatrywał się jak zaczarowany w znaki, które układały się w imię i nazwisko: Kazuhiro Kise. W końcu udało mu się wykrztusić:
− Czy to jest… twój ojciec?
Blondyn tylko uśmiechnął się smutno i skinął głową na znak potwierdzenia. Cały czas mocno ściskał dłoń Aomine.
− Odszedł dwa lata temu. Pamiętasz, Aominecchi, opowiadałem ci o nim trochę na naszym pierwszym potkaniu.
− Jasne. Zmarł na raka, tak?
− Ja… tak powiedziałem. Ale to nie do końca prawda. − Kise odczekał chwilę. Zebrał się w sobie, poczym kontynuował: − Tata miał raka, ale dopiero w pierwszym stadium rozwoju. Dowiedział się o tym przez przypadek, w chwili, gdy robił rutynowe badania kontrolne. Jednak ta wiadomość wywróciła całe nasze życie do góry nogami. Tata był tym załamany. Nie chciał, żebym został na świecie sam, a ponieważ moi dziadkowie zmarli, gdy byłem jeszcze dzieckiem, została mama. O niej też ci wspominałem. Zostawiła nas dla przypadkowo spotkanego faceta. Kiedy tata dowiedział się o raku, dostał obsesji na punkcie mojej matki. Szukał o niej jakichkolwiek informacji, nie spał po nocach, zapominał brać leków. Starałem się go pilnować, ale jego stan pogarszał się z dnia na dzień. W końcu doszło do tego, że wychodził przed wieczorem z domu i nawoływał moją matkę, bym nazajutrz odnalazł go śpiącego na klatce budynku, w którym mieszkaliśmy. Miewał omamy, a sąsiedzi byli pewni, że stracił rozum. Ja sam zastanawiałem się, czy faktycznie tak nie było. Jednak jego upór nie poszedł na marne. Odnalazł moją matkę po paru miesiącach. Zadzwonił wtedy do mnie i powiedział mi o tym. Na początku myślałem, że to jego kolejny wymysł. Martwiłem się, dlatego powiedziałem mu, że zaraz przyjadę. Podał mi adres. A kiedy znalazłem się na miejscu… Leżał martwy na ziemi. Okazało się, że kochanek matki był w yakuzie, a tata przypadkowo odkrył jego kryjówkę. Co innego miał zrobić? Zastrzelił go.
Ryotą wstrząsnął dreszcz. Nie był on spowodowany zimnem, ale czymś znacznie bardziej dotkliwym. Aby opowiedzieć Aomine tę historię zmuszony był ponownie odgrzebać w pamięci coś, co sprawiało mu straszny ból.
− Kise… Ja… Nie wiem, co powiedzieć. Strasznie mi przykro – powiedział cicho Daiki i przyciągnął do siebie chłopaka. Tamten bez cienia sprzeciwu przytulił się do niego, drżącymi rękoma ściskając tył jego koszuli. Wbrew pozorom, jego głos brzmiał całkiem spokojnie:
− Zostałem policjantem, bo marzyłem o zwalczaniu zła na świecie. Wiem, że wyniszczenie go w całości jest niemożliwe, ale nie chcę przykładać ręki do jego zepsucia. W telewizji media często mówią o tym, że ktoś kogoś zabił, zgwałcił, okradł, czy oszukał. Z całego serca pragnę pomagać właśnie takim ludziom. Nie chciałbym, żeby inni musieli przeżywać to, co ja. Chociaż wiem, że w wielu przypadkach to i tak nieuniknione…
Aomine pokiwał tylko głową. Choć był młody, widział na tym świecie już niejedno i wiedział, jacy ludzie potrafią być okrutni. Swoją własną historią nie dzielił się jeszcze z nikim. Jedynie jego szef wiedział o nim co nieco, ale były to tylko starannie wybrane przez niego fragmenty, o których mówił bardzo rzadko.
Jednak teraz, właśnie tu, właśnie przy Kise, postanowił się otworzyć. Postanowił mu opowiedzieć swoją historię.
− Kise… Ja też marzyłem o zwalczaniu zła. I wiesz co? To już nie jest tylko marzenie. To moje życie.
Ryota uniósł podbródek, aby móc spojrzeć detektywowi w oczy.
− Aominecchi?
− Dziękuję ci za szczerość. Teraz ja… chciałbym ci coś powiedzieć. − Kise skinął głową. Skupił całą swoją uwagę na słowach Aomine. – Na naszym pierwszym spotkaniu i ja trochę pokręciłam. Byłem zakochany. Szalenie zakochany. Jednak przez tę miłość zmieniło się całe moje życie. Niekoniecznie na lepsze. Zakochałem się w swoim najlepszym przyjacielu. Nazywał się Kuroko Tetsuya.
Ciemnoskóry wstrzymał na chwilę oddech. Czuł, jak przyspiesza bicie jego serca. Myślał, że w tamtej chwili Kise odsunie się od niego, wyrwie z uścisku, odejdzie jak najdalej, każe trzymać mu się z daleka. Ale on nie zrobił niczego podobnego. Słuchał uważnie, chłonąc każde słowo Daikiego niczym gąbka.
Nie doczekawszy się żadnej negatywnej reakcji ze strony Kise, Aomine kontynuował.
− Cała tamta sytuacja była wręcz kuriozalna. Wszystko zaczęło się od tego, że Kuroko pewnego dnia zaczął chodzić z innym moim znajomym, Kagamim. Nie do końca go trawiłem, ale jeśli Kuroko był z nim szczęśliwym, to w zasadzie nie miałem nic przeciwko. Byłem bi, ale nie oglądałem się zbytnio za facetami, również Tetsu mnie nie interesował. Wolałem kobiety, choć od czasu do czasu i jakiś chłopak przykuwał moją uwagę. Było dobrze, ale pewnego dnia, ni z tego, ni z owego Kuroko wymusił na mnie pewną obietnicę.
            − Aomine-kun, wiem, że może to zabrzmieć dziwnie, ale… Obiecaj mi coś.
            − Hmm?
            − Obiecaj, że nigdy się we mnie nie zakochasz.
            − Heee? Tetsu, co ty? Przecież chodzisz z Kagamim?
            − Wiem, ale proszę, obiecaj mi to.
            − Pff, no dobra, jak chcesz. Obiecuję.
Na tym stanęło. Kuroko nigdy więcej nie nawiązywał do tego. Jednak ze mną zaczęło się coś dziać. Zacząłem dużo więcej i częściej o nim myśleć. Fantazjowałem. Po prostu… Zakochałem się. Ale przecież mu obiecałem, prawda? Postanowiłem trwać w tym stanie, nic z tym nie robiąc. Postanowiłem… Zabrać ten sekret ze sobą do grobu. Nie mam pojęcia, czy wytrwałbym z tym aż tak długo. Nieważne. Po prostu parę miesięcy później wydarzyła się tragedia. Ponieważ Kagami się rozchorował, Kuroko wziął mnie zamiast niego na koncert zespołu, który nam wszystkim bardzo się podobał. Świetnie się bawiliśmy, ale w pewnej chwili usłyszeliśmy strzały. Podobnie jak ludzie wokół myślałem, że to jakieś efekty specjalne. Nic bardziej mylnego. Do teraz nie jestem do końca pewien kto, ani czemu nas zaatakował. To stało się w ułamku sekundy. Wszyscy zaczęli krzyczeć i uciekać. Byliśmy z Tetsu już w znacznej odległości od sceny, kiedy dosięgnęła go jakaś zbłąkana kula.
− Boże! Tetsu, ty krwawisz!
− Aomine-kun… zadzwoń po Kagamiego-kuna.
− J-Jasne! Czekaj, przeniosę cię trochę dalej. Matko, najpierw karetka!
Trzymałem go w objęciach, czekając, aż przyjedzie karetka. Umierał w moich ramionach. Kagami powiedział, że zaraz przyjedzie. Minuty mijały jedna za drugą, ale nikt się nie zjawiał. Jako pierwsze, pojawiło się pogotowie. Chciałem z nimi jechać, nie mogłem pozwolić Tetsu umrzeć. Mimo to… Wiedziałem, że go stracę. Powiedziałem mu, że go kocham. Myślałem, że mi to jakoś wybaczy, że może to zignoruje, albo przynajmniej zapomni. Po prostu chciałem, żeby wiedział. Ale on strasznie się wkurzył…! Nie masz pojęcia, co to był za człowiek. Prawie w ogóle nie pokazywał uczuć. Jednak wtedy był wściekły. Wściekły, a jednocześnie załamany. Dokładnie to po nim widziałem. Przywalił mi z liścia. Jak na to, że prawie się wykrwawił, to naprawdę miał krzepę. A dzień później… Wróciłem już do domu i spałem. Kiedy się obudziłem, dostałem od Kagamiego smsa, że Kuroko nie żyje. Ta wiadomość kompletnie mnie załamała. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Chciałem przyjść na jego pogrzeb, ale nikt mnie o nim nie zawiadomił. Nikt też nie chciał mi powiedzieć, gdzie go pochowano. Z czasem się poddałem. Chciałem się komuś wyżalić, więc zwróciłem się z tym do rodziców. Podziałem im o swojej orientacji. Myślałem, że jakoś to przeboleją, ale oni wpadli w szał. Jak się później okazało, znaleźli już dla mnie narzeczoną. Wyrzucili mnie z domu, więc przyjechałem do Tokio. Wcześniej mieszkałem na Hokkaido. Zostałem policjantem, bo chciałem, i wciąż chcę, pomścić Tetsu. Grzebałem trochę w aktach i wiem, że w tamtym zamachu na koncercie mogła brać udział yakuza czerwonych. Z resztą, od kiedy tylko pamiętam, usiłuję rozwiązać swoją pierwszą sprawę. Dotyczyła ona mężczyzny, którego ciało zostało zmasakrowane w podziemiach dawnej kryjówki ,,czerwonych” Jestem pewien, że Akashi maczał w  tym palce, ale on ma idealne alibi. Z resztą, już nie raz tak było. Jednak nigdy, ale to nigdy nie ma całkowitych dowodów, żeby go zamknąć… Kise?? Ty płaczesz?
Daiki dopiero w tamtej chwili spostrzegł, że po policzkach blondyna spływają łzy. Nie miał pojęcia, co było ich przyczyną, dlatego tylko mocniej go przytulił.
− Aominecchi, jest mi tak strasznie przykro…!
Gdyby ciemnoskóry nie miał zajętych rąk głaskaniem po drżących, drobnych plecach Ryoty, z pewnością przetarłby oczy ze zdziwienia.
− He? Ty płaczesz przez tę historię?
− A co myślałeś?! Też mam uczucia! To jest po prostu nie fer! Jak rodzice mogli wyrzucić cię z domu?? No jak? Tylko dlatego, że jesteś gejem?! W dodatku ten Kuroko! Czemu nikt ci nie powiedział, gdzie jest jego grób? To wszystko jest tak bardzo smutne!
Aomine uśmiechał się lekko. Odsunął się od blondyna i ujął jego twarz w dłonie, zmuszając go tym samym do utrzymywania kontaktu wzrokowego.
− Nie płacz z mojego powodu, Kise. Każdy jest dobry, ale nie ten. Poza tym, już wszystko jest dobrze. Mam ciebie.
Kise przestał płakać. Miał szeroko otworzone oczy, a w jego złotych tęczówkach odbijało się letnie niebo usiane gwiazdami. Żaden z nich nie zwrócił uwagi na to, że słońce już zaszło. Aomine pochylił się nieco i musnął wargi blondyna swoimi. Najdelikatniej, jak tylko mógł, pogłębił pocałunek. Wsunął język w głąb ust Ryoty, który w żaden sposób się przed tym nie wzbraniał. Ciemnoskóry zaczął poruszać ruchliwym organem, trącając raz po raz język Kise, który po chwili zaczął odpowiadać na tę pieszczotę. Obaj mieli zamknięte oczy. Aomine rozkoszował się miękkością ust blondyna oraz tym, że smakował jak maliny. Odczuwał jego subtelny, męski, kuszący zapach o wiele silniej, niż zwykle. Odurzał go; świat wokół przestał się liczyć.
Był tylko on sam. On, Kise i bezkresne niebo, które rozciągało się nad nimi.





11 komentarzy:

  1. Mwahahaha jestem pirsza! #osiągnięcienaskaleświatową
    Proof of love robi się coraz ciekawsze. Na prawdę się w to wciągnełam. I jeszcze jest Teppei! <3 Uwielbiam go! A przemyślenia Aomine na temat włosów Kise są po prostu the best ;) Smutna strona tego opowiadania także mnife zaciekawiła. Szkoda mi Kise. Aomine zresztą też. I powiedz mi czemu mam wrażenie że z tą śmiercią Kuroko coś jest nie teges? Ale jedna rzecz się mi rzuciła w oczy na minus (mistrz Joda z tego zdania zadowolony bardzo jest XD). To wlasciwie taki drobiazg i może to ja jestem przyzwyczajona do mówienia tego źle, ale napisalaś, że Kise ubrany był w koszule "na krótki rękaw". Wydaje mi się że powinno być raczej : z krótkim rękawem. Dobra kończe marudzić :D Pozdrawiam! Sowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *strzela faceplame* i koniec końców nie napisałam o najważniejszym. Całus!!! Po prostu robie tak: ♥.♥! Zdecydowanie to emotka wyrażająca więcej niż tysiąc słów hehe. Sowa
      Ps. Czy ja przed chwilą wliczając ten komentarz nie napisałam najdłuższej opini o rozdziale która narazie zdarzyło mi się wyrazić? (oczywiście bez spamów z pustym miejscem :P) Chyba tak. Łiiiiii!!!!

      Usuń
    2. Właśnie, właśnie. Prosze mi wybaczyć już śpie -.-" Chciałam o tym napisać wcześniej ale mi sie zapomniało (ale kompromitacja :b) : Sto lat emson!

      Usuń
    3. Ta radość bycia pierwszą...! Niestety, jest mi ona obca, ponieważ większą część blogów czytuję zawsze z jakimś tam opóźnieniem ^^''
      Ha! Całkowicie popieram twoją opinię, choć to takie nieskromne...! Mniejsza! Co do Kiyoshiego - mogę troszkę zaspojlerować...?
      SPOJLER!
      połącz fakty - Hyuuga ---> Riko; morderca; Kiyoshi ---> Hyuuga
      przepraszam! Mam nadzieję, że nie jest to takie oczywiste! xD
      KONIEC SPOJLERA
      Ehrm, nie wypowiadam się, co do Kuroko. Wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale :D
      Wiesz coo... Wydaje mi się, że obie formy są poprawne, chociaż internet nie chce mi udzielić odpowiedzi xD Mogę się jeszcze dopytać swojej psorki od polskiego, ale dopiero we wt będę miała z nią lekcje ;3
      Ta emotka rządzi B| Jest mi naprawdę miło, kiedy utożsamiasz ją z moją pracą! ^^
      Postępy w rozbudowywaniu swoich komentarzy - odblokowano nowe osiągnięcie xD oby tak dalej ^^
      Pozdrawiam cieplusio i ściskam :* ♥ ^^

      Usuń
  2. No nie! Napisałam taki ładny komentarz i mi się skasował T.T Buuuu... Cóż, nie ma co płakać, zacznę od początku.

    Strasznie podobała mi się końcówka! Byłą taka piękna i taaaka romantyczna! *.*
    Historie Kise i zwłaszcza Aomine były za to bardzo smutne. Współczuję im, bo takich rzeczy nie życzy się nawet najgorszym wrogom, prawda? No ale cieszę się, że teraz przynajmniej znaleźli siebie i będą mieli w sobie wsparcie. Bo liczę na to, że będą mieli. Bardzo na to liczę! :)
    Zastanawiam się też, jak od tej pory potoczą się ich losy. W końcu coś się pewnie zmieni. Coś musi. Może nawet będą razem, a może to jeszcze za wcześnie? Nie wiem, ale no... już nic nie będzie takie same, nie? xD Jak w takim razie będą się zachowywać w pracy? Powiedzą komuś? Ktoś ich przyłapie? Czy mogą mieć przez to problemy? Czy mogą ich rozdzielić? Wyrzucić? Tyle pytań, tyle pytań!
    W starym komciu pisałam też o tym, że chłopak pod sklepem, który użyczył ognia Aomine wydał mi się podejrzany. No bo wydał mi się. Gadał jakieś dziwne rzeczy i jestem pewna, że miał coś na sumieniu. Czy to akurat o tę morderstwa chodzi, tego nie wiem, ale jako że zaczynam podejrzewać wszystkich po kolei, też dopuszczam taką możliwość ^^ Poza tym, Haizakiemu też nie ufam, ale to już bardziej dla zasady. Jakoś znielubiałam typa, nie pamiętam już nawet od kiedy, ale zostało mi.
    Aomine to jednak podstępny gość. Przewidział, że Kise mógłby go spławić jakby zadzwonił, więc poszedł. A jestem pewna, że Kise naprawdę albo rzuciłby słuchawką, albo nawet nie odebrał. A tak - nie miał wyjścia. Dobrze to sobie Aoimne zaplanował :P Muszę go za to pochwalić.
    Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale śledztwo posunie się trochę dalej. Może będzie jakiś kolejny trup? ^^ Jakoś tak lubię jak odwiedzają miejsca zbrodni xD Wtedy tak profesjonalnie się zachowują :P
    Także podsumowując, cieszę się, że się pogodzili i to tak bardzo, no i że Kise odzyskał swój blask w oczach xD To ważne! No i czekam na następny rozdział.

    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny! ;3

    Wszystkiego najlepszego emson! Sto lat! :)

    PS Jakby nie skasował mi się komć, to byłabym pierwsza :( Ale no trudno. Będę walczyć następnym razem! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uah, ten komentarz też jest bardzo ładny! ^^ Dziękuję, że produkowałaś się dla mnie po raz kolejny... ♥
      Tak, tak, właśnie na romantyczności i słodkości rozdziału najbardziej mi zależało :D Właściwie, prawie cały był on pisany właśnie pod ten moment na cmentarzu xD Odwieczna zagadka rozwiązana - to właśnie watek miłosny pcha do przodu wszystkie inne wątki; akcje :D
      Ah... Przeszłość zbliża ludzi i pozwala budować im nową przyszłość... - Pozostawiam to dowolniej interpretacji, cokolwiek by to nie wyrażało xD
      Pytania! A ja (chyba xd) na wszystkie znam odpowiedzi! Z jednej strony mnie to smuci, bo nie mogę wam ich jak na razie przedstawić, ale cóż ;/ Pozostaje tylko czytać dalej! <3
      Chłopak sprzed sklepu - pojawi się jeszcze, to właściwie jedyne, co mogę o nim zdradzić. Ah, no tak, polecam jeszcze raz przeczytać jego opis i porównać z bohaterami KnB - tak, jest to ktoś z tego anime, a nie postać wymyślona ^^
      Aomine ma łeb nie od parady - jeszcze nie raz to udowodni :D
      W następnym rozdziale będzie jedno wielkie BUM! Radze się przygotować :D ^^
      Wow *.* Profesjonalnie? No, mam taką nadzieję, gdyż przy pisaniu m.in. właśnie takich scen kompletnie improwizuję!
      Również pozdrawiam i ściskam mocno <3 ^^

      Usuń
  3. CZEŚĆ KISE, HEJKA AOMINE, TĘSKNIŁAM ZA WAMI :D
    Kochaaam ten rozdział <3 Zresztą każdy kolejny kocham bardziej niż poprzedni, więc w sumie żadna nowość, ale musiałam o tym napisać, noo... Jeny, tyle emocji, aż nie wiem od czego zacząć... I tyle akcji... Z każdym zwrotem akcji bałam się, że urwiesz rozdział i będziesz kazała mi czekać na kolejny, ale tak cię kocham za to, że tego nie zrobiłaś <3 No i powiem ci, że długi rozdział, mogłam sobie poczytać ^^
    Aomine to drań :< (Oj Kise Kise, ja nie wiem co ty sobie za męża wybrałeś... Ale będę cię wspierać, bro) Żeby nakrzyczeć na swojego, małego, prawie bezbronnego kurczaczka (no Kise przypomina takie pisklę xD), a potem jeszcze nie pójść z nim na pogrzeb... No ale zakończyło się zgodą i, OMHG, pocałunkiem (!!) Tak długo na to czekałam.... <3 I jeszcze ich zwierzenia. Trudną mieli przeszłość... Biedni. Chociaż to będzie bolesne dla Kise. Że Aomine pracuje jako policjant, bo chce, tak jakby, pomścić Kuroko, czyli dalej coś do niego czuje. No i żyje przeszłością, wciąż próbując rozwiązać tamtą sprawę <3
    PS. Dalej nie założyłam tego gg, bo nie mam wifi, tylko z 3G na komórce korzystam, a na niej (nawet jeśli by się dało), nie mogę już niczego zainstalować bo jak zwykle nie mam miejsca w pamięci ://

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę ci powiedzieć, iż mnie też wciągnęło to opowiadanie na dobre. Początkowo planowałam 7 rozdziałów. Aktualnie myślę, że z akcją stoimy dopiero w połowie :D W mojej głowie wciąż zdradzają się nowe koncepcje, których większość aż szkoda nie wykorzystać...!
      Ah, kusiło mnie żeby urwać rozdział mniej więcej w miejscu, kiedy Kise kończył opowiadać o sobie, ale dobrze zrobiłam, ciągnąc dalej. Twoje słowa są dla mnie tylko potwierdzeniem ^^
      Boże xDDD Kise pisklakiem! Leże! No tego to jeszcze nigdy nie słyszałam! Ale rzeczywiście - to żółte i to żółte, więc... <3
      Ehrm... Cała sprawa z Kuroko będzie się jeszcze plątać gdzieś między głównym wątkiem miłosnym tak, aby nie było zbyt kololowo. W dodatku, tak jak już pisałam, w następnym rozdziale sporo się wydarzy. Wszystkie dotychczasowe wątki splotą się właściwie w jeden. Będzie... gorąco :3
      Nie przejmuj się gg, rozumiem brak internetu ;^; Po prostu daj znać, jak już wszystko się ułoży ^^ :D
      Pozdrawiam cieplusio!

      Usuń
  4. To było takie romantyczne T^T nie wiem co powiedzieć .
    Zabrakło mi powietrza *^*
    Wspaniały rozdział . Aominecchi , Kise chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia :')
    To było tak słodko wzruszające . Niebo i wiśnia - piękne *-* czułam wiatr we włosach .
    Rozdział przeniósł mnie do tego świata , pokazał ich duszę to co mieli schowane głęboko w sobie . Emocje się przylewały z liter do umysłu . Niesamowite i poruszające .
    Jakby ktoś włożył mi rękę między żebra i złapał za serduszko :')
    Brakuje mi słów ale zapytajcie gwiazd one wszystko wyjaśnią .
    Płomyki ciepłego ognia w ognisku gdy na dworze tak zimno i źle , przedstawią co czuję .
    I na końcu kropelki deszczu , samotnie spływające po okiennej szybie ,
    nie wiadomo czy szczęśliwe czy smutne .
    One powiedzą co w mym sercu tonie .
    Tak to wygląda ... Piękny rozdział :')
    Weny i czego tylko chcesz ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeeej, tak poetycko :333 ^^ Dziękuję bardzo za komentarz! ^^ Ogromnie się cieszę, że rozdział się podobał, bo ja też miałam przy nim dużo radochy :D A ponieważ od początku pisania Proof of love mam lekkie wątpliwości dotyczące mojego ,,przekazu'', tym bardziej jestem wdzięczna za tak miłe słowa. Aby nieco sprecyzować - wybrałam narrację 3-cio osobową, ale od początku nie byłam pewna, czy to dobra decyzja. Chciałam, żeby to opowiadanie przekazywało czytającym te same emocje, które towarzyszą bohaterom, więc cieszę się, że zwróciłaś a to uwagę ^^
      Pozdrawiam cieplusio i ściskam! ♥

      Usuń
  5. Hejeczka,
    wspaniale, Haizaki Shougo wydaje mi się dziwny to zachowanie może to on stoi za tymi morderstwami jednak, och Aoime nie powinieneś bardzo zraniłeś Kise... i ta końcówka uroczo, ale w pewien sposób mam wrażenie, że Kuroko może żyć tylko zostało mu powiedziane, że umarł aby po prostu zniknąć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń