Proof of love [8] część 1/2 (AoKise)

ROZDZIAŁ 8
Cz.I
Frailty thy name is woman!
                               Shakespeare
Słabości, twe imię kobieta!

− Yukari była najlepszym człowiekiem, jakiego dane mi było poznać w życiu. Nie tylko ja tak o niej myślałam. Ci wszyscy ludzie pod jej domem, rodzina, znajomi… Byli pewni, że Yukari jest wcieleniem bóstwa. Kochali ją, a ona swoją dobrocią przyciągała do siebie coraz więcej i więcej ludności. Wyznawców. Jednak mimo to, była tak naprawdę bardzo samotna. Nie miała nikogo… bliższego. Mieszkała sama,nikt nie gościł u niej w domu. Jedynie ja czasami ją odwiedzałam .
− Kiedy ostatnio?
− Przedwczoraj. Już to chyba mówiłam, Aomine-kun?
− Ah, racja.
− Czy na pewno wszystko w porządku?
− Jasne. To raczej ja powinienem o to pytać?
− Już chyba przywykłam na myśl, że więcej jej nie zobaczę. To i tak… nie było takie ważne.
Aomine delikatnie przeczesał czarne włosy Yany. Były dość sztywne w dotyku. Brakowało im miękkości i blasku, były zupełnie nie do porównania z zabójczo wspaniałymi, złotymi kosmykami Kise. Daiki przełknął ślinę. Gardło zaczęło boleśnie ściskać go na myśl o chłopaku. Nie chciał o nim myśleć, nie teraz, kiedy ta kobieta siedzi na nim na wpół rozebrana, z przyspieszonym oddechem, z przyspieszonym biciem serca. I Aomine wiedział, że to dziwne, że nie powinno się wydarzyć. Przynajmniej tak podpowiadało mu sumienie. Nigdy wcześniej nie miał z tym problemu. Kochał Kuroko – kochał go prawie tak mocno jak Kise, jednak nie przeszkadzało mu to w uprawianiu seksu z innymi dziewczynami, tymi żałosnymi, pozbawionymi szacunku do siebie, lal, które były na każde jego zawołanie, począwszy od liceum, a skończywszy na akademii policyjnej. Seks uprawiał również z facetami, jednak znacznie rzadziej oraz znacznie bardziej… spontanicznie. Jeśli ktoś mu się spodobał, zaciągał go do łóżka i kochał się z nim, mając przed oczami Kuroko – jego zmierzwione włosy, oczy koloru najpiękniejszego, bezchmurnego, letniego nieba, lekko zaróżowioną skórę, oddech, jęki i… Całym sobą był z Tetsują. I nie przeszkadzało mu, że wykorzystuje do tego innych ludzi, ich uczucia, bo przecież w końcu oni się zgodzili. Więc czemu nie?
To skończyło się w chwili, gdy Kuroko zmarł, uprzednio poznawszy jego uczucia, a Daiki nigdy nie był pewien, czy nie były one bezpośrednią przyczyną zgonu.
Zamknął ten rozdział w swoim życiu. W jego głowie miał on postać wielkich, stalowych drzwi oplecionych srebrnymi łańcuchami i zapieczętowanymi wieloma kłódkami, do których klucze nie istniały, a przynajmniej on nie miał do niech dostępu.
Podobnie jak jego uczucia. One również zostały upchane w niemal identycznym uniwersum i skazane na wieczną samotność.
Bolało.
Bolało.
Bolało.
Yana westchnęła cicho, mrużąc rozkosznie oczy, kiedy jego dłoń znalazła się na jej wydatnej piersi, wiąż jeszcze w staniku. Przyciągnął do siebie jej twarz i zaczął zachłannie całować, za wszelką cenę nie dopuszczając do siebie myśli, że robi coś nieodpowiedniego. Kobieta, jakby próbując się odwdzięczyć, zaczęła rozpinać koszulę jego policyjnego munduru, jednocześnie ocierając się o jego krocze.
Było dobrze i podniecająco, i mokro, i dziwnie, i inaczej, i… było po prostu źle.
Przerwał pocałunek orientując się, że to coś mokrego na jego twarzy, to jego własne łzy.
− Aomine-kun? Robię coś nie tak? Przepraszam, ja nie…
− Wyjdź.
− J-Jasne… Zostawię ci mój numer.
Aomine obserwował, jak Yana zakłada swoją obcisłą, czarną bluzkę, która tak dobrze na niej wygląda, tarmosi ręką włosy, próbując je ułożyć, co ostatecznie jej nie wychodzi i otwiera swoją torebkę, którą uprzednio podniosła spod stolika. Dziwne miejsce na trzymanie torebki.
Yana zanotowała na małej, różowej, samoprzylepnej karteczce swój numer telefonu oraz adres, po czym zostawiła detektywa zupełnie samego, w jego małym, uporządkowanym mieszkaniu, wypełnionym ciszą, nostalgią i czymś jeszcze, co trudno jednoznacznie zdefiniować. Aomine nie poruszył się ani o centymetr. Nie wstał, aby zamknąć za kobietą drzwi, ani tym bardziej zawołać ją i przeprosić. Nie miał siły nawet myśleć. Siedział i nieobecnie wpatrywał się w ścianę naprzeciwko, a łzy w dalszym ciągu spływały po jego policzkach, brodzie, szyi, zatrzymując się na wpół rozpiętej koszuli.
Nagle drzwi mieszkania otworzyły się na oścież. Daiki zbytnio się tym nie przyjął. Jeśli to Yana, to najprawdopodobniej czegoś zapomniała, a jeśli to złodzieje, to niech robią, co chcą. Mogą go okraść, choć nie ma za bardzo z czego. Mogą go nawet zabić. Tylko niech ma przedtem tę jedną, cholerną chwilę spokoju.
Aomine pomyślał, że to tylko sen. Nie słyszał, jak Kise krzyczy, jak rzuca się na niego z pięściami. Nie czuł bólu, gdy chłopak uderzał raz po raz w jego nagą klatkę piersiową, nie czuł, jak nim potrząsa. Widział tylko jego zmartwione, a jednocześnie wściekłe spojrzenie, jego piękne, złociste włosy, z którymi naprawdę nic innego nie może się równać i do reszty pogrążył się w swoich martwych, nic nieznaczących rozmyślaniach, kiedy Ryota po prostu padł przed nim na kolana, zwijając się i trzęsąc w spazmach płaczu. Ten dzień był okropny. Yana też była okropna, na swój sposób. Jego głowa też. Nie potrafiła zatrzymać głupich uczuć za zamkniętymi drzwiami z nierdzewnej stali, które po prostu stopniały, pod napływem gorącego uczucia, które z całą pewnością osiągnęło więcej niż 1500 stopni Celsjusza.
Może i nie był aniołem, wyznającym te wszystkie bzdetne, święte zasady. Może i nie był super bohaterem, ani nikim podobnym. Może i nie był nawet zwykłym, dobrym człowiekiem, ale do diaska, przecież nie była to wina Kise! Więc czemu Ryota płakał? Czemu mu zależało? Daiki nie był i najbystrzejszy, jeśli chodzi o uczucia, ale w tamtej chwili wiedział to, co było najważniejsze – zadał Kise ból. A obiecywał go chronić. Nigdy nie pomyślał, że będzie musiał przed samym sobą.
− Jesteś najgorszy, Aominecchi. Nie wiem, co jeszcze innego mógłbym teraz powiedzieć – wychrypiał nagle Ryota, przecierając załzawione i zaczerwienione oczy. Piękne oczy, które nigdy nie powinny tak wyglądać. Ciemnoskóry drgnął lekko. Wszystkie dźwięki wróciły, wróciły odczucia i wróciła pustka. Jednak emocje nie zniknęły. Bolało bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. – Czemu nie odpowiesz…?
W jednej chwili Kise zerwał się z podłogi i pociągnął na nią zdezorientowanego Aomine. „To koniec. Teraz on mnie zabije. Brawo, Daiki, byłeś debilem aż po kres swego istnienia” – pomyślał, lecz wciąż nie czuł się na siłach, by cokolwiek odpowiedzieć. Tym razem nie mógł sprostać wymogom blondyna, po prostu nie mógł. Słowa zebrały się w jego gardle, piecząc, tworząc zator, przez który nie mógł nawet oddychać. Jedyne, na co było go stać, to głupie dialogi prowadzone z samym sobą w swojej głowie i zaleganie na podłodze, podczas gdy Ryota zwisa nad nim i zastanawia się, czy nie rozpocząć resuscytacji. Ah, no tak, w końcu postanowił nie oddychać.
− Aominecchi, wróć do mnie.
Kise nie jest idiotą, nigdy nie był i doskonale rozumiał wiele, wiele rzeczy. Jednak z największą łatwością przychodziło mu odczytywanie myśli i uczuć innych ludzi, gdy ich obserwował, gdy z nimi przebywał i gdy po prostu ich znał. Dlatego też w tamtej chwili Daiki wcale nie zdziwił się, choć teoretycznie powinien, że Kise go rozumie. Nie jest jak inni.
Ryota z oczami pełnymi łez powoli pochylił się i przystawił policzek do piersi Aomine. Następnie na tyle, ile mógł, objął jego tors rękoma, z całych sił starając się powstrzymać ich drżenie. Trwał tak przy nim, aż Daiki nie nabrał małego wdechu powietrza. Zatrzymał je w płucach przez chwilę, a potem powoli wypuścił. Upewniwszy się, że detektyw oddycha już normalnie, Kise podniósł się do pozycji siedzącej. Ani na chwilę nie spuszczał wzroku z Aomine, którego wyrzuty w nim zawarte, zdawały się przecinać na wskroś. Ciemnoskóry wiedział, że tym razem nie przemilczą jego zachowania, że czeka ich rozmowa. Na samą myśl o tym, zaczęło lekko kręcić mu się w głowie. A może to tylko skutek niedotlenienia?
Na tyle szybko, na ile pozwalało mu skołatane nerwami, wycieńczone emocjonalnie ciało, Aomine uklęknął naprzeciw Kise. Za nic w świecie nie chciał zaczynać rozmowy pierwszy, dlatego cierpliwie czekał, aż odezwie się Ryota.
− Muszę o coś zapytać – powiedział cicho blondyn, wciąż hardo wpatrując się wprost w oczy Daikiego. Nie czekał, aż tamten udzieli mu pozwolenia, w końcu i tak zadałby to pytanie, jednak we wcale nieoczywisty sposób zamierzał uprzedzić Aomine, że ta kwestia będzie niezmiernie ważna, a od jego odpowiedzi zależą dalsze losy ich relacji. – Naprawdę jesteś idiotą Aominecchi, czy tylko udajesz?
− Jestem – odparł niemal od razu. Tak, po tym, co zrobił, odpowiedź pokrywała się z prawdą.
− Zgadzam się. Ale żeby być aż tak egocentrycznym dupkiem? No, to dla mnie niespodzianka.
− Chodzi o Yanę?
− Oh, a więc ma imię? Jak słodko – prychnął Kise. Aomine zaobserwował wyjątkowo silne drżenie jego prawej dłoni. Czyżby powstrzymywał się od uderzenia? – Cóż, nie chodzi bezpośrednio o nią.
− A o co? - Detektyw poczuł się lekko zagubiony.
− Może o to, że miałeś ją przywieźć na komisariat i przesłuchać, a tymczasem o mało co jej nie przeleciałeś.
− Skąd wiesz?
− Dedukcja, tak to się nazywa. Z resztą, to teraz twój największy problem?
Kise nie musiał go bić. Wystarczyło tylko to jedno, specyficzne spojrzenie, a Daiki już czuł się, jakby ktoś wymierzył mu co najmniej prawego sierpowego.
− Do niczego nie doszło.
− Wiem, kurwa, wiem! Przestań robić ze mnie kretyna! Boże, Aomine! Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia, co powinienem teraz zrobić! Jestem tak strasznie na ciebie zły… − Głos młodszego detektywa drżał, a mimo to nic nie tracił na swojej wyrazistości i mocy. Daiki zastanawiał się, czy to w ogóle możliwe. – Myślałem, że coś między nami jest. Więc albo po prostu się pomyliłem, albo tak okazujesz swoje uczucia. Drogą eliminacji – myślę, że ta druga opcja jest prawidłowa. Ale wiesz, może jestem po prostu walnięty, jednak kiedy ja coś do kogoś czuję, okazuję to w znaczenie odmienny sposób.
Słońce zaczęło powoli zachodzić. Aomine wywnioskował to z ciemnożółtych, pomarańczowych wręcz smug światła, którego resztki tańczyły po całym jego salonie. Były i na szarym obiciu kanapy przy ścianie, i na małym telewizorze w rogu pomieszczenia, i na powycieranych, drewnianych panelach podłogowych. Ah, były też i na twarzy Kise, która w obecnej sytuacji wydawała się tak odległa i nieosiągalna…
Wszechobecna cisza dudniła w uszach coraz bardziej. Aomine sam nie wiedział, kiedy dokładnie zdecydował się ją przerwać.
− Kocham cię, Kise.
Brwi Ryoty powędrowały w górę. Jego oczy otworzyły się znacznie szerzej i widać było, że powstrzymuje się przed rozwarciem ust w niemym zdziwieniu. Kise nigdy nie spodziewał się takiej bezpośredniości. Nie od Aomine. Nie widział jak powinien zareagować, był wściekły, a jednocześnie odrobinę wzruszony. Po raz kolejny tego dnia poczuł przypływ bezsilności i bezradności. Był zmęczony, złość wyczerpała jego siły, a wyznanie Daikiego ostatecznie dobiło. Nie marzył o niczym innym, jak o zwinięciu się w kłębek i o zapadnięciu w długi, spokojny sen, gdzie żadna Yana, ani inna kobieta nie będzie go prześladować.
− Czego ode mnie oczekujesz, Aominecchi? – westchnął w końcu. – Zrozumienia? Akceptacji?
− Sam nie wiem – przyznał niepewnie Aomine. – Mógłbyś tu dziś ze mną zostać? Szczerze mówiąc nie chciałem, żebyś kiedykolwiek tu przychodził.
Daiki wstał z kolan i wolnym krokiem poszedł do kuchni, która oddzielona była od salonu niewielkim, drewnianym barkiem. Aomine oparł się o niego, plecami do blondyna. W jakiś niewytłumaczalny sposób czuł się tam bezpieczny.
− Czemu nie chciałeś? – spytał Kise, również podnosząc się z ziemi.
− Bo jesteś idealny – wyszeptał. Na szczęście Ryota usłyszał. Aomine nie czuł się na siłach, aby powtarzać. – A ideały nie powinny zwracać uwagi na zwykłych ludzi, mieszkających w swoich zwykłych, małych, cholernie pustych ścianach.
− Nie muszą być puste, Aominecchi. Zostanę dziś z tobą.
Kise bezszelestnie podszedł do Daikiego i delikatnie objął go od tyłu. Czuł się bezpiecznie. Nawet przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, że dłonie Aomine mogłyby zakraść się na jego gardło, że mogłyby je ścisnąć i trzymać tak, dopóki nie straciłby przytomności. Nie myślał także o tym, że Aomine mógłby zawlec jego bezwładne ciało do łóżka, a następnie wstrzyknąć w jego żyłę śmiertelną dawkę trucizny.
Bo Aomine nie mógłby i nigdy nie śmiałby wyrządzić Kise krzywdy.
Tylko Aomine sam zaczął zastanawiać się, co by zrobił, gdyby był mordercą. I nagle wpadł na pewną koncepcję, która może odmienić śledztwo. Pchnąć je w końcu do przodu.
− Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale też cię kocham, Aominecchi.
Koncepcja może zaczekać. Do jutra.


~Betowała Kaju~

4 komentarze:

  1. Yeeeey! Jak słodko! *.* Kocham to! Aomine! Żeby mi to było ostatni raz! Kise taki słodki! <3 Ale jest coś do czego się przyczepie. ,,tymi żałosnymi, pozbawionymi do siebie szacunku lal" ? Ktoś tu był głodny i zjadł kawałek wyrazu. ;) Pomijając ten (drobny i mało widoczny (w zasadzie nie wiem czemu się czepiam)) błąd, rozdział cudny. Co to może być za koncepcja! Dodawaj szybko następny, bo wykituje z niepewności! A muszę jeszcze napisać sprawdzian z fizyki... -,- Szczerze to nie jestem pewna co jest gorsze. xD Sowa

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo cudowny rozdział~ sorki dzisiaj mega krótki komentarz bo nie mam kompletnie czasu pisać >.<. W szkole nauczyciele się uwzieli bo od do 12 maja czas by kartkowki szybko szybko mi wciskać >.< tragedia.
    Rozdział cudowny~ w końcu wyznali sobie uczucia~ czekam na kolejny z niecierpliwością.
    Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój bosh, nie było mnie przez kilka dni, a tu dwie nowe częsci *-* No ja jestem wniebowzięta. Czy można lepiej zacząć weekend, niż od Proof of love? I jestem zakochana w tym rozdziale. I w tym jak to opisałas. Zastanawiałam się jak to wszystko rozegrasz, ale nawet nie myslałam, że będę czytać to z takimi wypiekami na twarzy, bo zrobiłas to tak dokładnie, skupiając się na uczuciach Aomine i Kise i tak genialnie opisałas zachowania Kise, że ja normalnie wysiadam. Kolejne twoje opowiadanie, które będę czytać nałogowo, aż przyłapię się na tym, że niektóre fragmenty znam na pamięć (ekhm, ostatnie MidoTaka, ekhm). Kocham cię za te opowiadania :') To już uzależnienie, ja jestem załamana. I chyba bym cię znalazła i zabiła za to zakończenie, gdyby nie to, że już jest kolejna częsć. Którą tak nawiasem mówiąc biegnę czytać, więc nic więcej tu nie napiszę. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    cudownie, jak dobrze że jednak do niczego nie doszło między Aoime a Yune... miłość do Kise zwyciężyła i to wyznanie słodko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń