Proof of love [12] (AoKise)

ROZDZIAŁ 12

Though this he madness, yet there’s method in’t.
                                                                 Shakespeare
Choć to szaleństwo, lecz jest w nim metoda.

 Droga do swojego mieszkania jeszcze nigdy mu się tak nie dłużyła. Każdy stopień na klatce schodowej pokonywał jednym susem, a mimo to, wejście na drugie piętro wydawało mu się naprawdę długą wędrówką. Kise szedł tuż za nim, trzymając go za rękę. Przez ten drobny gest czuł się, jakby prowadził za sobą niczego nieświadome dziecko. Ta myśl rozbawiła go. Ryota był silny. Bardzo silny i wytrwały, jednak trochę zagubiony i bezradny. Na chwilę obecną był pewien, że przywrócenie siły psychice Kise jest ważniejsze, niż śledztwo.
Kiedy otwierał drzwi, dłonie mu się trzęsły. W końcu zamek ustąpił i obaj weszli do ciasnego przedpokoju. Zegar na ścianie wskazywał czwartą piętnaście w nocy.
— Zrobię herbaty — stwierdził, chcąc przerwać niezręczną ciszę. Ryota ściągnął buty i odwiesił kurtkę na wieszak.
— Pomóc ci?
— Nie kłopocz się.
Aomine odchrząknął i ruszył do kuchni. Nastawił czajnik, a z szafki wyciągnął dwa kubki i torebki herbaty. Blondyn w tym czasie usiadł na kanapie w salonie i wbił wzrok w podłogę. Kiedy woda zagotowała się, zalał herbatę wrzątkiem. Następnie posłodził odrobinę tej dla Kise, po czym dołączył do niego. Postawił naczynia z parującą cieczą na szklanym stoliku przed kanapą i ukucnął przed chłopakiem, który w dalszym ciągu nie spuszczał wzroku z ciemnych, drewnianych paneli podłogowych. W pomieszczeniu paliła się tylko jedna lampka na szafce, dlatego panował półmrok. Za niezasłoniętym zasłonami oknem nie było widać nic, prócz paru świecących punktów, którymi były palące się światła odległych wieżowców.
Daiki ujął delikatnie twarz blondyna w dłonie. Ich spojrzenia się spotkały.
— Kocham cię — powiedział cicho, acz dobitnie. Pragnął zrobić wszystko, aby tylko uwolnić Ryotę od dręczących go myśli.
Kise poczuł, jak soczysta czerwień wypływa na jego policzki.
— Ja ciebie też, Aominecchi — westchnął i pochylił się, aby go pocałować. Rozchylił lekko wargi, co Aomine natychmiast wykorzystał. Odpowiedział głębokim, ognistym pocałunkiem. Wprowadził swój język do ust Ryoty. Dwa narządy zaczęły intensywnie się ocierać. Aomine pieścił podniebienie chłopaka, jego policzki i język. Kise westchnął. Czarnoskóry całował wspaniale.
W końcu odsunęli się od siebie, jednak Daiki nie zamierzał na tym poprzestać. Uniósł się i przyparł Kise do oparcia kanapy. Zaczął obcałowywać każdy milimetr jego skóry na szyi. Ręce wsunął pod jego koszulkę i zaczął gładzić nimi rozgrzany tors. Kiedy chłodna skóra jego dłoni spotkała się z tą cieplejszą, Ryota zaczerpnął gwałtownie powietrza i uniósł biodra w górę.
— Ao… minecchi… — jęknął, próbując odepchnąć mężczyznę od swojej szyi. Daiki na moment się od niej oderwał i spojrzał mu w oczy badawczo.
— Powiedz, żebym przerwał, jeśli nie chcesz — powiedział cicho i wyciągnął ręce spod t-shirtu chłopaka, jednak nie po to, aby przerwać, lecz po to, aby zdjąć go z niego. Kise bez cienia sprzeciwu pozwolił się rozebrać. Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, Aomine zaczął masować jego żebra. Wysunął czubek języka i przejechał nim po prawej piersi blondyna, zahaczając o sutek. Wywołał tym dreszcz na ciele Ryoty i jego zduszony krzyk. Blondyn poczuł, jak krew dudni mu w uszach, a usta stają się suche. Znajome uczucie, przypominające mrowienie, dwa razy silniej niż zwykle zaczęło kumulować się  w jego podbrzuszu. Poczuł, że zaczyna zatracać zdrowy rozsądek. Nie był pewien, czego chce, a czego nie, ale przyjemność, jaką sprawiał mu Aomine, była tak duża, iż wiedział, że to ostatni moment, by to przerwać. Dlatego też, kiedy Daiki zaczął szarpać się z jego rozporkiem, usiadł gwałtownie.
— Aominecchi, nie mogę…! — pisnął. Łzy cisnęły mu się do oczu, a pobudzone ciało domagało uwagi. Zagryzł dolną wargę.
— Nie bój się, proszę. Sprawię, że będę tylko ja. Nic więcej — wymruczał w odpowiedzi i usiadł na kanapie, tuż obok przerażonego Ryoty. Ponownie przysunął się do niego i zaczął całować po twarzy. Żuchwa, policzek, skroń, powieka. — Pozwól mi — wyszeptał, przesuwając dłonią po jego udzie.
— Nie mogę... — wydusił po raz kolejny. Obraz zaczął mu się gwałtownie rozmywać.
— Czemu? Masz jakąś traumę? Jesteś prawiczkiem? — zaczął zgadywać. Kise otworzył szerzej oczy ze zdziwienia i pokręcił głową.
— Nie, nie! To znaczy… Nie powinieneś się ze mną kochać — powiedział i odwrócił wzrok. Twarz Aomine znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko jego twarzy. Czuł jego oddech na swoim policzku i spojrzenie w nim utkwione. Serce waliło mu jak oszalałe.
— Dlaczego?
— To… ma związek z moją przeszłością — odparł wymijająco.
— Czy tamta przeszłość jest dla ciebie aż tak ważna?
— Nie jest! Po prostu… Kiedyś… robiłem głupstwa i nie sądzę, abyś chciał uprawiać ze mną seks, wiedząc o tym — powiedział szybko i ukrył twarz w dłoniach. Daiki nie zamierzał ustąpić. Przylgnął do niego i przytulił.
— Mogę sam ocenić?
— Zanim cię poznałem, sypiałem z kim popadnie — wyszeptał. Głos mu się łamał. — Już ci mówiłem, strasznie ciężko jest mi znosić samotność. Dlatego… Miałem wiele przelotnych kochanków. Większość z nich była tylko na jedną noc.
— I?
— I?! Nie rozumiesz? — Kise odsunął dłonie i spojrzał na ciemnoskórego. Nawet wtedy, w niemal całkowitej ciemności, Aomine mógł dostrzec złość w jego oczach. — Mogę być na coś chory! Poza tym, nie przeszkadza ci, że w przeszłości zachowywałem się jak jakaś… męska dziwka?
— Kise, dla mnie twoja przeszłość nie ma znaczenia — powiedział. Ryota nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Łzy, które powstrzymywał, w końcu popłynęły z kącików jego oczu. — Liczy się tu i teraz. Chcę się z tobą kochać bez względu na wszystko. Jesteś… jesteś moją perspektywą lepszej przyszłości. Pozwól mi się stać tym samym dla ciebie.
— Czemu ty zawsze musisz taki być?
Blondyn nie znosił swoich słabości, jednak w przeciągu paru ostatnich tygodni okazywał je bardziej, niż kiedykolwiek. Znajomość z Aomine całkiem wywróciła mu w głowie. Potrafił płakać, tak jak wtedy, z bezsilnej złości na siebie samego, co już całkiem przekraczało granicę, którą kiedyś sobie wyznaczył. Ponad to, w dalszym ciągu kompletnie nie rozumiał postępowania detektywa. Daiki był człowiekiem, który wciąż i wciąż go zaskakiwał. Przy nim niczego nie można było być pewnym.
— Jaki?
— Wkurzający! I troskliwy… I kochany… I wyrozumiały… I… Matko, przecież ja nigdy nie zasłużyłem na coś takiego! — krzyknął. Z jego oczu popłynęły świeże łzy. Dobroć Aomine sprawiała, że czuł się zarazem cudownie i okropnie. Co do jednego ciemnoskóry na pewno miał rację: w tamtej chwili Kise nie myślał kompletnie o niczym innym, jak o nim.
— Pozwól mi być takim jeszcze trochę, okay? To chyba dobrze na ciebie wpływa? — Ryota nie odpowiedział. Czy słowo „dobrze” mogło opisywać to, jak się czuł? Jak przy każdym geście i słowie ukochanego rozpada się na kawałki…? — Hej, o czym myślisz? — spytał nagle Daiki, gładząc jego mokry od łez policzek. Kise poczuł lekkie ukucie w sercu.
— Nie chce pozwolić ci odejść. Nie chcę popełniać więcej błędów. Chciałbym móc być dla ciebie idealny…! Czemu tak mocno cię pragnę? Czemu kocham cię tak bardzo, że każdy twój dotyk mnie rozbraja, a każde słowo na stałe zapada w pamięć? Nie mam pojęcia. Jednak jednego jestem pewien. Nie chcę przestać.
— I to nam wystarczy. — Aomine całym ciężarem ciała naparł na Kise i pocałował zachłannie.  Strużka śliny spłynęła po brodzie zaskoczonego blondyna. Język Daikiego doprowadzał go do szaleństwa. Detektyw równie szybko jak zaczął, skończył ich pocałunek i zerwał się z kanapy. — Chodźmy do sypialni, bo szlag mnie trafi — powiedział i pociągnął chłopaka za sobą.
Po drodze do sypialni, ciemnoskóry zdążył ściągnąć z siebie koszulę i odrzucić ją na podłogę w przedpokoju. Kiedy tylko znaleźli się pomieszczeniu, bez wahania popchnął Ryotę na posłanie, na które ten upadł z cichym jękiem. Pokój był mały, mieściło się w nim tylko łóżko o białej narzucie, szafa z ubraniami, szafka nocna i małe biurko, z którego właściciel brawie nigdy nie korzystał. Tylko tyle zdążył zaobserwować Kise, bowiem Aomie już powrócił do obsypywania go pocałunkami i pobudzania najczulszych sfer w jego ciele. Chłopak wyczuł u siebie nagłą zmianę pulsu na jeszcze szybszy. Wszystko zaczęło mu się mieszać. W sypialni było nieco ciemniej niż w salonie, jednak jego wzrok szybko się przyzwyczaił. Aomine całował jego tors i naznaczał mokre ścieżki językiem. Trącał nim jego sutki, zwilżał delikatne zarysy mięśni, zataczał okręgi wokół pępka.
Kise na każdy jego dotyk reagował bardzo intensywnie. Wzdychał, jęczał, zakrywając usta dłońmi i poruszał niespokojnie nogami, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Kiedy zaś Aomine dotarł do jego podbrzusza, wypchnął biodra w jego stronę. Był to odruch bezwarunkowy, dlatego Ryota zaskoczył się swoją reakcją w równym stopniu, co Daiki. W tamtej chwili strasznie cieszył się, że w sypialni było ciemno i detektyw nie mógł dostrzec jego rumieńców.
Ciemnoskóry zaczął obcałowywać wystające kości jego miednicy. Każdy fragment skóry tuż nad linią spodni został naznaczony subtelnym muśnięciem warg. Kise nie miał pojęcia, z kim Aomine nabył takie doświadczenie, ale był cholernie dobry w tym, co robił. W pewnym momencie blondyn nie wytrzymał i wplótł swoje dłonie w jego włosy, przyciskając tym samym do swojego podbrzusza. Daiki uległ jego niemym błaganiom i zamiast warg, zaczął używać języka. Mokry, śliski narząd przesuwał się po rozgrzanych mięśniach, zahaczając o materiał jeansów chłopaka. W pewnym momencie spodnie zaczęły przeszkadzać, tworząc bolesną barierę dla jego podniecenia. I znów, Aomine doskonale znał moment i jego potrzebę. Powoli, nie spiesząc się, rozpiął guzik i zamek błyskawiczny spodni. Zsunął je z blondyna niemal z namaszczeniem, a kiedy już rzucił je na podłogę, pozbył się z niego również skarpetek. Następnie usadowił pomiędzy nogami leżącego na plecach Kise. Klatka piersiowa blondyna unosiła się i opadała szybko. Aomine uśmiechnął się pod nosem i pochylił. Musnął wargami zgrubienie na kroczu chłopaka przez materiał bokserek, aby chwilę potem, jakby na złość, powrócić do jego ust i złożyć na nich kolejny ognisty pocałunek.
— Aominecchi... — wysapał mu w usta Kise, wijąc się pod nim. — Ja... Jestem na skraju. Proszę, zrób coś — wychrypiał, gdy Aomine odsunął się od niego na odległość paru centymetrów.
— Jak sobie życzysz — odparł Daiki i ponownie pokonał trasę – od szyi do podbrzusza – językiem, by w finale ściągnąć z Kise bokserki za pomocą zębów. One wylądowały o wiele dalej, niż na podłodze. Przyleciały przez pokój i spoczęły na blacie biurka.
Po raz pierwszy widział blondyna zupełnie nago. Wyglądał słodko, bezbronnie i krucho, kiedy prężył się pod każdym jego najmniejszym dotykiem. To, co mógł podziwiać, przekraczało wszelkie jego wyobrażenia o nim.
— Jesteś idealny — szepnął, nie mogąc się powstrzymać. Kise uśmiechnął się lekko i przyciągnął go do pocałunku. Całowali się żarliwie i zachłannie, tak, jakby robili to po raz ostatni. Ich ciała zaczęły ocierać się o siebie, a biodra instynktownie wychodzić naprzeciw sobie.
Ryota nie był w stanie myśleć o niczym innym, jak o obecnej chwili. Wszystkie trudy, zmartwienia i troski odeszły. Zniknęły tak, jakby nigdy ich nie było. Zapomnienie przyszło łatwiej, niż się tego spodziewał. Mógł tylko całować Daikiego. Mógł tylko błądzić dłońmi po jego plecach, od czasu do czasu pozostawiając na nich drobną, czerwoną smugę, która wyrażała wszystko to, co czuł. Mógł oddychać tylko nim. Mógł tylko zaciągać się jego zapachem. Mógł tylko czuć w sobie nadmiar pragnienia, miłości i podniecenia.
W pewnej chwili ręka Aomine znalazła się na jego męskości. Nie był pewien, kiedy, ani jak to się dokładnie stało, jednak wiedział, że było mu cudownie. Język ciemnoskórego pieścił jego podniebienie, dłoń nieco wrażliwszą partię ciała, a on czuł, że jest na skraju. Detektyw w pewnym momencie zwiększył ucisk, szybkość, a zarazem intensywność doznania. Ryota jęknął głucho, zacisnął powieki i wziął nagły, głęboki wdech powietrza przez nos, tak, że aż zabolały go płuca. Uczucie słodkiego spełnienia rozeszło się po całym jego ciele, kumulują w podbrzuszu. Doszedł. Wzdrygnął się gwałtownie i oderwał od Aomine. Jeszcze raz zaczerpnął powietrza i dopiero wtedy opanował choć po części szalejący rytm jego serca. Gdyby nie solidne żebra, Z pewnością po prostu rozerwałoby jego klatkę piersiową.
— Aominecchi... Ja... To było... — wybełkotał, starając się wydusić coś sensownego. Jego język odmówił jednak posłuszeństwa. Na szczęście Daiki doskonale wiedział, co tamten chciał mu przekazać.
— Tak, tak. Nie przepraszaj. To tylko ułatwi sprawę — wymruczał i palcami zabrudzonymi lepką, gęstą cieszą sięgnął niżej, aż do wejścia chłopaka.
Przez ciało Ryoty ponownie przeszedł dreszcz podniecenia. Kiedy poczuł w sobie pierwszy palec, westchnął cicho i odrzucił głowę w tył. Aomine przyssał się do jego uwydatnionej szyi, tworząc malinkę. Nie mógł powstrzymać się przed naznaczeniem swojej własności.
— Hej! Będzie widać! — zbeształ go Kise, jednak on nie pozwolił, by ten długo miał mu to za złe. Czystą, lewą dłonią podsunął jego biodra nieco bliżej siebie i wyżej, poczym dodał kolejny palec. Zaczął powoli nimi poruszać. Blondyn jęknął głośno. Po pewnym czasie sam zaczął nabijać się na każdy kolejny ruch palców Aomine. Miał mroczki przed oczami, a w pewnym momencie w ogóle zatracił świadomość. Nie wstydził się już okazywać, jak mu dobrze. Sapał, jęczał i wzdychał, prawą dłonią ściskając ramię Daikiego.
Ponieważ jego wcześniejsze życie przyzwyczaiło go do tego, rozluźnienie się nie zajęło mu dużo czasu. Detektyw jednak chciał się upewnić, że w trakcie zbliżenia nie wyrządzi Ryocie żadnej krzywdy, dlatego przygotowywał go jeszcze chwilę. W końcu i jemu podniecenie dało o sobie znać. Każdy dźwięk i gest Kise przyprawiał go o palpitacje serca i dreszcze. I nie chodziło wyłącznie o to, że miał przed sobą wyjątkowo seksownego faceta, z którym za chwilę będzie się kochać.
Miał przed sobą swojego Ryote. To wystarczało, aby nawet najprostsza czynność stawała się wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju.
Wyciągnął palce z wnętrza chłopaka i drżącymi z emocji rękoma, zaczął odpinać guziki spodni. One, jak na złość, nie chciały tak łatwo odpuścić, dlatego szamotał się z nimi przez chwilę.
Kise niespodziewanie podniósł się i uklęknął tuż naprzeciwko ciemnoskórego. Pocałował go delikatnie w kącik ust i wyciągnął dłoń przed siebie. Spoczęła ona na piersi Daikiego, gdzie zatrzymała się na chwilę. Blondyn mógł wyraźnie poczuć, jak szybko i intensywnie bije serce detektywa. Uniósł głowę i spojrzał na partnera, po czym zamarł na krótką chwilę. Aomine niemal pożerał go wzrokiem. Widział w nim tyle uczuć, że aż zabrakło mu tchu. Nie umiał powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu. Jeszcze nikt nigdy tak na niego nie patrzył. Teraz był już całkowicie pewien, że to właśnie, bardziej niż komukolwiek innemu, powinien oddać się właśnie jemu. Oddać mu swoje uczucia, serce, duszę… całego siebie.
— Hej, Aominecchi… Twoje serce bije tak szybko — powiedział bardziej do siebie, niż do detektywa. Daiki uśmiechnął się, rozczulony. Chociaż był już na skraju wytrzymałości, pozwolił, aby blondyn zsunął z niego spodnie i położył na skraju łóżka. Następnie, rumieniąc się soczyście, ściągnął z niego bokserki i ułożył je tam, gdzie spodnie. Wszelka próba pozostawienia po sobie porządku spełzła na niczym, ponieważ już chwilę potem Ryota niechcący zrzucił ubrania na podłogę nogą, kiedy to Aomine rzucił się na niego i przygwoździł do materaca, całując. W ostatnich podrywach trzeźwego rozumowania, wymacał dłonią szufladę w szafce nocnej obok i wyjął z niej buteleczkę z lubrykantem, w dalszym ciągu największą uwagę skupiając na wargach blondyna.
W końcu odsunął się od niego i wylał odrobinę pachnącego pomarańczami i morelami płynu na dłoń. Rozprowadził substancję po swojej erekcji, a także jeszcze raz nawilżył szybko wejście Kise.
Ostatni raz zaczerpnął głęboko w płuca powietrza, po czym wypuścił je nosem. Pochylił się nad ukochanym, a Ryota instynktownie splótł nogi na jego biodrach.
— Nie musisz się dłużej powstrzymywać — wyszeptał Kise i ze słabym uśmiechem zarzucił drżące z przejęcia dłonie na plecy ciemnoskórego. Aomine powoli nakierował swoją męskość na odbyt chłopaka, po czym wsunął się w niego gwałtownie. Nie był w stanie zrobić tego delikatniej. Gorące, pulsujące i lekko zaciśnięte na nim wnętrze Ryoty sprawiło, że jego biodra same wprawiły się w ruch.
Blondyn jęknął głucho i wbił paznokcie w plecy kochanka. Daiki syknął cicho, ale nie doczekawszy się żadnej oznaki sprzeciwu, zaczął się poruszać. Przez chwile zapomniał nawet o oddychaniu, dusząc się z odczuwalnej przyjemności.
— Dobrze ci? —  Nie był w stanie wysapać nawet odpowiedzi, kiedy Kise wymruczał mu w ucho pytanie. Intensywne westchnięcie z jego strony musiało wystarczyć. Poruszał się wolno i dokładnie, pragnąć jak najdłużej rozkoszować się chwilą. W pewnym momencie Ryota docisnął go do siebie nogami, jęcząc przeciągle. Daiki zrozumiał, że udało mu się odnaleźć punkt G chłopaka. Nie dając żadnemu z ich nawet chwili na wytchnienie, ponownie odciągnął biodra, po czym wbił się w jego wnętrze, trącając ten sam fragment, co wcześniej. Kise wręcz krzyknął, a na jego skórze pojawiły się dreszcze. Szalejące w nim uczucia całkowicie go zdominowały. Nie panował nad ciałem, które drżało i wiło się z przyjemności, nad swoim głosem, ani oddechem. W euforii podrapał plecy Aomine aż do krwi, jednak tamten nie zdawał sobie z tego nawet sprawy, całą swą uwagę skupiwszy na coraz gwałtowniejszym i szybszym poruszaniu się w chłopaku.
— Dai…kicchi… — wyjęczał Kise, przyciągając do siebie kochanka. Daiki, nie przestając poruszać biodrami, pochylił się, by go pocałować. W pokoju dał się słyszeć odgłos ud obijających się o pośladki, ponieważ Aomine wdzierał się we wnętrze Ryoty coraz szybciej i żywiołowiej. Kise zmarszczył brwi, zacisnął powieki i stłumił kolejny jęk w ustach ciemnoskórego. Poczuł, jak Aomine znajduje się na skraju, zaciska dłonie na jego biodrach, gdzie jutro zapewne pojawią się siniaki, i wchodzi w niego ostatni raz, ostatkiem sił, dochodząc.
Sam również nie potrzebował ani chwili dłużej, aby jego ciałem wstrząsnął orgazm. Odrzucił głowę w tył i napiął wszystkie mięśnie i swoim ciele, gwałtowni wciągając powietrze nosem.
Aomine opadł na niego ciężko, nie mogą się poruszyć. Kise sapnął ciężko, czując na sobie ciężar w postaci kochanka. Nie miał siły, aby chociażby poprosić go o zejście z niego. Kiedy Daiki chwilę odpoczął, dźwignął się z blondyna i wyszedł z niego. Na jego czole błyszczał pot, odbijający jasne ciało księżyca. Położył się tuż obok Ryoty i wziął go w objęcia. Kise w dalszym ciągu miał zamknięte oczy i zaciśnięte wargi. Oddychał szybko i płytko, próbując uspokoić szaleńcze bicie swojego serca. Czuł ulgę i trudno było mu myśleć o czymkolwiek. Czuł obecność Aomine tuż obok siebie i to całkowicie mu wystarczało. Cieszył się, że po wszystkim detektyw nie odwrócił się do niego tyłem i nie zapadł w sen. Tak, jak robili to jego wcześniejsi adoratorzy. Nie znosił tego. Seks zapełniał pustkę i odwracał jego uwagę od zgubnych myśli tylko na chwilę, bo po nim wszystkie negatywne uczucia powracały ze zdwojoną siłą. To właśnie dlatego każdego bolesnego ranka kazał wynosić się wszystkim poprzednim kochankom i nigdy nie wracać, nie dając im szansy na jakiekolwiek podjęcie dyskusji. Kiedy było trzeba, po prostu wyrzucał ich rzeczy przez okno i czekał, aż zdezorientowani się po nie pofatygują. Ostatecznie, każdy odchodził z podobną frazą na ustach: „Odezwij się, jak ci przejdzie, księżniczko”, „Zdzwonimy się”, czy najpopularniejsze „A pierdol się”.
Ile wtedy by oddał, aby choć jeden z nich by nie odpuszczał? Gdyby walił w drzwi tak długo, aż by otworzył? Gdyby wysyłał miliard sms-ów na godzinę? Nie. Po takim potraktowaniu nikogo już nie obchodził. W dni takie, jak tamte, cały ranek spędzał w wannie, bezskutecznie starając się zmyć z siebie choćby najmniejsze wspomnienie dotyku poprzedniej nocy. Czasami tarł skórę szmatką nasączoną spirytusem, krzywiąc się i jęcząc z bólu za każdym razem, gdy środkiem tym natrafił na jakąkolwiek ranę czy otarcie.
Tym razem było inaczej i wiedział, że od teraz będzie tak już zawsze.
Lepiej.
Daiki westchnął cicho i przyciągnął blondyna do siebie jeszcze bliżej. Następnie przykrył ich tą częścią kołdry która nie uległa zabrudzeniu i zaczął rozmyślać nad tym, w ilu stopniach będzie ją musiał wyprać.
Jego ciało domagało się snu, więc zamknął oczy, wdychając delikatny zapach włosów Kise. Ich woń była połączeniem kwiatów i potu. Zaciągnął się nią, jednocześnie mocniej przytulając blondyna. Jedynym, czego pragnął, było to, aby chwila, w której trwali, nie okazała się jedynie snem.
— Aominecchi?
— Mmm? — mruknął, otwierając oczy. Psychicznie wcale nie miał ochoty na sen.
— Śpisz?
— Nie mogę. Jeśli chcesz, możesz się zdrzemnąć. Mamy jeszcze ze dwie godziny, zanim powinniśmy zacząć się zbierać — powiedział, zerkając na zegar wiszący na ścianie. Mimo ciemności i tak mógł dostrzec jego wskazówki.
— Już chyba nie zasnę — zaśmiał się Ryota i odwrócił przodem do Daikiego. Wcześniej Aomine mógł co najwyżej wtulić twarz w jego szyję.
— Coś taki wesoły? — spytał, podpierając się na ręku. Rzeczywiście. Usta chłopaka układały się w niezwykle subtelnym, pięknym uśmiechu.
— Hm. Cóż. Jestem szczęśliwy — stwierdził w odpowiedzi, zbliżając twarz do twarzy ciemnoskórego o parę centymetrów.
— Co ty nie powiesz? Wiedziałem, że będzie ci dobrze! Jestem mistrzem zaspokajania innych ludzi! — zawołał i również się wyszczerzył. Kise analizował chwilę jego słowa, po czym parsknął śmiechem, nie mogąc się uspokoić przez dobre parę minut. — No co? A może nie? — burknął Aomine, nieco zbity z tropu.
— Ależ nie, byłeś cudowny! Tylko doszedłeś pierwszy, wiesz?
— T-To nie ma znaczenia!
— Oczywiście. Jejku, Aominecchi, nawet nie wiesz, jak mi z tobą dobrze — westchnął blondyn i po raz kolejny delikatnie uśmiechnął. — Zostań ze mną na zawsze, dobrze? I nigdy nie pozwól mi odejść.
— Dobrze. — Daiki poczuł ucisk w sercu. Mimo, że wypowiedziana impulsywnie, ta obietnica stała się dla niego najważniejsza na świecie. Podobnie, jak chłopak przed nim.
*
Na komendę dotarli punktualnie o ósmej. Aomine czuł się lepiej, niż kiedykolwiek. Chyba po raz pierwszy, odkąd zaczął pracę policji, próg komisariatu przekroczył ze spokojem i zdecydowaniem. Jego działanie na dziś było proste: przesłuchać mordercę i znaleźć wszelkie rzeczy go obciążające. Z Ryotą u swojego boku był pewien powodzenia tej misji.
Na początku postanowili zamienić parę słów z Hyuugą, jednak okazało się, że po nocnej zmianie nie ma go na komendzie. Daiki musiał jednak skonsultować się z osobą, która zrelacjonowałaby mu wszystko to, co działo się pod jego nieobecność oraz odpowiedziała na parę pytań. Po krótkim namyśle razem z Kise udał się do oddziału techników, gdzie zaczepił jednego z nich.
— Hej, Kiyoshi, możemy pogadać?
— Oh, Aomine-san, Kise-kun! Dobrze, że jesteście — powitał ich Teppei i uśmiechnął, tak, jak to miał w zwyczaju. — Właśnie przyszły wyniki morfologii krwi. Laboratorium naprawdę się zaangażowało! Tylko patrzeć, jak prześlą DNA z analizy noża z miejsca zbrodni.
— Świetnie. Oby jak najszybciej. Co jest w wynikach? Nie mam czasu tego czytać.
— Pankuronium. Tak, jak myśleliśmy.
— Czy to znaczy… To na pewno on? — spytał Kise, marszcząc brwi w zadumie.
— Nie możemy stwierdzić tego na pewno, póki nie przyjdą wyniki analizy DNA — odpowiedział szybko Kiyoshi i w zakłopotaniu podrapał po karku. — Wiesz, teraz wszystko wskazuje na to, że tak.
— Rozumiem — westchnął Ryota. Wciąż coś mu się nie zgadzało, a przytłaczająca ilość dowodów nie pozwalała skupić się dostatecznie na każdym szczególe.
Czyżby ktoś przewidział, że tak będzie?
— Jesteś na komendzie od rana? — spytał Daiki, najwyraźniej nie trudząc się rozmyślaniami, które szły by chociaż w podobnym kierunku, jak te blondyna.
— Tak. Od szóstej, ściślej mówiąc.
— Więc wiesz, czy już można przesłuchać Midorimę?
— Hm. Raczej tak. Starannie go sprawdzono. Gdy go zatrzymano, miał przy sobie dowód, więc wiemy, że jego tożsamość jest prawdziwa. Ustaliliśmy także, że skończył swój dyżur na około dwadzieścia minut przed dokonaniem zbrodni. Kamery zarejestrowały, jak denatka wychodzi ze szpitala, prawdopodobnie po to, aby zapalić, a chwilę po niej Midorima.
— Jasne. Dzieki, Kiyoshi, postaram się o podwyżkę dla ciebie. Jesteś niezastąpiony — oświadczył Aomine i pociągnął za sobą Kise. Byli już przy wyjściu, kiedy Ryota nagle stanął. — Kise?
— Kiyoshi-san! — zawołał szybko. Teppei nie zdążył poruszyć się z miejsca, zszokowany wcześniejszymi słowami ciemnoskórego. — Kto… Kto złapał Midorimę? Kto zadzwonił na policję?
— He? Ah, to był sam Imayoshi-san.
Serce Ryoty zabiło szybciej, a niepokój ogarnął ciało.
— Jak to było dokładnie? Mamy z tego jakiś raport? — spytał drżącym głosem. Daiki stał tuż za nim, nie mogąc pojąć celu tych pytań.
— Nie, jak na razie nie.
— He? Przecież z takich rzeczy zawsze składa się raport!
— No tak, ale… Słyszałem, jak rano Hyuuga zaczął wypytywać o to samo. Akurat przyszedłem, a on zaczął kłócić się z Imayoshi-sanem w holu.
— O czym mówili?
— Hej, Kise, to chyba nie jest najlepszy… — wtrącił się Daiki, jednak szybko został uciszony.
— Chwilę, Aominecchi! No, mów.
— A-a! Jasne. Hyuuga pieklił się, że całą noc musiał siedzieć na komisariacie bezproduktywnie. Chciał dostać raport ze złapania Midorimy. Cóż, jako pracownik policji miał do tego prawo. Ale Imayoshi-san się wkurzył, powiedział, że jego słowa są wystarczającym raportem. Powiedział, że miał tego dnia wizytę w szpitalu, a kiedy wychodził, usłyszał krzyki. Kiedy się tam znalazł, kobieta już nie żyła, a Midorima wyglądał jak nekrofil. Złapał go i zadzwonił na policję. Ot, cała sprawa, z której, jego zdaniem, raport jest zbędny.
— Dzięki, Kiyoshi. To ważne.
— Naprawdę? — spytali Kiyoshi i Aomine jednocześnie. Ryota powoli pokiwał głową. Musiał przeanalizować wszystkie sprawy od początku. To w nich kryło się rozwiązanie zagadki, która już teraz zaczęła przypominać grę z prawdziwym mordercą.

~ betowała Kaju ~

9 komentarzy:

  1. Oki po pierwsze muszę zatamować krwotok nosa i niech chusteczki będą ze mną ~
    Oki już jest dobrze ^^ niespodziewałam się takiego obrotu spraw :3 Kise jest tak strasznie uroczy, że można się roztopić ~
    Szczerze mówiąc po tej sielance powrót do sprawy morderstwa był jeszcze bardziej przerażający, wciągający i intrygujący *-* Jednym słowem kontrast idealny ~
    Dzień od razu lepszy i jeszcze inf o nowym rozdziale w środę *^* nic tylko skakać z radości :D To opowiadanie pochłonęło mnie do reszty ^^
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha dziękuję bardzo! :'D ♥
      Właśnie taki miałam zamiar, pisząc te rozdział! Ukazanie tego kontrastu! Jejciu, tak się cieszę, że zauważyłaś :D ^3^
      Naprawdę bardzo, bardzo dziękuję! Mam teraz nadmiar weny i staram się ją wykorzystać :D ^^
      Pozdrawiam i ściskam :33 ♥

      Usuń
  2. Hdtrhbgyjjkn(♥w♥)hjnboh*o*khgnk...
    Tu masz próbkę moich myśli po tym rozdziale. Był szałowy! Cudny poprostu. Z jednej strony słodki, a z drugiej intrygujący. Imayoshi hmmm? Znaczy, że jego też trzeba podejrzewać? @.@ O jeny, ale sie porobiło...
    Pozdrawiam i weny życzę! Sowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha cieszę się, że rozdział ci się podobał. Powoli zbliżamy się do finału, dlatego trzeba zwracać uwagę nawet na najmniejsze szczegóły. Zachowanie Imayoshiego może nam zatem dużo podpowiedzieć ;)
      Dziękuję bardzo za komentarz ♡ Również pozdrawiam i ściskam :D ^3^

      Usuń
  3. O ja nie mogę szaleję za tym opowiadaniem (^,^) wgl uważam, że masz świetny styl pisania, szczególnie podoba mi się jak opisujesz uczucia :3 dziękuję za rozdział i czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że opowiadanie ci się podoba :)
      To bardzo miłe ♥ Dziękuję ^^
      Kolejne dwa rozdziały są na blogu, dlatego zostawiam ci do nich linki :3

      http://my-heart-beats-for-u.blogspot.com/p/proof-of-love-13-aokise.html

      http://my-heart-beats-for-u.blogspot.com/p/proof-of-love-14-aokise.html

      Usuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, Kise jest uroczy to było przepiękne... i nagle powrót do morderstwa Imayoshi chyba ma jednak wiele z tym wspólnego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń