ROZDZIAŁ 12
Though this he madness, yet there’s method in’t.
Shakespeare
Choć to szaleństwo, lecz
jest w nim metoda.
Droga do swojego mieszkania jeszcze nigdy mu
się tak nie dłużyła. Każdy stopień na klatce schodowej pokonywał jednym susem,
a mimo to, wejście na drugie piętro wydawało mu się naprawdę długą wędrówką.
Kise szedł tuż za nim, trzymając go za rękę. Przez ten drobny gest czuł się,
jakby prowadził za sobą niczego nieświadome dziecko. Ta myśl rozbawiła go.
Ryota był silny. Bardzo silny i wytrwały, jednak trochę zagubiony i bezradny.
Na chwilę obecną był pewien, że przywrócenie siły psychice Kise jest ważniejsze,
niż śledztwo.
Kiedy
otwierał drzwi, dłonie mu się trzęsły. W końcu zamek ustąpił i obaj weszli do
ciasnego przedpokoju. Zegar na ścianie wskazywał czwartą piętnaście w nocy.
—
Zrobię herbaty — stwierdził, chcąc przerwać niezręczną ciszę. Ryota ściągnął buty
i odwiesił kurtkę na wieszak.
—
Pomóc ci?
—
Nie kłopocz się.
Aomine
odchrząknął i ruszył do kuchni. Nastawił czajnik, a z szafki wyciągnął dwa
kubki i torebki herbaty. Blondyn w tym czasie usiadł na kanapie w salonie i
wbił wzrok w podłogę. Kiedy woda zagotowała się, zalał herbatę wrzątkiem.
Następnie posłodził odrobinę tej dla Kise, po czym dołączył do niego. Postawił
naczynia z parującą cieczą na szklanym stoliku przed kanapą i ukucnął przed
chłopakiem, który w dalszym ciągu nie spuszczał wzroku z ciemnych, drewnianych
paneli podłogowych. W pomieszczeniu paliła się tylko jedna lampka na szafce,
dlatego panował półmrok. Za niezasłoniętym zasłonami oknem nie było widać nic,
prócz paru świecących punktów, którymi były palące się światła odległych
wieżowców.
Daiki
ujął delikatnie twarz blondyna w dłonie. Ich spojrzenia się spotkały.
—
Kocham cię — powiedział cicho, acz dobitnie. Pragnął zrobić wszystko, aby tylko
uwolnić Ryotę od dręczących go myśli.
Kise
poczuł, jak soczysta czerwień wypływa na jego policzki.
—
Ja ciebie też, Aominecchi — westchnął i pochylił się, aby go pocałować.
Rozchylił lekko wargi, co Aomine natychmiast wykorzystał. Odpowiedział
głębokim, ognistym pocałunkiem. Wprowadził swój język do ust Ryoty. Dwa narządy
zaczęły intensywnie się ocierać. Aomine pieścił podniebienie chłopaka, jego
policzki i język. Kise westchnął. Czarnoskóry całował wspaniale.
W
końcu odsunęli się od siebie, jednak Daiki nie zamierzał na tym poprzestać.
Uniósł się i przyparł Kise do oparcia kanapy. Zaczął obcałowywać każdy milimetr
jego skóry na szyi. Ręce wsunął pod jego koszulkę i zaczął gładzić nimi
rozgrzany tors. Kiedy chłodna skóra jego dłoni spotkała się z tą cieplejszą,
Ryota zaczerpnął gwałtownie powietrza i uniósł biodra w górę.
—
Ao… minecchi… — jęknął, próbując odepchnąć mężczyznę od swojej szyi. Daiki na
moment się od niej oderwał i spojrzał mu w oczy badawczo.
—
Powiedz, żebym przerwał, jeśli nie chcesz — powiedział cicho i wyciągnął ręce
spod t-shirtu chłopaka, jednak nie po to, aby przerwać, lecz po to, aby zdjąć
go z niego. Kise bez cienia sprzeciwu pozwolił się rozebrać. Nie doczekawszy
się żadnej odpowiedzi, Aomine zaczął masować jego żebra. Wysunął czubek języka
i przejechał nim po prawej piersi blondyna, zahaczając o sutek. Wywołał tym
dreszcz na ciele Ryoty i jego zduszony krzyk. Blondyn poczuł, jak krew dudni mu
w uszach, a usta stają się suche. Znajome uczucie, przypominające mrowienie,
dwa razy silniej niż zwykle zaczęło kumulować się w jego podbrzuszu. Poczuł, że zaczyna
zatracać zdrowy rozsądek. Nie był pewien, czego chce, a czego nie, ale
przyjemność, jaką sprawiał mu Aomine, była tak duża, iż wiedział, że to ostatni
moment, by to przerwać. Dlatego też, kiedy Daiki zaczął szarpać się z jego
rozporkiem, usiadł gwałtownie.
—
Aominecchi, nie mogę…! — pisnął. Łzy cisnęły mu się do oczu, a pobudzone ciało
domagało uwagi. Zagryzł dolną wargę.
—
Nie bój się, proszę. Sprawię, że będę tylko ja. Nic więcej — wymruczał w
odpowiedzi i usiadł na kanapie, tuż obok przerażonego Ryoty. Ponownie przysunął
się do niego i zaczął całować po twarzy. Żuchwa, policzek, skroń, powieka. —
Pozwól mi — wyszeptał, przesuwając dłonią po jego udzie.
—
Nie mogę... — wydusił po raz kolejny. Obraz zaczął mu się gwałtownie rozmywać.
—
Czemu? Masz jakąś traumę? Jesteś prawiczkiem? — zaczął zgadywać. Kise otworzył
szerzej oczy ze zdziwienia i pokręcił głową.
—
Nie, nie! To znaczy… Nie powinieneś się ze mną kochać — powiedział i odwrócił
wzrok. Twarz Aomine znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko jego twarzy. Czuł
jego oddech na swoim policzku i spojrzenie w nim utkwione. Serce waliło mu jak
oszalałe.
—
Dlaczego?
—
To… ma związek z moją przeszłością — odparł wymijająco.
—
Czy tamta przeszłość jest dla ciebie aż tak ważna?
—
Nie jest! Po prostu… Kiedyś… robiłem głupstwa i nie sądzę, abyś chciał uprawiać
ze mną seks, wiedząc o tym — powiedział szybko i ukrył twarz w dłoniach. Daiki
nie zamierzał ustąpić. Przylgnął do niego i przytulił.
—
Mogę sam ocenić?
—
Zanim cię poznałem, sypiałem z kim popadnie — wyszeptał. Głos mu się łamał. —
Już ci mówiłem, strasznie ciężko jest mi znosić samotność. Dlatego… Miałem
wiele przelotnych kochanków. Większość z nich była tylko na jedną noc.
—
I?
—
I?! Nie rozumiesz? — Kise odsunął dłonie i spojrzał na ciemnoskórego. Nawet
wtedy, w niemal całkowitej ciemności, Aomine mógł dostrzec złość w jego oczach.
— Mogę być na coś chory! Poza tym, nie przeszkadza ci, że w przeszłości
zachowywałem się jak jakaś… męska dziwka?
—
Kise, dla mnie twoja przeszłość nie ma znaczenia — powiedział. Ryota nie mógł
uwierzyć w to, co słyszał. Łzy, które powstrzymywał, w końcu popłynęły z
kącików jego oczu. — Liczy się tu i teraz. Chcę się z tobą kochać bez względu
na wszystko. Jesteś… jesteś moją perspektywą lepszej przyszłości. Pozwól mi się
stać tym samym dla ciebie.
—
Czemu ty zawsze musisz taki być?
Blondyn
nie znosił swoich słabości, jednak w przeciągu paru ostatnich tygodni okazywał
je bardziej, niż kiedykolwiek. Znajomość z Aomine całkiem wywróciła mu w
głowie. Potrafił płakać, tak jak wtedy, z bezsilnej złości na siebie samego, co
już całkiem przekraczało granicę, którą kiedyś sobie wyznaczył. Ponad to, w
dalszym ciągu kompletnie nie rozumiał postępowania detektywa. Daiki był
człowiekiem, który wciąż i wciąż go zaskakiwał. Przy nim niczego nie można było
być pewnym.
—
Jaki?
—
Wkurzający! I troskliwy… I kochany… I wyrozumiały… I… Matko, przecież ja nigdy
nie zasłużyłem na coś takiego! — krzyknął. Z jego oczu popłynęły świeże łzy.
Dobroć Aomine sprawiała, że czuł się zarazem cudownie i okropnie. Co do jednego
ciemnoskóry na pewno miał rację: w tamtej chwili Kise nie myślał kompletnie o
niczym innym, jak o nim.
—
Pozwól mi być takim jeszcze trochę, okay? To chyba dobrze na ciebie wpływa? —
Ryota nie odpowiedział. Czy słowo „dobrze” mogło opisywać to, jak się czuł? Jak
przy każdym geście i słowie ukochanego rozpada się na kawałki…? — Hej, o czym
myślisz? — spytał nagle Daiki, gładząc jego mokry od łez policzek. Kise poczuł
lekkie ukucie w sercu.
—
Nie chce pozwolić ci odejść. Nie chcę popełniać więcej błędów. Chciałbym móc
być dla ciebie idealny…! Czemu tak mocno cię pragnę? Czemu kocham cię tak
bardzo, że każdy twój dotyk mnie rozbraja, a każde słowo na stałe zapada w
pamięć? Nie mam pojęcia. Jednak jednego jestem pewien. Nie chcę przestać.
—
I to nam wystarczy. — Aomine całym ciężarem ciała naparł na Kise i pocałował
zachłannie. Strużka śliny spłynęła po
brodzie zaskoczonego blondyna. Język Daikiego doprowadzał go do szaleństwa.
Detektyw równie szybko jak zaczął, skończył ich pocałunek i zerwał się z
kanapy. — Chodźmy do sypialni, bo szlag mnie trafi — powiedział i pociągnął
chłopaka za sobą.
Po
drodze do sypialni, ciemnoskóry zdążył ściągnąć z siebie koszulę i odrzucić ją
na podłogę w przedpokoju. Kiedy tylko znaleźli się pomieszczeniu, bez wahania
popchnął Ryotę na posłanie, na które ten upadł z cichym jękiem. Pokój był mały,
mieściło się w nim tylko łóżko o białej narzucie, szafa z ubraniami, szafka
nocna i małe biurko, z którego właściciel brawie nigdy nie korzystał. Tylko
tyle zdążył zaobserwować Kise, bowiem Aomie już powrócił do obsypywania go pocałunkami
i pobudzania najczulszych sfer w jego ciele. Chłopak wyczuł u siebie nagłą
zmianę pulsu na jeszcze szybszy. Wszystko zaczęło mu się mieszać. W sypialni
było nieco ciemniej niż w salonie, jednak jego wzrok szybko się przyzwyczaił.
Aomine całował jego tors i naznaczał mokre ścieżki językiem. Trącał nim jego
sutki, zwilżał delikatne zarysy mięśni, zataczał okręgi wokół pępka.
Kise
na każdy jego dotyk reagował bardzo intensywnie. Wzdychał, jęczał, zakrywając
usta dłońmi i poruszał niespokojnie nogami, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Kiedy
zaś Aomine dotarł do jego podbrzusza, wypchnął biodra w jego stronę. Był to
odruch bezwarunkowy, dlatego Ryota zaskoczył się swoją reakcją w równym
stopniu, co Daiki. W tamtej chwili strasznie cieszył się, że w sypialni było
ciemno i detektyw nie mógł dostrzec jego rumieńców.
Ciemnoskóry
zaczął obcałowywać wystające kości jego miednicy. Każdy fragment skóry tuż nad
linią spodni został naznaczony subtelnym muśnięciem warg. Kise nie miał
pojęcia, z kim Aomine nabył takie doświadczenie, ale był cholernie dobry w tym,
co robił. W pewnym momencie blondyn nie wytrzymał i wplótł swoje dłonie w jego
włosy, przyciskając tym samym do swojego podbrzusza. Daiki uległ jego niemym
błaganiom i zamiast warg, zaczął używać języka. Mokry, śliski narząd przesuwał
się po rozgrzanych mięśniach, zahaczając o materiał jeansów chłopaka. W pewnym
momencie spodnie zaczęły przeszkadzać, tworząc bolesną barierę dla jego
podniecenia. I znów, Aomine doskonale znał moment i jego potrzebę. Powoli, nie
spiesząc się, rozpiął guzik i zamek błyskawiczny spodni. Zsunął je z blondyna
niemal z namaszczeniem, a kiedy już rzucił je na podłogę, pozbył się z niego
również skarpetek. Następnie usadowił pomiędzy nogami leżącego na plecach Kise.
Klatka piersiowa blondyna unosiła się i opadała szybko. Aomine uśmiechnął się
pod nosem i pochylił. Musnął wargami zgrubienie na kroczu chłopaka przez
materiał bokserek, aby chwilę potem, jakby na złość, powrócić do jego ust i
złożyć na nich kolejny ognisty pocałunek.
—
Aominecchi... — wysapał mu w usta Kise, wijąc się pod nim. — Ja... Jestem na
skraju. Proszę, zrób coś — wychrypiał, gdy Aomine odsunął się od niego na
odległość paru centymetrów.
—
Jak sobie życzysz — odparł Daiki i ponownie pokonał trasę – od szyi do
podbrzusza – językiem, by w finale ściągnąć z Kise bokserki za pomocą zębów.
One wylądowały o wiele dalej, niż na podłodze. Przyleciały przez pokój i
spoczęły na blacie biurka.
Po
raz pierwszy widział blondyna zupełnie nago. Wyglądał słodko, bezbronnie i
krucho, kiedy prężył się pod każdym jego najmniejszym dotykiem. To, co mógł
podziwiać, przekraczało wszelkie jego wyobrażenia o nim.
—
Jesteś idealny — szepnął, nie mogąc się powstrzymać. Kise uśmiechnął się lekko
i przyciągnął go do pocałunku. Całowali się żarliwie i zachłannie, tak, jakby
robili to po raz ostatni. Ich ciała zaczęły ocierać się o siebie, a biodra
instynktownie wychodzić naprzeciw sobie.
Ryota
nie był w stanie myśleć o niczym innym, jak o obecnej chwili. Wszystkie trudy,
zmartwienia i troski odeszły. Zniknęły tak, jakby nigdy ich nie było.
Zapomnienie przyszło łatwiej, niż się tego spodziewał. Mógł tylko całować
Daikiego. Mógł tylko błądzić dłońmi po jego plecach, od czasu do czasu
pozostawiając na nich drobną, czerwoną smugę, która wyrażała wszystko to, co
czuł. Mógł oddychać tylko nim. Mógł tylko zaciągać się jego zapachem. Mógł
tylko czuć w sobie nadmiar pragnienia, miłości i podniecenia.
W
pewnej chwili ręka Aomine znalazła się na jego męskości. Nie był pewien, kiedy,
ani jak to się dokładnie stało, jednak wiedział, że było mu cudownie. Język
ciemnoskórego pieścił jego podniebienie, dłoń nieco wrażliwszą partię ciała, a
on czuł, że jest na skraju. Detektyw w pewnym momencie zwiększył ucisk, szybkość,
a zarazem intensywność doznania. Ryota jęknął głucho, zacisnął powieki i wziął
nagły, głęboki wdech powietrza przez nos, tak, że aż zabolały go płuca. Uczucie
słodkiego spełnienia rozeszło się po całym jego ciele, kumulują w podbrzuszu.
Doszedł. Wzdrygnął się gwałtownie i oderwał od Aomine. Jeszcze raz zaczerpnął
powietrza i dopiero wtedy opanował choć po części szalejący rytm jego serca.
Gdyby nie solidne żebra, Z pewnością po prostu rozerwałoby jego klatkę
piersiową.
—
Aominecchi... Ja... To było... — wybełkotał, starając się wydusić coś
sensownego. Jego język odmówił jednak posłuszeństwa. Na szczęście Daiki
doskonale wiedział, co tamten chciał mu przekazać.
—
Tak, tak. Nie przepraszaj. To tylko ułatwi sprawę — wymruczał i palcami
zabrudzonymi lepką, gęstą cieszą sięgnął niżej, aż do wejścia chłopaka.
Przez
ciało Ryoty ponownie przeszedł dreszcz podniecenia. Kiedy poczuł w sobie
pierwszy palec, westchnął cicho i odrzucił głowę w tył. Aomine przyssał się do
jego uwydatnionej szyi, tworząc malinkę. Nie mógł powstrzymać się przed
naznaczeniem swojej własności.
—
Hej! Będzie widać! — zbeształ go Kise, jednak on nie pozwolił, by ten długo
miał mu to za złe. Czystą, lewą dłonią podsunął jego biodra nieco bliżej siebie
i wyżej, poczym dodał kolejny palec. Zaczął powoli nimi poruszać. Blondyn
jęknął głośno. Po pewnym czasie sam zaczął nabijać się na każdy kolejny ruch
palców Aomine. Miał mroczki przed oczami, a w pewnym momencie w ogóle zatracił
świadomość. Nie wstydził się już okazywać, jak mu dobrze. Sapał, jęczał i
wzdychał, prawą dłonią ściskając ramię Daikiego.
Ponieważ
jego wcześniejsze życie przyzwyczaiło go do tego, rozluźnienie się nie zajęło
mu dużo czasu. Detektyw jednak chciał się upewnić, że w trakcie zbliżenia nie wyrządzi
Ryocie żadnej krzywdy, dlatego przygotowywał go jeszcze chwilę. W końcu i jemu
podniecenie dało o sobie znać. Każdy dźwięk i gest Kise przyprawiał go o
palpitacje serca i dreszcze. I nie chodziło wyłącznie o to, że miał przed sobą
wyjątkowo seksownego faceta, z którym za chwilę będzie się kochać.
Miał
przed sobą swojego Ryote. To wystarczało, aby nawet najprostsza czynność
stawała się wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju.
Wyciągnął
palce z wnętrza chłopaka i drżącymi z emocji rękoma, zaczął odpinać guziki
spodni. One, jak na złość, nie chciały tak łatwo odpuścić, dlatego szamotał się
z nimi przez chwilę.
Kise
niespodziewanie podniósł się i uklęknął tuż naprzeciwko ciemnoskórego.
Pocałował go delikatnie w kącik ust i wyciągnął dłoń przed siebie. Spoczęła ona
na piersi Daikiego, gdzie zatrzymała się na chwilę. Blondyn mógł wyraźnie
poczuć, jak szybko i intensywnie bije serce detektywa. Uniósł głowę i spojrzał
na partnera, po czym zamarł na krótką chwilę. Aomine niemal pożerał go
wzrokiem. Widział w nim tyle uczuć, że aż zabrakło mu tchu. Nie umiał
powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu. Jeszcze nikt nigdy tak na niego
nie patrzył. Teraz był już całkowicie pewien, że to właśnie, bardziej niż
komukolwiek innemu, powinien oddać się właśnie jemu. Oddać mu swoje uczucia,
serce, duszę… całego siebie.
—
Hej, Aominecchi… Twoje serce bije tak szybko — powiedział bardziej do siebie,
niż do detektywa. Daiki uśmiechnął się, rozczulony. Chociaż był już na skraju
wytrzymałości, pozwolił, aby blondyn zsunął z niego spodnie i położył na skraju
łóżka. Następnie, rumieniąc się soczyście, ściągnął z niego bokserki i ułożył
je tam, gdzie spodnie. Wszelka próba pozostawienia po sobie porządku spełzła na
niczym, ponieważ już chwilę potem Ryota niechcący zrzucił ubrania na podłogę
nogą, kiedy to Aomine rzucił się na niego i przygwoździł do materaca, całując.
W ostatnich podrywach trzeźwego rozumowania, wymacał dłonią szufladę w szafce
nocnej obok i wyjął z niej buteleczkę z lubrykantem, w dalszym ciągu największą
uwagę skupiając na wargach blondyna.
W
końcu odsunął się od niego i wylał odrobinę pachnącego pomarańczami i morelami
płynu na dłoń. Rozprowadził substancję po swojej erekcji, a także jeszcze raz
nawilżył szybko wejście Kise.
Ostatni
raz zaczerpnął głęboko w płuca powietrza, po czym wypuścił je nosem. Pochylił
się nad ukochanym, a Ryota instynktownie splótł nogi na jego biodrach.
—
Nie musisz się dłużej powstrzymywać — wyszeptał Kise i ze słabym uśmiechem
zarzucił drżące z przejęcia dłonie na plecy ciemnoskórego. Aomine powoli
nakierował swoją męskość na odbyt chłopaka, po czym wsunął się w niego
gwałtownie. Nie był w stanie zrobić tego delikatniej. Gorące, pulsujące i lekko
zaciśnięte na nim wnętrze Ryoty sprawiło, że jego biodra same wprawiły się w
ruch.
Blondyn
jęknął głucho i wbił paznokcie w plecy kochanka. Daiki syknął cicho, ale nie doczekawszy
się żadnej oznaki sprzeciwu, zaczął się poruszać. Przez chwile zapomniał nawet
o oddychaniu, dusząc się z odczuwalnej przyjemności.
—
Dobrze ci? — Nie był w stanie wysapać
nawet odpowiedzi, kiedy Kise wymruczał mu w ucho pytanie. Intensywne
westchnięcie z jego strony musiało wystarczyć. Poruszał się wolno i dokładnie,
pragnąć jak najdłużej rozkoszować się chwilą. W pewnym momencie Ryota docisnął
go do siebie nogami, jęcząc przeciągle. Daiki zrozumiał, że udało mu się
odnaleźć punkt G chłopaka. Nie dając żadnemu z ich nawet chwili na wytchnienie,
ponownie odciągnął biodra, po czym wbił się w jego wnętrze, trącając ten sam
fragment, co wcześniej. Kise wręcz krzyknął, a na jego skórze pojawiły się
dreszcze. Szalejące w nim uczucia całkowicie go zdominowały. Nie panował nad
ciałem, które drżało i wiło się z przyjemności, nad swoim głosem, ani oddechem.
W euforii podrapał plecy Aomine aż do krwi, jednak tamten nie zdawał sobie z
tego nawet sprawy, całą swą uwagę skupiwszy na coraz gwałtowniejszym i szybszym
poruszaniu się w chłopaku.
—
Dai…kicchi… — wyjęczał Kise, przyciągając do siebie kochanka. Daiki, nie
przestając poruszać biodrami, pochylił się, by go pocałować. W pokoju dał się
słyszeć odgłos ud obijających się o pośladki, ponieważ Aomine wdzierał się we
wnętrze Ryoty coraz szybciej i żywiołowiej. Kise zmarszczył brwi, zacisnął powieki
i stłumił kolejny jęk w ustach ciemnoskórego. Poczuł, jak Aomine znajduje się
na skraju, zaciska dłonie na jego biodrach, gdzie jutro zapewne pojawią się
siniaki, i wchodzi w niego ostatni raz, ostatkiem sił, dochodząc.
Sam
również nie potrzebował ani chwili dłużej, aby jego ciałem wstrząsnął orgazm.
Odrzucił głowę w tył i napiął wszystkie mięśnie i swoim ciele, gwałtowni
wciągając powietrze nosem.
Aomine
opadł na niego ciężko, nie mogą się poruszyć. Kise sapnął ciężko, czując na
sobie ciężar w postaci kochanka. Nie miał siły, aby chociażby poprosić go o
zejście z niego. Kiedy Daiki chwilę odpoczął, dźwignął się z blondyna i wyszedł
z niego. Na jego czole błyszczał pot, odbijający jasne ciało księżyca. Położył
się tuż obok Ryoty i wziął go w objęcia. Kise w dalszym ciągu miał zamknięte
oczy i zaciśnięte wargi. Oddychał szybko i płytko, próbując uspokoić szaleńcze
bicie swojego serca. Czuł ulgę i trudno było mu myśleć o czymkolwiek. Czuł
obecność Aomine tuż obok siebie i to całkowicie mu wystarczało. Cieszył się, że
po wszystkim detektyw nie odwrócił się do niego tyłem i nie zapadł w sen. Tak,
jak robili to jego wcześniejsi adoratorzy. Nie znosił tego. Seks zapełniał
pustkę i odwracał jego uwagę od zgubnych myśli tylko na chwilę, bo po nim wszystkie
negatywne uczucia powracały ze zdwojoną siłą. To właśnie dlatego każdego
bolesnego ranka kazał wynosić się wszystkim poprzednim kochankom i nigdy nie
wracać, nie dając im szansy na jakiekolwiek podjęcie dyskusji. Kiedy było
trzeba, po prostu wyrzucał ich rzeczy przez okno i czekał, aż zdezorientowani się
po nie pofatygują. Ostatecznie, każdy odchodził z podobną frazą na ustach: „Odezwij
się, jak ci przejdzie, księżniczko”, „Zdzwonimy się”, czy najpopularniejsze „A
pierdol się”.
Ile
wtedy by oddał, aby choć jeden z nich by nie odpuszczał? Gdyby walił w drzwi
tak długo, aż by otworzył? Gdyby wysyłał miliard sms-ów na godzinę? Nie. Po
takim potraktowaniu nikogo już nie obchodził. W dni takie, jak tamte, cały
ranek spędzał w wannie, bezskutecznie starając się zmyć z siebie choćby
najmniejsze wspomnienie dotyku poprzedniej nocy. Czasami tarł skórę szmatką nasączoną
spirytusem, krzywiąc się i jęcząc z bólu za każdym razem, gdy środkiem tym
natrafił na jakąkolwiek ranę czy otarcie.
Kiedy
było z nim naprawdę źle, płakał, krztusił się łzami oraz śliną, i próbował
utopić się w wannie pełnej gorącej wody. Miał jednak do tego zbyt słabą wolę, ponieważ
zawsze, kiedy brakowało mu już powietrza, ostatecznie podrywał się gwałtownie i
wciągał tlen w płuca, przeklinając tę racjonalną część siebie, która w takich
chwilach działała na przekór jego słabościom, sprawiając, że łatwo dawał za
wygraną, gdy chodziło o działania autodestrukcyjne.[W1]
Tym
razem było inaczej i wiedział, że od teraz będzie tak już zawsze.
Lepiej.
Daiki
westchnął cicho i przyciągnął blondyna do siebie jeszcze bliżej. Następnie przykrył
ich tą częścią kołdry która nie uległa zabrudzeniu i zaczął rozmyślać nad tym,
w ilu stopniach będzie ją musiał wyprać.
Jego
ciało domagało się snu, więc zamknął oczy, wdychając delikatny zapach włosów
Kise. Ich woń była połączeniem kwiatów i potu. Zaciągnął się nią, jednocześnie
mocniej przytulając blondyna. Jedynym, czego pragnął, było to, aby chwila, w
której trwali, nie okazała się jedynie snem.
—
Aominecchi?
—
Mmm? — mruknął, otwierając oczy. Psychicznie wcale nie miał ochoty na sen.
—
Śpisz?
—
Nie mogę. Jeśli chcesz, możesz się zdrzemnąć. Mamy jeszcze ze dwie godziny, zanim
powinniśmy zacząć się zbierać — powiedział, zerkając na zegar wiszący na
ścianie. Mimo ciemności i tak mógł dostrzec jego wskazówki.
—
Już chyba nie zasnę — zaśmiał się Ryota i odwrócił przodem do Daikiego.
Wcześniej Aomine mógł co najwyżej wtulić twarz w jego szyję.
—
Coś taki wesoły? — spytał, podpierając się na ręku. Rzeczywiście. Usta chłopaka
układały się w niezwykle subtelnym, pięknym uśmiechu.
—
Hm. Cóż. Jestem szczęśliwy — stwierdził w odpowiedzi, zbliżając twarz do twarzy
ciemnoskórego o parę centymetrów.
—
Co ty nie powiesz? Wiedziałem, że będzie ci dobrze! Jestem mistrzem
zaspokajania innych ludzi! — zawołał i również się wyszczerzył. Kise analizował
chwilę jego słowa, po czym parsknął śmiechem, nie mogąc się uspokoić przez
dobre parę minut. — No co? A może nie? — burknął Aomine, nieco zbity z tropu.
—
Ależ nie, byłeś cudowny! Tylko doszedłeś pierwszy, wiesz?
—
T-To nie ma znaczenia!
—
Oczywiście. Jejku, Aominecchi, nawet nie wiesz, jak mi z tobą dobrze —
westchnął blondyn i po raz kolejny delikatnie uśmiechnął. — Zostań ze mną na
zawsze, dobrze? I nigdy nie pozwól mi odejść.
—
Dobrze. — Daiki poczuł ucisk w sercu. Mimo, że wypowiedziana impulsywnie, ta
obietnica stała się dla niego najważniejsza na świecie. Podobnie, jak chłopak
przed nim.
*
Na
komendę dotarli punktualnie o ósmej. Aomine czuł się lepiej, niż kiedykolwiek.
Chyba po raz pierwszy, odkąd zaczął pracę policji, próg komisariatu przekroczył
ze spokojem i zdecydowaniem. Jego działanie na dziś było proste: przesłuchać
mordercę i znaleźć wszelkie rzeczy go obciążające. Z Ryotą u swojego boku był
pewien powodzenia tej misji.
Na
początku postanowili zamienić parę słów z Hyuugą, jednak okazało się, że po
nocnej zmianie nie ma go na komendzie. Daiki musiał jednak skonsultować się z
osobą, która zrelacjonowałaby mu wszystko to, co działo się pod jego nieobecność
oraz odpowiedziała na parę pytań. Po krótkim namyśle razem z Kise udał się do
oddziału techników, gdzie zaczepił jednego z nich.
—
Hej, Kiyoshi, możemy pogadać?
— Oh, Aomine-san, Kise-kun! Dobrze, że jesteście — powitał ich Teppei i
uśmiechnął, tak, jak to miał w zwyczaju. — Właśnie przyszły wyniki morfologii
krwi. Laboratorium naprawdę się zaangażowało! Tylko patrzeć, jak prześlą DNA z
analizy noża z miejsca zbrodni.
—
Świetnie. Oby jak najszybciej. Co jest w wynikach? Nie mam czasu tego czytać.
—
Pankuronium. Tak, jak myśleliśmy.
—
Czy to znaczy… To na pewno on? — spytał Kise, marszcząc brwi w zadumie.
—
Nie możemy stwierdzić tego na pewno, póki nie przyjdą wyniki analizy DNA —
odpowiedział szybko Kiyoshi i w zakłopotaniu podrapał po karku. — Wiesz, teraz wszystko
wskazuje na to, że tak.
—
Rozumiem — westchnął Ryota. Wciąż coś mu się nie zgadzało, a przytłaczająca
ilość dowodów nie pozwalała skupić się dostatecznie na każdym szczególe.
Czyżby
ktoś przewidział, że tak będzie?
—
Jesteś na komendzie od rana? — spytał Daiki, najwyraźniej nie trudząc się
rozmyślaniami, które szły by chociaż w podobnym kierunku, jak te blondyna.
—
Tak. Od szóstej, ściślej mówiąc.
—
Więc wiesz, czy już można przesłuchać Midorimę?
—
Hm. Raczej tak. Starannie go sprawdzono. Gdy go zatrzymano, miał przy sobie
dowód, więc wiemy, że jego tożsamość jest prawdziwa. Ustaliliśmy także, że
skończył swój dyżur na około dwadzieścia minut przed dokonaniem zbrodni. Kamery
zarejestrowały, jak denatka wychodzi ze szpitala, prawdopodobnie po to, aby
zapalić, a chwilę po niej Midorima.
—
Jasne. Dzieki, Kiyoshi, postaram się o podwyżkę dla ciebie. Jesteś
niezastąpiony — oświadczył Aomine i pociągnął za sobą Kise. Byli już przy
wyjściu, kiedy Ryota nagle stanął. — Kise?
—
Kiyoshi-san! — zawołał szybko. Teppei nie zdążył poruszyć się z miejsca, zszokowany
wcześniejszymi słowami ciemnoskórego. — Kto… Kto złapał Midorimę? Kto zadzwonił
na policję?
—
He? Ah, to był sam Imayoshi-san.
Serce
Ryoty zabiło szybciej, a niepokój ogarnął ciało.
—
Jak to było dokładnie? Mamy z tego jakiś raport? — spytał drżącym głosem. Daiki
stał tuż za nim, nie mogąc pojąć celu tych pytań.
—
Nie, jak na razie nie.
—
He? Przecież z takich rzeczy zawsze składa się raport!
—
No tak, ale… Słyszałem, jak rano Hyuuga zaczął wypytywać o to samo. Akurat
przyszedłem, a on zaczął kłócić się z Imayoshi-sanem w holu.
—
O czym mówili?
—
Hej, Kise, to chyba nie jest najlepszy… — wtrącił się Daiki, jednak szybko
został uciszony.
—
Chwilę, Aominecchi! No, mów.
—
A-a! Jasne. Hyuuga pieklił się, że całą noc musiał siedzieć na komisariacie
bezproduktywnie. Chciał dostać raport ze złapania Midorimy. Cóż, jako pracownik
policji miał do tego prawo. Ale Imayoshi-san się wkurzył, powiedział, że jego
słowa są wystarczającym raportem. Powiedział, że miał tego dnia wizytę w
szpitalu, a kiedy wychodził, usłyszał krzyki. Kiedy się tam znalazł, kobieta
już nie żyła, a Midorima wyglądał jak nekrofil. Złapał go i zadzwonił na
policję. Ot, cała sprawa, z której, jego zdaniem, raport jest zbędny.
—
Dzięki, Kiyoshi. To ważne.
—
Naprawdę? — spytali Kiyoshi i Aomine jednocześnie. Ryota powoli pokiwał głową.
Musiał przeanalizować wszystkie sprawy od początku. To w nich kryło się
rozwiązanie zagadki, która już teraz zaczęła przypominać grę z prawdziwym
mordercą.
~ betowała Kaju ~
Oki po pierwsze muszę zatamować krwotok nosa i niech chusteczki będą ze mną ~
OdpowiedzUsuńOki już jest dobrze ^^ niespodziewałam się takiego obrotu spraw :3 Kise jest tak strasznie uroczy, że można się roztopić ~
Szczerze mówiąc po tej sielance powrót do sprawy morderstwa był jeszcze bardziej przerażający, wciągający i intrygujący *-* Jednym słowem kontrast idealny ~
Dzień od razu lepszy i jeszcze inf o nowym rozdziale w środę *^* nic tylko skakać z radości :D To opowiadanie pochłonęło mnie do reszty ^^
Weny <3
Hahahaha dziękuję bardzo! :'D ♥
UsuńWłaśnie taki miałam zamiar, pisząc te rozdział! Ukazanie tego kontrastu! Jejciu, tak się cieszę, że zauważyłaś :D ^3^
Naprawdę bardzo, bardzo dziękuję! Mam teraz nadmiar weny i staram się ją wykorzystać :D ^^
Pozdrawiam i ściskam :33 ♥
Boskie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję!(◕ω◕) (♥ω♥) ^///^'
UsuńHdtrhbgyjjkn(♥w♥)hjnboh*o*khgnk...
OdpowiedzUsuńTu masz próbkę moich myśli po tym rozdziale. Był szałowy! Cudny poprostu. Z jednej strony słodki, a z drugiej intrygujący. Imayoshi hmmm? Znaczy, że jego też trzeba podejrzewać? @.@ O jeny, ale sie porobiło...
Pozdrawiam i weny życzę! Sowa
Hahaha cieszę się, że rozdział ci się podobał. Powoli zbliżamy się do finału, dlatego trzeba zwracać uwagę nawet na najmniejsze szczegóły. Zachowanie Imayoshiego może nam zatem dużo podpowiedzieć ;)
UsuńDziękuję bardzo za komentarz ♡ Również pozdrawiam i ściskam :D ^3^
O ja nie mogę szaleję za tym opowiadaniem (^,^) wgl uważam, że masz świetny styl pisania, szczególnie podoba mi się jak opisujesz uczucia :3 dziękuję za rozdział i czekam na kolejne <3
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że opowiadanie ci się podoba :)
UsuńTo bardzo miłe ♥ Dziękuję ^^
Kolejne dwa rozdziały są na blogu, dlatego zostawiam ci do nich linki :3
http://my-heart-beats-for-u.blogspot.com/p/proof-of-love-13-aokise.html
http://my-heart-beats-for-u.blogspot.com/p/proof-of-love-14-aokise.html
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Kise jest uroczy to było przepiękne... i nagle powrót do morderstwa Imayoshi chyba ma jednak wiele z tym wspólnego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia