Świąteczna gorączka (KiyoHyuu)


            Jest poranek 24 grudnia. Śnieg za oknem rozpadał się na dobre. Ozdoby świąteczne są porozwieszane w moim mieszkaniu gdziekolwiek nie spojrzeć, jednak ja nie potrafię się nimi cieszyć. To znaczy, chciałbym. Męczy mnie pewna sprawa, przez którą nie mogę świętować. Mianowicie: nie zakupiłem jeszcze prezentu dla osoby, na której najbardziej mi zależy. Ehh… Właśnie dlatego to takie trudne! Niby znamy się już szmat czasu, ale tak naprawdę to nie mam pojęcia, co on chciałby dostać na święta. Może jeszcze udałoby mi się coś wymyślić, gdyby nie to, że dodatkowo, dziś jest nasza pierwsza rocznica związku.
            Siedzę z głową położoną na blacie kuchennym i tępo wpatruję się w mrygające, czerwone lampki, zawieszone tuż nad oknem. Ludzie, pomocy! Muszę się jakoś zebrać! Podnoszę głowę i rozmasowuję obolały kark. Zerkam na zegarek, wskazujący godzinę w pół do dziewiątej. „Nienajgorzej” – podsumowuję w myślach i dopijam chłodną kawę, która od ósmej zdążyła wystygnąć.
            Drogę z kuchni do sypialni pokonuję o wiele, wiele za wolno. Jednak, cóż mogę, gdy jedna noga, jakby uczepiona drugiej, wlecze się niemiłosiernie? Ściągam piżamę i pyrgam ją w kąt pokoju. Nie mam czasu sprzątać, nie mam czasu na porządkowanie czegokolwiek. Zostało mi niecałe dziesięć godzin na odnalezienie prezentu marzeń… W końcu, umówiliśmy się z moją drugą połówką, aby wpadł do mnie około osiemnastej na naszą wspólną wigilię. Ponieważ Kiyoshi nie wybiera się w tym roku na święta do rodziny postanowiłem, że zaproszę go do siebie.
            Stoję przed lustrem wbudowanym w drzwi szafy. Oceniam swój dobór ubrań pochmurnym spojrzeniem znad okularów. Dżinsy, granatowa bluzka z długim rękawem, zarzucona na to czerwona, flanelowa koszula w kratę. Okey, ujdzie. W łazience myję zęby, twarz i staram się ułożyć włosy, których każdy kosmyk zdaje się żyć własnym życiem… Śniadanie postanawiam zjeść na mieście. Zarzucam na siebie czarny płaszcz, otulam beżowym szalikiem i wychodzę, uprzednio pamiętając o powyłączaniu całych tych świątecznych świecideł, na których powieszenie uparł się Teppei.
            Ludzie na ulicy mnie irytują. Każdy, bez względu na wiek, kolor skóry czy płeć, szczerzy się jak głupi i zdaje unosić parę centymetrów nad ziemią ze szczęścia. Brakuje tylko, aby ktoś zaczął śpiewać…
            − Laaaast Christmaaaas, I gaveee youu my heaaaart…!
            No nie wierzę! Przede mną stoi grupka roześmianych nastolatków. Dwie dziewczyny i jeden chłopak. Wszyscy we trójkę drą się w niebogłosy, popychają nawzajem i rżą jak głupi. To jest przystanek! P-R-Z-Y-S-T-A-N-E-K, a nie konkurs na najgorzej wykonany utwór świąteczny!
            Poirytowany wsiadam w autobus, który jest dla mnie ratunkiem. Na szczęście, jeszcze dziś jeżdżą one według normalnego rozkładu jazdy. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym musiał czekać na tym cholernym mrozie pół godziny, aż jakiś autobus w końcu się pojawi…
            Do centrum udaje mi się dojechać w niecałą godzinę. Droga trochę się dłużyła, ze względu na wypadek, który miał miejsce niedaleko naszego liceum. To chyba jakiś świąteczny cud, gdyż mimo dosłownie całkowicie zniszczonych samochodów, nikomu nie stało się nic poważniejszego. Wiem to dlatego, iż miałem okazję przyjrzeć się całej sytuacji nieco dłużej, ponieważ oprócz małego korka, jaki powstał w okolicy wypadku, autobus zatrzymało czerwone światło.
            W centrum handlowym jest (jak na razie…) dość niewiele zakupowiczów, dlatego korzystam z okazji i kieruję swoje kroki do części z fast-foodami, gdzie bez kolejki zamawiam w Subwayu kanapkę. Natychmiast zostaję obsłużony, więc mogę usiąść sobie gdzieś z boku i zaspokoić głód. Podczas jedzenia, wyciągam z kieszeni telefon i korzystając z darmowego Wi-Fi, przeszukuję Internet w poszukiwaniu pomysłu na prezent. W wyszukiwarkę wpisuję banalne frazy, typu: „prezent dla chłopaka”, „prezent na rocznicę związku”, „prezent na święta dla faceta”, „prezent dla koszykarza”. Niestety nie znajduję nic wartego uwagi. Wszystko, co udaje mi się tam znaleźć jest albo zbyt oczywiste, albo zbyt obciachowe, albo… po prostu nie. Chyba każdy z nas czasem ma tak, iż patrząc na daną rzecz od razu wie, że ten pomysł „to nie to” lub po prostu nie wypali. No właśnie.
            Ehh… Właśnie dlatego nie lubię świąt! Nienawidzę uganiania się za prezentami. Jakby tego było mało, Kiyoshi nie chciał mi powiedzieć wprost, co chciałby dostać. Śmiał się ze mnie i tłumaczył, że spodoba mu się cokolwiek, byle było ode mnie. Taa, jasne. Dupek. Wygarnę mu to wszystko, kiedy znajdę już idealny prezent.
            Po zjedzeniu swojej kanapki wstaję od małego stoliczka gdzieś w kącie lokalu i wychodzę na główną alejkę centrum. Dobrze, popatrzmy… Postanawiam wejść do pierwszego lepszego sklepu i rozejrzeć się w nim trochę. Pierwszy jest zwykłą sieciówką, do której zazwyczaj przychodzi się, by zrobić zakupy spożywcze. Nic ciekawego, jednak nieraz zdarzały mi się sytuację, kiedy to we właśnie jednym z takich sklepów odnajdywałem coś, co było mi potrzebne na daną uroczystość. Biorę zatem koszyk i przekraczam próg sklepu. Od wejścia od razu rzucają mi się w oczy plakaty z hasłami ogłaszającymi wyprzedaże lub promocje typu dwie rzeczy w cenie jednej. Takie rzeczy to zazwyczaj badziewie, dlatego szybko je omijam.
Gdzie nie spojrzeć, tam kiczowate ozdoby. Sztuczne święte Mikołaje, łańcuchy choinkowe, lampki, bombki. Nie mogę sobie wyobrazić, jak ludzie mogą się tym zachwycać. Wydawanie pieniędzy w błoto!
W sklepie nie znajduję niczego godnego uwagi. Wychodzę jedynie z zakupioną puszką coli, aby mieć czym zwilżyć gardło. Opróżniam ją w całości i wyrzucam do pobliskiego kosza. Okey, szukam dalej…
Następny w kolejce jest sklep z RTV i AGD. Nie mam pojęcia, czy znajdę tu coś, co nada się na prezent, a przy tym nie przekroczy mojego budżetu, lecz mimo to wchodzę do pomieszczenia Tu również panuje klimat świąt. Nieliczne sprzęty elektroniczne przyozdobione są różnokolorowymi, puchatymi łańcuchami na choinkę. Przechadzam się wśród alejek, kolejno oglądając: ekspresy do kawy, odkurzacze, pralki, telefony, radia. Nie uważam, aby Kiyoshiemu spodobał się również plazmowy telewizor, dlatego powoli zawracam do wyjścia. Chwilę waham się, kiedy mijam regały z najnowszymi filmami. Może to byłoby odpowiednie…? Podchodzę bliżej i przyglądam się poszczególnym gatunkom. Filmy akcji? Nie, to nie dla niego! Filmy grozy, horror…? Prędzej by się przestraszył, niż obejrzał. Sport? No niby okey, ale przecież gra w kosza. Romans? O nie, nie, nie, nie, nie! Jako jego chłopak mówię stanowcze nie!
Opuszczam sklep lekko poirytowany tym, że tak łatwo dałem się ponieść emocjom.
Jest godzina dwunasta, a ja odwiedzam kolejny sklep. Jest to dość sporych rozmiarów księgarnia. Przechadzam się po niej, lustrując wzrokiem tytuły. Moją uwagę przyciąga jeden z nich, typowa książka historyczna, ale patrzę na to jako zakup dla mnie, nie dla Kiyosiego. On niestety nie zachwyca się przeszłością naszego kraju tak, jak ja…
Ponieważ wziąłem dość dużo pieniędzy, kupuję książkę dla siebie. Jestem zadowolony; w końcu już od dawna planowałem jej zakup. Ahh, gdyby tak wybór prezentu dla mojego chłopaka był tak prosty, jak dla mnie…! Choć w sumie, po części sam jestem sobie winien. Chodzimy ze sobą już okrągły rok, a ja wciąż wiem o nim zdecydowanie za mało. Wynika to głównie z tego, że większość wolnego czasu spędzamy razem na treningu, grze w kosza, oglądaniu lub seksie… Nie, żebym był jakimś perwersem! To Teppei nim jest!
W centrum handlowym jest pojawiło się znacznie więcej ludzi, niż było rano. Widocznie wciąż borykają się z niezbędnymi zakupami na dzisiejszy wieczór. Tak swoją drogą… Może i ja powinienem kupić coś na naszą Wigilię? Jakieś przekąski, danie do odgrzania? Jeśli się postaram, może uda mi się wmówić Kiyoshiemu, że sam gotowałem? Hyhyhy. Niegłupie. Kolejnym moim celem staje się więc sklep, w którym byłem na samym początku mojej zakupowej eskapady.
Ludzie, trzymajcie mnie! Nie dość, że ludu tu jak bydła w zagrodzie, to jeszcze jakaś baba bezczelnie się przede mnie wepchała! Pod pachą ma torbę wielką jak jej dupa, a przed sobą wózek w całości wyładowany produktami spożywczymi. Niby fakt, że stoję w kolejce do kasy, w której należy ustąpić miejsca m.in. kobietom w ciąży, ale no bez przesady! Ten sztuczny św.Mikołaj przy kasie obok prędzej zacznie gadać, niż ten wieloryb jest w ciąży! Jezz…! Strata czasu! Zgrzytam ze złości zębami, a dłonie zaciskam w pięści tak mocno, że pewnie zostaną mi ślady po paznokciach wbitych w skórę. Mam dość tych zakupów! Zgarnąłem tylko parę potrzebnych rzeczy, o które musiałem się niemal wykłócać z rozszalałą zgrają zakupowiczów i pobiegłem do kas. A tu kolejki. Jedna większa od drugiej. Więcej ich matka nie miała? Chyba jeszcze nigdy nie miałem takiej ochoty wrócić do domu, jak teraz. Na moje (nie!) szczęście mój czas przeznaczony na zakupy kurczy się coraz bardziej… Za mniej więcej dwie godziny powinienem zbierać się do siebie. Powinienem jeszcze trochę posprzątać i przyrządzić jedzenie. A prezentu jak nie miałem, tak nie mam!
Zgłodniałem. Ponownie przerywam zakupy, aby pójść do części z fast-foodami i zakupić coś na szybko. W Maji Burgerze biorę sobie największego hamburgera, jakiego zdołam zjeść, podwójne frytki i cole. Chyba przytyję. Trudno. Są święta, wszyscy ludzie w tym okresie przybierają w tym okresie na wadze, prawda?
Delektuję się smakiem ostatniej frytki, gdy ktoś niespodziewanie chwyta mnie za ramie. Cały dzień chodzę nabuzowany, dlatego już mam ochotę wyskoczyć do tej osoby z jakimiś wyjątkowo nie-świątecznymi słowami, kiedy okazuje się, że jest to Kagami. Pomimo tego, że już samą swoją twarzą zasłużył sobie, bym na niego nawrzeszczał, nie robię tego. Staram się zachować powagę i nie dać po sobie poznać, że mnie przestraszył.
− Co tam, Bakagami?
− Hyuuga-senpai! Mogę się dosiąść? – pyta, a ja łaskawie mu na to pozwalam. – I nie jestem Bakagami! – dodaje po chwili. Wow, ale refleks. Szkoda, że chłopak ma go tylko na boisku. Co ten Kuroko w nim widzi?
− Skoro ja tam mówię, to znaczy, że jesteś – ucinam dyskusję, sącząc colę przez słomkę. Uważnie go obserwuję. Zajmuje miejsce naprzeciw mnie, a na tacy, z którą tu przyszedł, ma, o zgrozo, co najmniej 15 takich samych hamburgerów, jakiego ja zjadłem przed chwilą. Mało tego! On pochłania jednego po drugim! A ja napełniłem swój żołądek jednym! JEDNYM! Boże, chyba mi niedobrze.
− Co tu robisz, kapitanie? – pyta Kagami, a mi wydaje się o wiele bardziej rozmowny niż zazwyczaj. Czyżby to przez te święta…?
− A co można robić w centrum handlowym? Zakupy.
− No tak, jasne, ale pytam, co dokładnie kupujesz – naprostowuje, przełykając potężny gryz hamburgera.
− Kupuję prezent dla Kiyoshiego, a przy okazji robię też inne zakupy.
− Trochę późno, jak a kupowanie prezentów – zauważa Taiga, a ja w duchu zmuszony jestem przyznać mu rację.
− Tcaa, w tym roku jakoś mi to nie wyszło. A ty? Masz już coś dla Kuroko?
Kagami kiwa głową.
− Kupiłem mu książkę, którą chciał i taki fajny t-shirt na trening. Zaraz spadam do niego na obiad świąteczny, a potem idziemy do kina.
− Romantycznie… Zaraz, zaraz, OBIAD? A teraz to co jesz?!
− Eee drugie śniadanie?
− Idiota. – Strzelam facepalma, starając się nie roześmiać. Gdzie on to wszystko mieści?!
− Ej! Dorastam, muszę dużo jeść!
− No jasne – parskam, zakrywając usta ręką. Okulary zsuwają mi się z nosa i w ostatniej chwili udaje mi się je na nim przytrzymać.
− Ja nie mogę, mówisz dokładnie jak Kuroko, Hyuuga-senpai – wzdycha Kagami pożerając ostatniego hamburgera. – Nigdzie nie mogę normalnie zjeść!
− Chodzi o to, że to nie jest normalne… − mruczę. Obserwuję, jak Kagami  upija łyk napoju, który sobie zamówił. Jakie jest moje zdziwienie, kiedy go wypluwa!
− Oszalałeś?! ­– Na całe szczęście jego szejk nie wylądował na mnie! Wtedy nie baczyłbym na to, że jest wigilia oraz, że jesteśmy w centrum handlowym. Przywaliłbym mu w ten wielki, pusty łeb, jak Kiyoshiego kocham!
− Ekhe! Przepraszam, ehe! To… To ten szejk!
− Jasne! Zwal całą winę na głupie picie, Bakagami!
− To… Ekhe! To po prostu wanilia! Nie lubię jej!
− To po coś to kupił?! – Wstaję od stolika. Kagami postępuje dokładnie tak samo, jak ja. Wyrzucamy papierki po jedzeniu do odpowiedniego pojemnika, a tacki kładziemy na nim.
− Nie wiem, czemu to wziąłem! Zawsze, kiedy przychodzę do Maji Burger jestem z Kuroko, a on uwielbia to dziadostwo! Więc no… Kupuję mu zawsze tego szejka. Ty razem wziąłem go z przyzwyczajenia… − tłumaczy się Kagami. Przemierzamy kolejną uliczkę centrum.
− Czemu nie jesteście tu razem? – pytam. Kagami szczerzy się głupio i unosi do góry reklamówkę, której wcześniej u niego nie zauważyłem. 
– Wczoraj zjadłem trochę tego, co miało być na Wigilię, więc Kuroko się wkurzył i kazał mi iść do sklepu odkupić…
− I bardzo dobrze! – prycham, choć tak naprawdę bawi mnie cała ta sytuacja. Wiecznie głodny, beztroski Kagami. Bakagami! Nawet on potrafił znaleźć prezent dla swojego chłopaka! W międzyczasie docieramy do wyjścia z galerii handlowej. Kagami zarzuca na siebie kurtkę, uprzednio proszę mnie o potrzymanie jego wrzących tonę zakupów, owija szyję bordowym szalikiem, a na odstające włosy wciąga czapkę tego samego koloru. Oddaję mu zakupy.
− Powodzenia w szukaniu Hyuuga-senpai – żegna się. – Widzimy się dopiero po Nowym Roku?
− Tak. Do tego czasu może uda mi się choć trochę wypocząć.
− Dobra… Więc, ten… Powodzenia w szukaniu prezentu. Wesołych świąt!
− Wzajemnie. Pozdrów Kuroko.
− Jasne!
Kagami uśmiecha się dziko, śmiesznie marszcząc przy tym brwi. Odwzajemniam uśmiech mimo woli. Stoję przy wejściu jeszcze chwilę, aż nie zaczyna robić mi się zimno. Nim odchodzę szukać dalej, widzę jeszcze, jak Kagami biegnie, aby zdążyć na autobus.
Zrobiło się trochę późno. Zagadałem się z Kagamim i wciąż nie wiem, co powinienem kupić. Została mi godzina, a jeśli odjąć prawdopodobne czekanie w kolejce, pół. Super. A może by tak powiedzieć Kiyoshiemu, że nie zasłużył na prezent…? Nie, to nie wchodzi w grę. Poza tym, że czasem mnie wkurza, dobry z niego gość. I facet. Mój facet. Kochający, miły dla innych (choć niekiedy aż za bardzo!), dobry w łóżku. Czego chcieć więcej?
Rozmyślanie o Teppeiu mi nie pomaga. Wręcz przeciwnie, mój nastrój pogarsza się. Nie ma powodu, dla którego Kiyoshi miałby nie dostać prezentu. Powinien dostać taki, aby wyrażał to, co do niego czuję. Tę całą wdzięczność i miłość, której nieraz nie potrafię mu okazać. To pewnie nieraz boli, więc tym bardziej zależy mi teraz na tym zakupie… Czas ucieka, a ja nie mam pomysłu. Skarpety, śmieszne kapcie w zwierzątka, nowa piłka do kosza, stringi? Nie, to wszystko jest zbyt proste, zbyt oczywiste. Kiyoshi zasługuje na coś lepszego. Tyle, że jestem tak beznadziejnym chłopkiem, że nie potrafię nawet wymyślić, co…
Zostało mi parę ostatnich sklepów. Muzyka świąteczna płynąca z głośników w całym centrum wywołuje u mnie mieszane uczucia. Ciężko mi się skoncentrować. Co powinienem zrobić?
*
Wracam do domu zły na siebie i cały świat. Kupiłem Kiyoshiemu najgorszy prezent na świecie! Jestem okropnym chłopakiem… Została mi już tylko godzina do przyjścia Teppeia, ponieważ za późno wyszedłem z galerii handlowej. Jak na złość, autobus odjechał mi tuż sprzed nosa. Ponadto, kiedy rozpakowuję zakupy spożywcze, okazuje się, że pierogi które kupiłem w supermarkecie, są po terminie ważności. Super. Idealna kolacja wigilijna, nie ma co. W tej sytuacji zazdroszczę Kagamiemu. Oni z Kuroko przynajmniej będą mieli co jeść… No, chyba, że Kiyoshi zadowoli się solonymi orzeszkami i krakersami.
Ogarniam mieszkanie na przyjście Teppeia. Zapalam lampki i inne ozdoby w domu. Pod małą, skromną choinkę upycham swój prezent dla niego, zapakowany w czerwony, ozdobny papier. Przynajmniej pakowanie mi się udało. Mogę sobie pogratulować…
Słysząc dzwonek do drzwi, czuję narastający niepokój. Akurat się przebrałem, dlatego przeczesuję jeszcze tylko włosy dłonią i gotowe. Idę do drzwi i otwieram Kiyoshiemu.
− Wesołych świąt, kochanie! – krzyczy od progu i niemal rzuca mi się na szyję. W ostatniej chwili odsuwam się na bok, w efekcie czego Teppei pada plackiem na podłogę.
− No wiesz co… − jęczy cicho, kiedy pomagam mu się podnieść. Otrzepuje spodnie, ściąga
 przemokniętą kurtkę i buty.
− Pada śnieg? – pytam, odwieszając część jego garderoby. Kiwa głową na potwierdzenie. W chwili, gdy wychodziłem z centrum handlowego nie padało, dlatego myślałem, że od wieczora się to nie zmieni.
− Dobra! To co, jemy coś? – pyta Teppei, uśmiechając do mnie promiennie. Splatam ręce na klatce piersiowej.
− Nie mam prawie nic do jedzenia – mruczę, odwracając wzrok. – Przez pomyłkę kupiłem nieświeże pierogi…
            − Nic się nie stało. Ważne, że się starałeś. Możemy zamówić pizze, ok?
            − J-Jasne – odpowiadam szybko i czym prędzej idę po telefon. Dzwonię pod numer naszej ulubionej pizzeri i zamawiam najlepszą pizz, jaką tam mają. W tym czasie Kiyoshi dokłada pod choinkę swój prezent dla mnie. Kątem oka zaobserwowuję, że jest o wiele mniejszy niż mój. Może jest i równie beznadziejny? Wtedy naprawdę bym się cieszył.
            Pizza przyjeżdża po dwudziestu minutach. W tym czasie rozmawiamy z Teppeiem trochę o ostatnich meczach naszej drużyny. Kiedy rachunek jest już zapłacony, zasiadamy do stołu, aby zacząć delektować się naszą wieczerzą Wigilijną.
            − Hej, Hyuuga – zagaduje Kiyoshi. Wciąż ma lekko zaczerwienione od zimna policzki. W gruncie rzeczy wygląda to całkiem ładnie. – Co dziś robiłeś przez cały dzień?
            − Aaa… To i owo… Byłem w centrum handlowym – odpowiadam wymijająco. – A ty?
            − W sumie nic ciekawego. Nudziłem się, nie mogłem się doczekać, aż się spotkamy.
            − A-Ah tak?
            − Jasne. – Kiyoshi wzrusza ramionami. – Tęskniłem.
            − Przecież widzieliśmy się wczoraj – przypominam mu nieśmiało.
            − Wiem, wiem, ale mimo to, brakuje mi cię, Hyuuga.
            Po tym wyznaniu zapada między nami niezręczna cisza. No ładnie! Od chyba naprawdę… Naprawdę-naprawdę mnie kocha! A ja…? Kupuję mu pierwszy lepszy prezent po całym dniu opierdalania się. Niedobrze. Nie chciałbym, aby się na mnie zawiódł…
            Przedłużam konsumpcję ostatniego kawałka pizzy o ile tylko się da, ale Teppei nie wydaje się zniecierpliwiony. Opiera podbródek o dłoń i wpatruje we mnie. Czuję się trochę niezręcznie. Przełykam ostatni kęs i wzdycham cicho.
            − To… teraz prezenty, tak?
            Kiyoshi kiwa głową. Wstajemy od stołu, brudne naczynia wkładamy do zmywarki i udajemy się do choinki. Każdy z nas bierze do rąk prezent dla siebie.
            − Otwórz pierwszy – nalega Kiyoshi, a ja czynię to z przyjemnością. Odpakowuję papier, a moim oczom ukazuje się…
            − No nie… Nie wierzę… Nie musiałeś!
            Czuję się wzruszony. Kiyoshi kupił mi brakujący element kolekcji moich figurek japońskich Shogunów. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek coś mu o tym wspominałem, ale nigdzie nie mogłem go dostać. – Musiałeś wydać na niego kupę kasy, głupku!
            − Eee tam. – Teppei macha od niechcenia ręką i odpakowuje prezent ode mnie. O nie… Serce podchodzi mi do gardła, kiedy papier ląduje na podłodze.
            − Mogę to zwrócić, jeśli ci się nie podoba… − mruczę cicho. Kiyoshi milczy, wpatrując się w swój prezent.
            − Jest piękny – stwierdza po chwili. Nogi uginają się pode mną.
            − Mówisz poważnie?
            − Oczywiście! Zawsze taki chciałem! Hyuuga, skąd wiedziałeś?
            Kiyoshi przyciska do piersi brązowy, świąteczny sweter w reniferki. Jestem zdumiony. Myślałem, że to badziewie, ale sklep z ubraniami miał najmniejszą kolejkę…
            − Ja…
            − Dziękuję, naprawdę jest super! – Zakłada go na siebie. Przy tej czynności jego włosy lekko się czochrają, więc pochodzę, aby mu je poprawić. Palcami układam niesfornie odstające kosmyki, a on wpatruje się we mnie, jakby z wyczekiwaniem.
            − Co jest? – pytam, lekko zirytowany.
            − A buziak…?
            Nie jestem w stanie mu odmówić. Staję na palcach i muskam delikatnie ustami jego wargi.
            − Wesołych świąt, Teppei.
            − Wesołych świąt, Junpei.

10 komentarzy:

  1. Cały czas gdy to czytałam miałam na twarzy wielki uśmiech! Naprawde nie mogłam przestać się szczeżyć. C: Ten Hyuuga ma wieksze problemy z wyborem prezentu niż ja (a to dość spore osiągnięcie, uwierz) I chociarz nie jestem zbyt wielką fanką tego parringu (wybacz yaoistyczna braci ale zawsze wolałam Hyuuge z Aidą. Może to dlatego że jest moją ulubioną bohaterką [z płci żeńskiej oczywiście ;) ]) to to opko bezsprzecznie wywołało cieplutkie puk-puk w moim serduszku! Pozdrawiam. Sowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że ci się podobało :D Dla mnie pisanie tego było jakby z życia wzięte, sama także mam problem ze znalezieniem odpowiednich prezentów co rok ;-;
      Również pozdrawiam i ściskam :3

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Troszkę długi komentarz, ale... Powytykałam takie normalne błędy, ale warto czasami, aby ktoś inny je zobaczył, bo samemu się ich nie zauważa. Wiem co mówię :)

      "Nie wiem, co bym zrobił, gdybym musiał czekać na tym cholernym mrozie pół godziny, aż jakiś autobus w końcu się pojawi…"
      "Do centrum udaje mi się dojechać w pół godziny."
      powtórzenie

      "(...)skasowanych samochodów."
      Takiego zwrotu używa się w mowie potocznej. Skasować to można tekst. Bardziej pasowałoby rozbite, bądź coś podobnego.

      "(...)w Sabwayu(...)"
      w Subwayu

      "(...)i korzystając z darmowego wifii, przeszukuję Internet w poszukiwaniu pomysłu na prezent. "
      pisze się Wi-Fi

      "(...)Kiyoshi nie chciał mi powiedzieć wprost, co czaiłby dostać."
      chciałby. Pokręciło ci się :)

      "Od wejścia od razu rzucają mi się w oczy plakaty z hasłami ogłaszającymi wyprzedaże, lub promocje typu dwie rzeczy w cenie jednej."
      Przed spójnikiem 'lub' nie pisze się przecinka.

      "Sztuczne święte Mikołaje, łańcuchy choinowe(...)"
      choinkowe

      "Może i ja powinienem kupić coś na naszą wigilię?"
      Wigilia, jako dzień poprzedzający Boże Narodzenie piszemy z wielkiej litery. Wigilia, np. moich urodzin lub koncertu piszemy z małej.
      "Pod paczą ma torbę(...)"
      Pachą. Znów ci się pokręciły literki :P

      " A tu: kolejki."
      Bez tego dwukropka byłoby lepiej.

      " W Maji Burger biorę sobie największego hamburgera(...)"
      W Maji Burgerze. Można to spokojnie odmieniać.

      "− Czemu nie jesteście tu razem? – pytam. Kagami szczerzy się głupio i unosi do góry reklamówkę, której wcześniej u niego nie zauważyłem. – Wczoraj zjadłem trochę tego, co miało być na wigilię, więc Kuroko się wkurzył i kazał mi iść do sklepu odkupić…"
      Między wypowiedzią Hyuugi a Kagamiego powinien być Enter.

      "Została mi już tylko godzina do przyjścia Teppeia(...)"
      Teppei'a

      "Dzwonię pod numer naszej ulubionej pizzeri i zamawiam naszą ulubioną."
      powtórzenie

      "Kiedy rachunek jest już uregulowany(...)"
      Uregulować rachunek można w restauracji. Bardziej pasowałoby zapłaciliśmy.

      "(...)delektować się naszą wieczerzą wigilijną."
      Tak samo jak przy słowie Wigilia.

      "Kiyoshi przyciska do piersi brązowy, świąteczny sweter w renifer ki."
      Nie powinno być spacji w słowie reniferki.

      Opowiadanko bardzo fajne. Chociaż nie lubię tej pary to przedstawiłaś to tak ciekawie, że aż się zakochałam w tym tekście. Uwielbiam świąteczne miniaturki :)
      wrotka

      Usuń
    2. Ueeh i tak to jest jak się sprawdza tekst tylko raz przed dodaniem ^^' Dziękuję za wskazanie błędów, sama jakoś wcześniej się ich nie dopatrzyłam, ale to chyba dlatego, że czytając, domyślnie wiedziałam, co powinno być napisane xD
      Mimo wszystko cieszę się, że się podobało ^^ Teraz mam małe opóźnienie, jeśli chodzi o dalsze pisanie (jestem chora i czuję się koszmarnie ;-;), ale wierzę, że wszystko jakoś się wyprostuje :)
      Pozdrawiam! :3

      Usuń
    3. Wiem co czujesz. Mam nadzieję, że nie obraziłaś się, że powytykałam. Taka już ma rola w Internetach... xD Sama jestem chora + jutro mam mecz, a mam 38.8 gorączki. Ehh... Łączmy się w chorobie! :) Szybkiego powrotu do zdrowia, bo czytelnicy czytają (tak to był taki mój joke, wiem, słaby ;-;)
      wrotka

      Usuń
  3. Małe literóweczki:
    Czary płaszcz(czarny), ozdoby nas oknem(nad), zjadłaś 'i' przy pierwszych fast foodach, wrzący tonę (warzący).
    Poza tym... super. Bardzo mi się podobało, a nie przepadam za tym paringiem. Przyjemnie się czyta, a fragmenty takie jak "torbą wielką jak jej dupa" rozbrajają xD
    Jeszcze mam jedno pytanko...co to znaczy pyrgać? XD Napisałaś to w kontekscie piżamy, więc wnioskuję, że rzucać.
    Miły shocik. Oby tak dalej i czekam na Proof of love :3
    ~Matka swoich dzieci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, zaraz poprawię błędy ^^'
      Miło, że ci się podobało :D A tak, pyrgać to takie potoczne rzucać xD Dodałam do opka trochę kolokwializmów, bo stwierdziłam, że jakoś tak... pasuje mi to do Hyuugi :3
      Proof of Love będzie niestety dopiero po świętach, ze względu na to, że teraz mam już i tak za dużo na głowie ;-; W dodatku zachorowałam, co nie ułatwia mi pisania ~
      No! I odpisałam na gg ^^
      Pozdrawiam i ściskam :3

      Usuń
  4. Ojeeej to takie kochane i świąteczne <33 No, było trochę błędów, ale olać to, w święta można ci wybaczyć. Nadal moim ulubionym z napisanych przez ciebie one shotów jest ten poprzedni, ALE to nie znaczy, że ten jest zły. Tak się wczułam w rolę Hyuugi. Znam to uczucie, kiedy każdy przechodzący obok ciebie człowiek staje się nagle okropny i nie lubisz go nawet jak go nie znasz, a każde zdarzenie irytuje. Chociaż nie rozumiem jak on może nie lubić kupowania prezentów D: Przecież to najlepsza część świąt! (oh well, co prawda mój portfel nie podziela tej opinii, ale...). I ta sytuacja z nastolatkami i "last christmas i gave you my heart"... Zupełnie jak ja :'D Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać, ale jak zwykle well done!:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    nic tylko tutaj się uśmiechać... chociaż trafił z prezentem, a Kagami gdzie to wszystko mieści ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń