VON (9x12)

Tytuł: VON
Parring: Nine x Twelve
Anime: Zankyou no terror
Opis: one-shot; miniaturka; dramat; romans; yaoi
Muzyka: https://www.youtube.com/watch?v=ZxnqSTzq6-w
*
            Chłopak o nieco przydługich, brązowych włosach, których pasma wywijały się każde w inną stronę, leżał na starej, zakurzonej kanapie, jakby bez życia. Przymierał głodem – nie miał w ustach nic od przeszło trzech dni, a w dodatku jego partnera wciąż nie było w ,,domu”. Oczywiście, to tylko takie słowo, bo miejsce, w którym się znajdował na pewno domu nie przypominało. Znajdą się ludzie, którzy zaraz wtrącą do tego swoje pięć groszy: ,,Przecież dom to pojęcie względne..! Dom jest tam, gdzie czujesz się dobrze. To twój własny kąt, nawet, jeśli jest nim melina pod mostem”. W tym przypadku i tak nie było to prawdą. Twelve marzył, aby wreszcie wynieśli się z ruiny, która nosiła tę śmieszną wręcz nazwę. Bo co to był dom? Nigdy w żadnym nie był, nigdy żadnego nie maił, więc ciężko było mu to stwierdzić.
            Kiedy oczy zaczęły mu się zamykać, a świat dookoła wirował, usłyszał znajome skrzypienie drzwi na parterze. Uniósł się lekko na łokciach i począł nasłuchiwać. Odgłos kroków na schodach, które rozchodziły się echem po opuszczonym budynku, zdradzał kto wreszcie się tu pojawił.
- Nine..! – zawołał Twelve słabym głosem, gdy zobaczył w oddali znajomą czuprynę kruczo-czarnych włosów i błysk okularów. Jego entuzjazm, niezrażony słabością, brzmiał w każdym słowie. – Czemu tak długo cię nie było? Miałeś jakieś problemy? Nie wracałeś na noc! Gdzie nocowałeś? Czy wszystko dobrze? – zadawał pytania z prędkością karabinu maszynowego, a Nine był wdzięczny opatrzności, że chłopak jest zbyt słaby, by podnieść się kanapy. W przeciwnym razie już dawno by się na niego rzucił i za nic nie chciałby wypuścić go z uścisku.
- Spokojnie… Jesteś osłabiony, a wcale mi na takiego nie wyglądasz! – zbeształ chłopaka Nine, podchodząc do niego. Nachylił się nad nim i musnął jego wargi swoimi. – Stęskniłem się. – mruknął.
- Ja też! Jak zwykle. Nie mogę bez ciebie wytrzymać! Wiesz jak tu nudno?! – jęczał Twelve. W głębi duszy poczuł ulgę, że nic nie stało się jego partnerowi.
- Myślę, że mogę to sobie wyobrazić. Jednak i ty wiesz, jak się sprawy mają.
- Mhmm… jasneee. – westchnął Twelve i odchylił głowę w tył. – Umieram z głodu. Przyniosłeś coś?
- Sam sprawdź. – mruknął ciemnowłosy i podał chłopakowi plecak, który dotychczas spoczywał bezpiecznie na jego plecach. Twelve grzebał w nim przez chwilę, po czym wyciągnął z niego bochenek czerstwego chleba, trochę szynki i dwa dorodne jabłka.
- Tylko tyle? – zdziwił się odwracając pusty już plecak do góry nogami i potrząsając nim.
- To ty masz smykałkę do kradzieży. Mnie to nie bawi. Nie marudź, tylko jedz. Weź też moją porcję.
- Hee? Jak to?
- Jadłem wczoraj. Nic mi nie będzie.
            Twelve przymrużył lekko oczy. Nie chciał, żeby Nine był głodny. Lecz nim się spostrzegł, całe jedzenie, prócz jednego jabłka, wylądowało w odmętach jego żołądka. Na koniec oblizał się ze smakiem i podsunął owoc czarnowłosemu, który przyglądał mu się z lekkim uśmiechem na jasnych ustach.
- Co? Już się najadłeś? – Chłopak niepewnie skinął głową. – Kłamca. – stwierdził Nine, lecz wziął od bruneta jabłko. Ugryzł je i natychmiast tego pożałował. Smak owocu tylko bardziej pobudził jego żołądek.
Sam nie mówił prawdy. Ostatni raz jadł wtedy, kiedy Twelve, nie licząc paru jagód, jakie udało mu się znaleźć w lesie w drodze powrotnej.
Po pomieszczeniu rozległo się głośne burczenie.
- No proszę proszę. – Brunet zmierzył Nine morderczym spojrzeniem. – Jadłeś wczoraj, tak?
- To nieważne.
- Ważne.
- Nie.
- Nine! Czyś ty już całkiem zgłupiał? Chcesz się zagłodzić?? – Tweleve podniósł głos i poderwał się z sofy. Po zjedzeniu posiłku przybyło mu sił. Chwycił przyjaciela za ramiona i zaczął nim potrząsać. – Głupi głupi głupi Nine! Przecież mogliśmy się podzielić! Wystarczyło tylko…
- Dość. – przerwał mu Nine. Chwycił jego nadgarstki unieruchamiając go tym samym. – Teraz liczysz się tylko ty, rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem. – powiedział cicho Tweleve i wyrwał z uścisku. Odszedł tak daleko, jak tylko pozwoliło mu umęczone mijającą już chorobą i głodem ciało. Zatrzymał się przy podłużnym stoliku przy oknie, na którym stał laptop, kilka telefonów i parę innych drobnych gadżetów. Wszystko, czego potrzebowali w swoich wielkich planach. Oparł się o blat, odwrócony tyłem do Nine. Tamten nie mógł patrzeć długo na smutek chłopaka, który mimowolnie malował się na jego stroskanej twarzy. Podszedł do niego i wtulił brodę w zagłębienie jego szyi, zaciągając się przy tym zapachem migdałów.
- Przepraszam, Twelve. Ja tylko… kocham cię.
- Wiem, idioto… wiem… -  po jego policzkach spłynęło parę łez. – Ale ja też się martwię. Wychodzisz i nie wracasz przez trzy dni, a ja nie mogę spać spokojnie, bo cały czas myślę, czy ciągle żyjesz. A jak myślisz, długo będziesz tak żyć? Głodny, zmęczony i…
- Cii. Nie mów już nic. Będę o siebie dbać, dobrze? – szepnął Nine i przygryzł płatek ucha partnera. Tamten wzdrygnął się, czując ten drobny gest, który tak uwielbiał.
            Nagle odwrócił się do czarnowłosego tak, że miał go przed sobą. Wyciągnął ręce i oplótł je na jego szyi, tym samym przyciągając do siebie. Ich wargi dzieliły od siebie milimetry, jednak brunet nie pozwolił, aby się złączyły.
- Chcę się z tobą kochać, Nine. – powiedział, posyłając mu najbardziej zmysłowe spojrzenie, na jakie było stać jego lekko zaczerwienione od płaczu oczy.
- Nie możemy. – westchnął ciężko chłopak. – Jesteś świeżo po chorobie. Twój stan zdrowia…
- Mam to gdzieś. Chcę cię w sobie. Nie każ mi powtarzać. – powiedział dobitnie Twelve i ostatecznie pocałował kochanka w usta, łącząc ich języki w tańcu namiętności. Nine nie mógł dłużej się opierać. Wobec próśb, a raczej rozkazów Twelve’a czuł się całkowicie bezbronny, mimo, iż to on był w łóżku górą. Po omacku wyszukał z tyłu partnera laptop, który wyłączył ze stanu uśpienia. Nie minęła chwila, kiedy z jego głośników popłynęła cicha, melancholijna piosenka, tak bardzo znana im obu. Piosenka, która oddawała w pełni sens ich życia.
            Twelve na chwile odsunął się od czarnowłosego i uśmiechnął lekko.
- Co jest z tą piosenką? Włączasz ją ciągle, kiedy uprawiamy seks.
- Ja… ona po prostu pasuje. Nie przeszkadza ci to?
- Nie. Jest dobrze. Zawsze jest, kiedy przy mnie jesteś.
            W ciągu paru sekund przenieśli się na kanapę, zrzucając z siebie w międzyczasie ubrania. Słodka melodia otuliła ich nagie ciała, kiedy jak w amoku, błądzili rękoma po swoich ciałach w celu odnalezienia słabych punktów tego drugiego. Nie widzieli się stanowczo za długo, dlatego przesadna gra wstępna nie była im potrzebna. Wystarczyła muzyka, ciepło drugiego człowieka, parę namiętnych pocałunków i już byli gotowi na dalszą przyjemność.
            Nine ułożył bruneta na sofie w dogodnej dla siebie pozycji. Rozsunął jego nogi, mokrymi od śliny palcami wdarł się w otwór między jego pośladkami. Tamten westchnął cichutko i lekko się wzdrygnął.
- Bądź delikatny… Ostatnim razem nieco mnie naderwałeś. – jęknął i przyciągnął Nine do siebie. Ponownie go pocałował, pozwalając palcom na rozluźnianie jego odbytu. Zapach i nieco przyspieszony oddech kochanka pozwolił mu się odprężyć, dlatego też czarnowłosy nie zadawał sobie trudu zbyt długiego rozciągania partnera. Zamiast tego pochylił się nad nim jeszcze bardziej i oparł swoje czoło o czoło Twelve’a. Nakierował swoją męskość naprzeciw jego wejścia i zaczął napierać na nie powoli, acz stanowczo. Brunet jęknął przeciągle, kiedy chłopak był w połowie. Uwielbiał to uczucie wypełnienia, które odczuwał za każdym razem, gdy się kochali.
            Nine zmrużył oczy i wszedł w kochanka do końca. Ciepło i mięśnie zaciskające się delikatnie na jego członku o mały włos nie przyprawiły go o falstart. Już tyle razy uprawiali ze sobą seks, ale niemal każdy był inny. Inny, aczkolwiek równie wspaniały. Zacisnął zęby i zaczął powoli poruszać się w brunecie, który zarzucił ręce na jego szyję i oddychał głośno, od czasu do czasu tłumiąc jęk.
            Czując się pewniej, Nine przyspieszył. Mruczał cicho z przyjemności i drażnił jedną ręką sutki Twelve’a. Będąc na górze zawsze miał możliwość podziwiania piękna swojego partnera na nowo. Wdział go w stanie, w jakim nikt inny go nie oglądał. Zamglone spojrzenie przymkniętych do połowy brązowych oczu o długich rzęsach, blada skóra zarumieniona nieco na policzkach i te cudowne, pełne, rozchylone usta proszące się o pocałunki. Nie potrafił ich im odmówić. Złączył ich wargi, językiem łaskotał podniebienie bruneta, jednocześnie szybko poruszając biodrami, trafiał idealnie w prostatę. Wywoływał tym u partnera dreszcze przyjemności i stan uniesienia.
            Poczuł, jak od nadmiaru bodźców zaczyna mu być gorąco i słabo. Przyspieszył swoje ruchy jeszcze bardziej, a rozkosz jaką odczuwał potęgowały chętne wypchnięcia miednicy w jego stronę przez Twelve’a.
            Doszedł w brunecie, ale dopiero po jakimś czasie wysunął się z jego wnętrza. Rozłączył ich usta i chwilę wpatrywał się nieprzytomnym wzrokiem w odbyt Twelve’a z którego wypływała sperma i krew. Czyżby znów przesadził..?
            Z zaskoczeniem odkrył, że jego chłopak wciąż był pobudzony.
- J-Już koniec? – zapytał słabo, patrząc wprost w oczy Nine. – Ja jeszcze nie…
            Przerwały mu usta kochanka, które tym razem znalazły się na jego męskości. Krzyknął cicho i odrzucił głowę w tył. Czarnowłosy był w tym doskonały. Potrafił wziąć jego członka głęboko, aż do samego gardła, nie dławiąc się przy tym. Jedna ręką trzymał jego penisa u nasady, drugą zaś pieścił jądra. Językiem badał każdy kawałek prącia, by w finale móc wprawić gardło w drżenie. To wystarczyło, aby Twelve zamroczony przyjemnością spuścił się we wnętrzu jego ust.
- Przepraszam… - wydyszał brunet, gdy Nine przełknął już jego nasienie. – Wiem, że tego nie lubisz.
- W porządku. Nic się nie stało. – odparł czarnowłosy i ucałował zroszone potem czoło Twelve’a. Zaraz też wstał i chwycił koc leżący tuż obok, na krześle. Następnie ułożył się za partnerem i przykrył ich obu materiałem, wtulając nos w jego włosy. Ponownie dane mu było poczuć znajomy zapach migdałów.
            Obaj leżeli tak, że głowy zwrócone mieli do przeciwległej ściany, na której czerwonym sprayem były wymalowane trzy ogromne litery: VON. W tamtej chwili kontemplowali grafitii w ciszy, napawając się swą kojącą obecnością. Chwile, taki jak ta, nie zdarzały się często. Mieli przecież do wykonania swoje obowiązki i wiele, wiele innych rzeczy. Muzyka, na którą już od jakiegoś czasu nie zwracali uwagi ,wciąż uwalniała kolejne dźwięki w tle. Już od dawna nie było im tak dobrze. Zaspokojeni, wtuleni w siebie, spokojni. Zwykle żyli w pośpiechu, a momenty czułości przemijały równie szybko, jak się pojawiały.
- Wiesz Twelve, niedługo będziemy mogli opuścić to miejsce. Poczekamy tylko, aż całkiem wyzdrowiejesz, dobrze?
- Jasne. Już nie mogę się doczekać. Ten budynek źle mi się kojarzy.
- Nie tylko tobie.
            Na chwilę znów nastała cisza, zakłócana jedynie przez cicho płynącą, wciąż na nowo powtarzającą się tę samą piosenkę. Twelve odgarnął włosy, które zaczynały wchodzić mu do oczu i chyba po raz setny tego dnia rozejrzał się po pomieszczeniu. Białe, popękane ściany, zdobił tylko jeden napis grafitii. Pozostałe działały na niego dziwnie przygnębiająco,
            Mieli szczęście, że rozpoczynało się lato i na dworze było co raz cieplej. W przeciwnym razie, zamarzliby przez ogromną dziurę w dachu, która aktualnie wpuszczała do pomieszczenia ciepłe promienie zachodzącego słońca i przyjemny powiew wiatru.
- Nine… Myślisz, że nam się uda? – zapytał cicho Twelve i na moment wstrzymał powietrze w płucach.
- Oczywiście. – Jego kochanek był jak zwykle pewny siebie. Przycisnął go do siebie mocniej i przymknął oczy. – W końcu mamy siebie.
            Wtedy właśnie Twelve pomyślał, że zawsze miał przy sobie kogoś, kto potrafił uczynić miłym i przytulnym dom, który znajdował się w ruderze, taka jak ta. Wystarczyło tylko dobrze się rozejrzeć. I, oczywiście, mieć nadzieję.
***
Lisa: Wtedy spytałam…
Shibazaki: Hmm?
Lisa: Spytałam Nine, czego zawsze słuchał. Powiedział, że to muzyka z zimnego kraju… z Islandii. I wtedy… powiedział… że po islandzku V-O-N oznacza ,,nadzieja”.
 

1113612950835739c1o.jpg (1500×843)

4 komentarze:

  1. Ojeeeej!!! <33 Jakie to urocze i takie cudowne i aż tak mi ciepło na serduszku... Od początku do końca się uśmiechałam. Bardzo przyjemny shot...
    A anime oglądnęłam w jeden dzień XD Wielkie dzięki za polecenie, bo się w nim zakochałam... Wiedziałam, że w tym poprzedni shocie były spoilery, ale w życiu bym nie pomyślała, że jednym z nich będzie śmierć Twelve'a... T^T I Nine'a też T^T Tak strasznie ryczałam, że masakra... I te ostatnie słowa Nine'a "Pamiętaj, że żyliśmy"- one były takie piękne... Ale dziwne, że udało mi się przeczytać, bo wszystko mi się rozmazywało przez łzy... :C A potem ta Lisa wyjechała z tym, że VON oznacza nadzieję...Wtedy kompletnie się rozkleiłam... Mega smutne i piękne anime... Kocham cię za to, że dzięki tobie je oglądnęłam <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też ciepło na serduszku, gdy mogę czytać takie cudne komentarze <3 Ja również uśmiechałam się przy pisaniu, przywiązałam się do tego shocika... No, jestem całkiem zadowolona z efektu ^^
      Fajnie, że obejrzałaś ZnT :DD Bo, moim zdaniem, jest to naprawdę świetne anime <3 I nie martw się, też ryczałam xDDD Ale cóż, wrażliwość ma i swoje dobre strony :)
      Pozdrawiam i ślę tulaski na poprawę humoru ^^

      Usuń
  2. To było taaakie piękne! Przynajmniej to co przeczytałam. Oj, bo dźećku nie mająćemu jeśće 18 latek nie wolno było psecytać całości *rumieni się i bezradnie macha rękami* Sowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    tekst wspaniały, cały czas się uśmiechałam, tęsknił za partnerem i martwił się o niego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń