19.09.2015

Freedom (9x12)

Tytuł: Freedom
Parring: Nine x Twelve
Anime: Zankyou no terror
Opis: one-shot; dramat; romans; shounen-ai
Od autork: Yo kochani! Nie jestem dzisiaj w stanie napisać wam tu czegoś konkretnego, ponieważ dopiero co skończyłam shota. Uważam, że jest bardzo emocjonujący, szczególnie dla czytelników o słabszych nerwach. Nie chodzi o jakieś oznaczenia, typu 18+, ale o miłość w całej swej istocie. O jej ulotność i o to, jak jest ważna. Czy po odejść z tego świata wciąż nam będzie towarzyszyć? Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami po przeczytaniu tego opka ^^ Byłabym wdzięczna za wszelkie komentarze i oceny (pod postem możecie zaznaczyć, jak wam się podobało. Nie trzeba być do tego zalogowanym). Na osłodę życia przypominam, że drugi rozdział ,,Proof of love” już we wtorek <3
Muzyka: https://www.youtube.com/watch?v=luM6oeCM7YwUwagi: Shot stworzony w oparciu o ostatni odc. serii. Wersja bez korekty. Wersja z korektą - 21.09.15r.
*
            Mamy specjalne ogłoszenie… Według informacji, jakie właśnie dostaliśmy, terroryści…
 
            Grupa terrorystyczna ,,Sfinksy” wydała ogłoszenie, a rząd obecnie stara się…
 
Nastąpiło ogłoszenie, że dzisiaj o 22:00 zostanie zdetonowana bomba atomowa…
    
            Na ulicach panuje ruch. Wszyscy się śpieszą. Paraliżuje ich strach. Dzieci trzymają się kurczowo swoich rodziców, natomiast ci uważają, by nie zgubić ich w tłumie. Życie jest cenne. Nic dziwnego, że każdy chce chronić swoje i najbliższych. Gdyby tylko wiedzieli…
            Nie trudzę się, żeby odnaleźć swojego partnera. Z resztą, on i tak już nie jest mój. Nie mam prawa tak o nim myśleć. Wiele się zmieniło. Osoba, która początkowo miała wnieść w naszą egzystencję odrobinę radości, zabrała mi ją bezpowrotnie.
            Lisa.
            Nie mam jej tego za złe. Jest naprawdę miłą i sympatyczną dziewczyną. Trochę niezdarną, ale to czyni ją uroczą. Ona mi cię odebrała, Twelve.
            Wybacz mi, proszę. Nie jestem wiele wart. Nie tyle, co ona. Dlatego proszę, zostań z nią… Zaopiekuj się. Inaczej wszystko pójdzie na marne. Tak będzie dla ciebie najlepiej.
            Z ruchliwej, zalanej kolorowymi światłami ulicy wchodzę w nieco mniejszą, całkowicie opuszczoną. Tutaj nie ma już nikogo. Idę wolnym, ale ciągle tym samym, stanowczym krokiem. Spełnię nasze marzenie, choćby nie wiem co.
            Już jako dzieci wyobrażaliśmy sobie prawdziwą wolność. To niesamowite. Udało nam się uciec z miejsca, pozornie całkowicie odizolowanego od reszty świata. Już wtedy utwierdziło mnie to w przekonaniu, że z Tobą u boku mogę dokonać absolutnie wszystkiego.
            Kocham cię, Twelve. Ale nie jestem jedyny. Nasz związek już dawno przestał istnieć. Dla niej. Dla niej.
            Nie mam prawa oponować. Na co mi się to zda? Prawdopodobnie nic się nie zmieni. Chciałbym chwycić cię w ramiona i już nigdy nie pozwolić ci odejść. Jednak dobrze wiem, że to niemożliwe.
            Jedyne, czego pragnę, to twoje szczęście. A jeśli ona ma ci je dać, to proszę bardzo. Usunę się. Tylko błagam, nie daj mi więcej patrzeć w swoje smutne, zapłakane oczy. Inaczej ja…
 
            Kiedyś, naprawdę dawno temu, prowadząc raczej koczowniczy tryb życia, byliśmy obaj bardzo szczęśliwi. Nie zawsze było dobrze, bywały i złe chwile. Jednak umieliśmy sobie z nimi radzić Mieliśmy przecież siebie.
            Pierwszy raz wyznałem ci miłość właśnie tutaj, w tym mieście. Przebywaliśmy w naszym marnym, tymczasowym mieszkanku. Snuliśmy plany na przyszłość. Przyszłość, którą mieliśmy spędzić wspólnie.
- Nigdy nie chcę cię stracić. – powiedziałem, nie patrząc na ciebie. Zbyt dużą uwagę poświęcałem czyszczeniu okularów specjalną ściereczką przeznaczoną do tego celu.
- Co ty gadasz, głuptasie. – zaśmiałeś się i opadłeś na kanapę, tuż obok mnie. Wsunąłem okulary na nos.
- Kocham cię.
            Myślałem, że to było oczywiste.
            Zawsze i wszędzie razem.
            Tylko my dwaj.
            Twoja mina mówiła mi całkiem co innego. W gruncie rzeczy wyglądałeś przezabawnie. Otworzyłeś szeroko usta, jakbyś próbował coś z siebie wykrztusić. Niestety, bezskutecznie. Nie wydobywał się z ciebie żaden dźwięk, a napięcie między nami z każdą chwilą rosło.
            W końcu zamknąłeś wargi, by chwilę potem znów je otworzyć. Zupełnie niczym ryba.
- Nine… - wyszeptałeś, ale co mogłeś więcej? Odpowiedzieć mi tym samym? Nie byłeś przygotowany na takie wyznanie. Nie wtedy. – Ja…
- Nie musisz nic mówić. – westchnąłem ciężko. – Przepraszam, myślałem, że wiesz.
            Nie wiedziałeś.
            Mimo, że było mi przykro, starałem się zachowywać obojętność. Nie chciałem stracić przyjaciela.
- Nie przepraszaj. Nie za to.
            Uśmiechałeś się słabo i ku mojemu zdziwieniu, nachyliłeś się do mnie i złączyłeś nasze wargi w lekkim przelotnym pocałunku. Przez otwarty lufcik w rogu pomieszczenia wpadał do pomieszczenia wątły blask księżyca. Pachniałeś pomarańczami. Ten zapach był wyjątkowy. Doskonale do ciebie pasował.
            To był tylko moment. Jedna, przewrotna chwila i czar prysł. Ale słowa, które później wypowiedziałeś dały mi nadzieję. To jest chyba w tym wszystkim najgorsze, wiesz?
- Uśmiechnij się, Nine. Daj mi czas. Wtedy pokocham cię tak, jakbyś tego chciał.
            Poszedłeś wziąć prysznic, a na moich wciąż wilgotnych od pocałunku ustach rzeczywiście wykwitł uśmiech.

            Sam nie wiem, kiedy dotarłem aż tu. Ogromny, opuszczony, przeszklony budynek. Z ostatniego piętra rozpościera się przede mną zapierający dech w piersiach widok. A za chwilę będzie jeszcze lepiej.
            Sprawdzam czas.
            Zostało mniej niż trzy minuty.
            Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, żebyś teraz tu ze mną był. Sami, we dwoje. Wolni. Patrzący na to, jak spełnia się nasze marzenie.
            Tak pięknie...
            Przez nagły blask, który rozdarł ciemność nocy, jestem zmuszony zmrużyć oczy. Oślepiająca biel w ciągu ułamka sekundy rozprzestrzenia się ponad całe miasto. Siła wybuchu dosłownie zmiata z nieba chmury. Po chwili biel przemienia się w krwisto czerwoną czerwień przeplatającą się z odcieniami złota i karminu.
            Na raz zapada całkowita ciemność. Z nieba znikają kolory, aby po chwili mogły rozkwitnąć w całej swej okazałości pod postacią zorzy polarnej. Brak prądu w całej aglomeracji tylko podkreśla te niecodzienne widowisko. Jest tak cudownie! Dokładnie tak to sobie wyobrażałem. Śniłem o tym widoku wiele razy. O ciemności, o kolorach, o wolności.
            O tobie.
 
            Po paru dniach wszystko wróciło do normy. Czy jednak na pewno nic się nie zmieniło? Wracam do naszej porośniętej bluszczem kryjówki. Czuję, że powinienem coś zrobić.
            Nie można tak po prostu zapomnieć o przeszłości. Trzeba o niej pamiętać i pilnować, aby historia, jeśli była zła, nie powtórzyła się.
            Kończę wbijać w ziemię drewniane kołki. Mają one pełnić rolę cmentarnych nagrobków, a raczej pomników. Na każdym z  nich zapisany jest numer. Pamięć o tamtych dzieciach nie zginie. Nie dopuszczę do tego.    
            Odrzucam za siebie młotek i w ciszy przypatruje się swemu dziełu. Słyszę ćwierkanie ptaków, szum drzew i… coś jeszcze.
            Odwracam się w stronę, z której dobiegają mnie znajome odgłosy.
            To wy.
- Nine…
- Użyłeś granatu ręcznego na autostradzie Shuto, prawda? – pytam. Nie chcę, żeby nasza rozmowa zbiegała na jakiekolwiek inne tematy. Nie przy niej. – Jesteś jedyną osobą, która zrobiłaby coś takiego.
            Tak. Jestem pewien, że jesteś jedyną osobą, która byłaby gotowa mnie uratować. Tak, jak wtedy.
- Mam u ciebie dług. – stwierdzam, przymykając oczy.
            Lisa uważnie nas obserwuje. Przenosi wzrok od ciebie na mnie i z powrotem. W końcu wyczuwa, że napięcie w powietrzu spada, aż w końcu znika zupełnie. Uśmiecha się.
            Resztę popołudnia spędzamy razem. Gramy trochę w piłkę, ciesząc się spędzanym razem czasem jak dzieci. Słuchamy muzyki, rozmawiamy. Oddaję na chwilę Lisie mój odtwarzacz MP3. Dziewczyna wciska białe słuchawki do uszu i kołysze się w rytm płynącej z nich piosenki. Wstaję, aby rozprostować trochę kości.
            Siedzisz niedaleko, tuż pod drzewem. Masz zamknięte oczy i wsłuchujesz się w śpiew ptaków. Twoje włosy falują lekko na wietrze, a po twarzy błądzą promienie zachodzącego słońca. Podchodzę bliżej i siadam tuż obok ciebie. O dziwo wcale nie jesteś zaskoczony. Leniwie uchylasz powieki i patrzysz na mnie.
- Czemu odszedłeś, Nine? – pytasz cicho. Mam wrażenie, ze wszystkie ptaki umilkły.
- Wcale nie odszedłem – tłumacze się – Po prostu chciałem dać wam trochę prywatności.
- Po co?
- Nie wiesz? – patrzę na ciebie, jak na idiotę. Uśmiechasz się leniwie/
- Nie.
- Przecież ty i ona…
- Nine. – przerywasz mi stanowczo. – Ty naprawdę jesteś głupi… Okulary nie uczynią cię mądrzejszym, zapamiętaj sobie.
- He? – jestem zdezorientowany. O czym ty mówisz?
- Żarcik. Naprawdę myślałeś, że ja i Lisa kręcimy ze sobą?
            Niepewnie kiwam głową. Przecież to widać!
- Nine, Nine, Nine… Dałeś mi czas. Dlatego teraz śmiało mogę stwierdzić, że…
            Przerywa ci odgłos kroków. Zrywamy się do góry w tym samym czasie, aby móc stanąć oko w oko z reprezentantem policji – detektywem Shibazaki we własnej osobie. Znajdujemy się naprzeciw siebie, mierzymy wzrokiem. Czuję, jak niepewnie chwytasz mnie za rękę. To dodaje otuchy nie tylko tobie, ale i mnie.
- Wreszcie udało mi się tutaj dostać.
            Niebo nad nami przybiera barwę granatu. Gdzieniegdzie przez korony drzew przebijają się pomarańczowo-różowe prześwity. Tylko dzięki nim jesteśmy w stanie wciąż wierzyć, że słońce dopiero co zaszło.
 Lisa stoi w pewnej odległości od nas i przygląda się sytuacji z niepokojem. Widzę, jak w jej wielkich, orzechowych oczach zbiera strach.
- Tutaj się wychowaliście… - stwierdza Shibazaki i rozgląda się ciekawsko wokół. – To jest miejsce, które chcieliście nam pokazać, prawda?
            Chcąc nie chcąc, zgadzam się z każdym jego słowem.
- Przez ten incydent macie uwagę wszystkich. Czym są Sfinksy i skąd się wzięły? Media na całym świecie będą chciały wiedzieć. Jeśli zostaniecie złapani, wszytko wyjdzie na jaw.
            To zadziwiające, ile ten człowiek o bystrym spojrzeniu o nas wie. Zasługuje na szacunek. Wiem, że ty też tak myślisz.
- Tym razem sprawa miała dość duży kaliber i nie może być dłużej ignorowana. Stworzenie takich warunków… To był wasz cel. Od początku planowaliście moment, w którym was złapią.
- Była jeszcze jedna sprawa. – odzywasz się nagle. Mówisz spokojnym głosem, lecz wciąż czuję uścisk twojej dłoni na swojej.
- Potrzebowaliśmy kogoś, kto rozwiąże nasze zagadki i w końcu nas złapie. – dokańczam. – Shibazaki, byłeś Edypem.
            Detektyw uśmiecha się pod nosem i na moment przymyka oczy. Czyżby rozkoszował się zwycięstwem? Ale cóż to za zwycięstwo, kiedy wszystko tak naprawdę było zaplanowane? Nasza przegrana, jego triumf.
            Nagle otwiera oczy i wyjmuje pistolet. Jego koniec jest w nas idealnie wycelowany.
- Sfinksy, aresztuję was!
            Lisa sprawia wrażenie, jakby miała zaraz stracić przytomność. Zbladła, przyciska dłonie do piersi i spuszcza lekko głowę. Patrzysz na nią z czułością.
- Ona jest tylko zakładniczką. – mówisz. Dziewczyna podnosi na nas swój zdziwiony wzrok. Do jej oczu napływają łzy. - Proszę ją chronić…
            Nagle Shibazaki wstrzymuje oddech i zwraca wzrok ku niebu.
- Co?!
            Pęd powietrza, który wytwarzają helikoptery nad naszymi głowami rozwiewa ci włosy. Wznosisz zdezorientowane spojrzenie w górę. Ja czynię podobnie.
- Niemożliwe! Co tu robią siły USA?! – krzyczy Shibazaki. Jego głos zagłusza głuchy warkot ogromnych maszyn zawieszonych w powietrzu. Całe szczęście, że przewidziałem, iż coś może pójść nie tak! Powoli unoszę w górę detonator. Chcę, aby każdy go dokładnie widział. Staram się zachować opanowanie i obojętność. Puszczasz moją dłoń. Nawet ty o tym nie wiedziałeś.
- To jest detonator! – usiłuję przekrzyczeć hałas. Wiatr szarpie mi włosy i rozwiewa wokół suche liście. – Niestety bomba atomowa już nie istnieje. W tym kraju jest ich jednak dużo więcej! Bomba jest w jednych z takich miejsc… Jest w elektrowni atomowej!
            Wszyscy są zaskoczeni. Wszyscy, łącznie z tobą. Czy mi się zadaje, czy widzę malujący się na twej twarzy lęk..? Nie musisz się bać, Twelve. Zobaczysz. Wszystko będzie dobrze.
- Jeśli siły USA się nie wycofają, zdetonuję to!

            Na… to… wygląda…  Tak właśnie powiedział…

            Wykonujcie swoje rozkazy..!

            Ale to…

            Samo istnienie człowieka, który zna prawdę o sprawie na lotnisku i na autostradzie Shouto jest dla nas kłopotliwe… Nawet, jeśli bomba jest prawdziwa, nic na to nie poradzimy…

            … Tak jest…

            Nie zabijajcie detektywa. Jeśli oskarży rząd japoński odciągniemy od siebie trochę uwagi.

            Zrozumiano.

            Mój świat zawala się nagle i niespodziewanie. Byłem naprawdę mądrym człowiekiem… takim, który zawsze znajdzie wyjście z każdej sytuacji. Przewidzi wszystko, co może pójść nie tak i zabezpieczy się na taką okazję. Przynajmniej tak mówił mi Twelve.
            Mój słodki, ukochany Twelve. Ten sam Twelve, który ciągle na mnie patrzy. Teraz już całkiem pustym wzrokiem, wypranym z emocji. Wygląda, jakby usiłował do mnie podejść. Lub chociaż coś powiedzieć.
            Coś go powstrzymuje.
            Może ten przeraźliwie głośny trzask ma z tym coś wspólnego? Ten dziwnie znany dźwięk odbija się echem w mojej głowie. Jest coraz głośniejszy. Dociera do mnie coraz więcej nowych rzeczy.
            Nie jestem mądry, inteligentny, nie potrafię przewidywać.
            Jestem nikim. Nikim bez ciebie.
            Mój Twelve… A raczej jego brutalnie pozbawione życia ciało, które upada na ziemię. Ciało, które krwawi na piersi. Ciało, któremu pocisk wyrwał ostatni dech.
            Ogarnia mnie panika. To uczucie jest tak silne i tak czyste, że nie mogę nad sobą zapanować. Shibazaki i Lisa wstrzymują powietrze. Są przerażeni.
            A ja…?
            Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Podchodzę do ciała Twelve’a na drżących nogach, które nie są już w stanie dłużej utrzymać roztrzęsionego torsu. Padam przy nim na kolana. Wstrząsa mną płacz. Łzy niekontrolowanie płyną z moich oczu, po policzkach, brodzie i spadają na ziemię. Nie jestem w stanie przełknąć ogromnej guli w gardle. Krzyczę dziko, jakby miało to coś zmienić.
            Straciłem swoją maskę obojętności. Straciłem ciebie, Twelve. A zaraz… zaraz sam stracę życie.
            Po chwili podnoszę się z kolan. Rozpacz chwilowo ustępuje miejsca wściekłości. Chcę wcisnąć czerwony guzik, który dzierżę w dłoni, ale czyjś głos odwodzi mnie od tego pomysłu.
­- Czekaj! – Shibazaki podbiega do mnie, ale ja nie odrywam pełnego nienawiści wzroku od amerykańskich żołnierzy skrytych w helikopterze. Mierzą do mnie tą samą bronią, którą zabili miłość i sens mojego życia.
- Nie strzelać! – drze się detektyw i zasłania mnie własnym ciałem. – Pozwólcie mi z nim porozmawiać!
            Odwraca się twarzą do mnie bladnie lekko na twarzy widząc, jak na niego patrzę. Swoją złość przelewam teraz na niego. Ale on znowu wie, jak mnie rozbroić. Wie doskonale, co powiedzieć.
- W sądzie odkryję całą prawdę..! Opowiem o sprawie, dla której poświęciliście swoje życia! Tego chcesz, prawa? Chcieliście tego razem.
            Poddaję się. Doskonały z niego przeciwnik. Lecz od tej chwili… To przyjaciel.
            Rzucam mu detonator  spoglądam na niego przychylniej. Czuję na policzkach zaschnięte łzy. Jeśli się nie powstrzymam, zaraz popłyną kolejne.
- Zostawiam wszystko twoich rękach. Jesteś dobrym człowiekiem.
            Shibazaki otwiera lekko usta ze zdziwienia. Chyba nie spodziewał się, że naprawdę uda mu się mnie przekonać.
            Nagle moją czaszkę rozsadza ból. Pulsuje z każdą chwilą co raz bardziej, aż w końcu obraz zaczyna mi się rozmywać. Chwytam się za głowę, ciągnąć przy tym swoje włosy.
- Hej… Pamiętaj o nas… Pamiętaj… że żyliśmy.

            Ostatnie, co widzę to piękne, ciemne, granatowo-różowe niebo, a na jego tle dwa ptaki odlatujące hen w dal. Czemu w tej chwili potrafię myśleć tylko o nas?
Nee, Twelve… Teraz będziemy naprawdę wolni, wiesz?

Nine and Twelve


6 komentarzy:

  1. To jest piękne! Nie znam samego anime, ale to opowiadanie bardzo mi się podoba. Więcej nie napisze, bo raz jestem porażona świetnością tego tekstu a, dwa padam na pysk (raczej dziób, ale mniejsza z tym) a, świadmość, że jutro poniedziałek przyprawia mnie o dreszcze :b Sowa
    Ps. O jeny czemu każdy mój komentarz czy to w necie czy w prawdziwym życiu musi się kończyć moim narzekaniem na niewyspanie! Przepraszam za to. ;__;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak apropo obrazka który to Twelve a, który Nine? Sowa

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz :3 Jeśli nie oglądałaś zankyou no terror, to serdecznie polecam! I nie martw się, ja też na to narzekam :'')
      A co do obrazka, Twelve stoi po lewej, a Nine po prawej :D

      Usuń
  2. Szczerze powiedziawszy miałam zamiar nie czytać tego opowiadania, bo stwierdziłam, że nie znam tego tytułu, więc po co? Potem zobaczyłam, że polecasz to anime i pomyślałam: "Już wiem! Oglądnę je i potem przeczytam!". Ale nie wytrzymałam i może z nudów, a może po prostu cieszyłam się z kolejnego opowiadania napisanego Twoim piórem, ale przeczytałam, z nadzieją, że nie ma tam żadnych spoilerów. Szczerze powiedziawszy nadal nie wiem czy jakieś są, bo nie wiem co jest fikcją, co wydarzyło się naprawdę, a co nie, nie znam postaci i wgl nie wiem o co chodzi, ale whatever XD
    Jako osoba nie znająca tego tytułu nie mogę za wiele powiedzieć o tym, czy zmieniłaś charaktery postaci, czy coś się nie zgadzało itp, ale samo opowiadanie jest cudowne! ♥.♥
    Rly... Uwielbiam takie oneshoty tego typu... Kiedy narracja jest pierwszoosobowa i osoba mówiąca zwraca się do kogoś... A ty to tak pięknie zrobiłaś... No niczym jakiś poemat :o Naprawdę cudowne... Prawie czułam ten smutek i tęsknotę tego Nine'a... i to było takie cudooowneee.... Rozczulam się nad tym :")
    "Ale słowa, które później wypowiedziałeś dały mi nadzieję. To jest chyba w tym wszystkim najgorsze, wiesz?" ---> kocham ten fragment. Bezwzględnie go kocham. Takie prawdziwe... I ten żal tego Nine'a... Omg.... Z każdym opowiadaniem mam wrażenie, że piszesz coraz lepiej! XD Ja naprawdę czekam na dzień, kiedy Twoja książka stanie na półce w księgarni (o ile masz takie ambicje, marzenia, czy coś... xd) i co tam, że nie znam twojego imienia i nazwiska, więc jak tak się stanie, to pewnie nie będę o tym wiedziała :") Wracając...
    A potem okazało się, że to jednak nie tak... I jednak będą razem!
    A potem ta śmierć... I taka załamka, że o co wgl chodzi, halo, on ma wracać do życia...
    A potem Nine też umarł...
    I będą razeeeemmmm <33
    Masterpiecee! :<<
    Jeny, ile emocji... Niesamowite opowiadania c;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za pierwszym razem również przeczytałam 9x12 wgl nie znając anime xDD To właściwe ten shot, który czytałam zachęcił mnie do obejrzenia serii i mam nadzieję, że z tobą będzie podobnie, bo anime jest naprawdę super ^^
      I tak... spojlery są XDDDD ale nie powiem gdzie, więc to tak, jaky ich nie było...tak? XDDD
      Mi też było fajnie pisać to opowiadanie :D Cieszę się, że dobrze wyszło i ze ci się podobało ^^
      I mi też podoba się ten fragment xDD jestem z siebie dumna, że cos takiego napisałam B|
      Tak tak... mam ambicje o własnej książce *^* ale póki co... brakuje mi czasu, aby zacząć na poważnie o tym myśleć xD Wiążę jako tako z pisaniem swoją przyszłość, więc jeśli będę coś wiedzieć... poinformuję z pewnością :3
      Z Zankyou no Terror planuję jeszcze wstawić miniaturkę w sobotę (mam już ją napisaną :D) i nawet jeśli nie zdążysz do tego czasu obejrzeć anime (które swoją drogą ma tylko 11 odc. xD) to powinnaś załapać, o co chodzi. Pewne kwestie mogą być ciut zagmatwane, ale są one nieistotne. Jak już wspomniałam, to tylko miniaturka. Od razu piszę, że będzie bardzo... miłosna xD ^^ I jeśli to opko jeszcze nie sprawiło, że zaczęłaś znt to kolejne na pewno sprawi xD ^^
      Pozdrawiam i ściskam :*

      Usuń
  3. Hej,
    wspaniały tekst, bardzo dobrze to opisałaś, czyżby obaj jednak zginęli, Tvelve chciał być z nim...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń