17.03.2015

Straight to the heart (MakiKou)

Tytuł: Straight to the heart
Parring: Makishima x Kougami
Anime: Psycho Pass
Narracja: pierwszoosobowa
Muzyka: https://www.youtube.com/watch?v=sKFjz14f2fk
*
   Skąd wiedziałem, że to on stał za tymi przestępstwami..? Cóż, jedni nazywają to przeczuciem, inni instynktem, ale znajdą się pewnie i tacy, którzy nazwą to miłością.
   Już w czasie rozwiązywania sprawy chodziły plotki, że mam obsesję na jego punkcie. Czy jednak rzeczywiście ją miałem? Nie mnie to oceniać. Cokolwiek nie powiem, można to potraktować jako błahą wymówkę, dlatego przemilczę ten temat.
   Są na tym świecie przekonania, które mówią, jakoby każdy z nas miał na świecie swoją drugą połówkę. Osobę, która jest dla nas przeznaczona. Ponoć każdy ją spotka - prędzej, czy też później. Uległem tej teorii już dawno i teraz śmiało mogę stwierdzić, że on był dla mnie własnie kimś takim. Moja druga połówką.
   Ja i on - niczym światło i mrok. Z natury byliśmy niemal identyczni. To los sprawił, że wybierane przez nas decyzje doprowadziły do takiego, a nie innego końca. Mieliśmy inne poglądy, przekonania, idee. A mimo to patrzył na mnie swoimi pięknymi, zamyślonymi oczami. Cisza miedzy nami nigdy nie była krępująca. Była dla nas wytchnieniem, o które walczyliśmy.
   Było nam trudno. Z resztą, komu by nie było? On - morderca, ja - pies gończy. Tylko tyle. A jednak tak wiele.
   Nasz pierwszy pocałunek był zarazem ostatnim. Makishima Shougo poległ otoczony soczyście zieloną trawą, zroszoną jego własną, iskrzącą się w promieniach zachodzącego słońca, krwią. Tym, który pozbawił go życia, byłem ja. Postąpiłem wbrew swoim przyjaciołom i wbrew sobie. Złamałem obietnicę, którą złożyłem dziewczynie odpowiedzialnej za mnie i moje człowieczeństwo. Jednak w tym wszystkim najgorsze było to, że on patrzył na mnie tym wzrokiem. Do końca nie mogłem rozszyfrować, o czym myśli. To właśnie ten wzrok, nie czyny, wywołały u mnie największe wyrzuty sumienia.
    Od śmierci Makishimy minęły zaledwie dwa miesiące. Dla mnie te dni ciągną się w nieskończoność. Uciekłem. Żyję jako uciekinier. Jeśli mnie złapią, zostanę postawiony przed sądem. Skazany na śmierć. To trochę dziwne, ze względu na to, że nie mam nic przeciwko, by dołączyć do niego. Śmierć jest jednak najprostszym rozwiązaniem. Skąd mogę wiedzieć, że to nie kolejna pułapka zastawiona na mnie przez samego Shougo..?
   Z trudem przezwyciężam chęć zaśnięcia na ogromnej, drewnianej platformie i podnoszę się do siadu. Sam nie wiem, gdzie dokładnie się znajduję, ale jest tu dziwnie spokojnie. Teren zabudowany - dawno już opuszczony i zapomniany. Nieopodal mnie leży kask, który uniemożliwia sprawdzenie poziomu mojego psycho pass. Tutaj czuję się w miarę bezpieczny i mogę pozwolić dobie na odetchnięcie świeżym powietrzem. Dach hali, w której przebywam, jest bardzo wysoko nade mną, a ponad to, ma wiele dziur. Bez trudu mogę wypatrzeć jaśniejące na nocnym niebie punkciki - gwiazdy. Kiedy byłem małym, nieskalanym krwią niewinnych, dzieckiem, uwielbiałem wpatrywać się w gwiezdne konstelacje. Mogłem robić tak całymi nocami, gdyby nie moja mama, która dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze wiedziała, kiedy nabrałem chęci na wychylenie się przez okno.
   Teraz nie mam nikogo, kto ciepłym, donośnym głosem mógłby mnie zganić za nocne eskapady, w celu znalezienia nowej kryjówki. Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że każdy, kto choćby trochę zasłużył się na moją miłość, zginął przeze mnie. O Makishimie nie wspominając - w końcu to ja sam pozbawiłem go życia.
   Paręnaście metrów dalej stoi czarny motor. To on służy mi za środek transportu. Teraz odbija się od niego światło księżyca, które pada prosto na mnie i platformę, na której siedzę, starając się wciąż czuwać. Nie jest to proste. Powieki ciążą mi coraz bardziej. Głowa pulsuje tępym bólem, a ciało domaga się dziennej racji kalorii i wody. Nie tym razem. Moje zapasy są ograniczone i kiedy tylko mogę, nie jem. Przez to stale czuję się zmęczony i osłabiony. Tak bardzo chciałbym móc spokojnie zasnąć, najeść się do syta i wypić tyle litrów wody, ile tylko się we mnie zmieści..!
   Ciągła tułaczka zmęczyła mnie. Nie liczę na czyjąkolwiek pomoc. Byłbym jednak wdzięczny, gdybym choć jeden, jedyny raz mógł spełnić powyższe pragnienia...
   Głośny trzask wyrywa mnie z zamyśleń. Podrywam się do góry, jak oparzony i sięgam po kask, który niemal natychmiast ląduje na mojej głowie. Mam w nim ograniczoną widoczność, jednak wystarczy mi ona spokojnie, bym mógł wypatrzeć ewentualne zagrożenie. Problem w tym, że nikogo nie widzę. Nikogo, kto mógłby spowodować taki hałas.
   Ostrożnie zsuwam się z drewnianej platformy, uważając, by moje ubranie nie postrzępiło się o jej ostro zakończone końce.
   Ruszam powolnym krokiem w stronę motoru. Nie słyszę nic, prócz własnych kroków. Staram się wstrzymać oddech, który zaraz wypuszczam ze świstem. Jestem tu sam, bez wątpienia. Skąd więc owy trzask..? Może to tylko wytwór mojej wyobraźni..?
   Nie. To nie to. Czuję czyjś ciepły oddech na karku. Błyskawicznie odwracam się i omal nie padam na zawał. Moje oczy rozszerzają się do granic możliwości, brwi szybują ku górze.
- Ty...Ty żyjesz..?
- Proszę, proszę, cóż za infantylne pytanie na początek.
   Przede mną stoi w całej swej majestateczynej okazałości Shougo Makishima. Jest ciemno, jedynym źródłem światła jest księżyc, ale nie mam co do niego wątpliwości. Bacznie obserwuje mnie, uśmiechając się delikatnie. Jego skóra jest chorobliwie jasna - znacznie jaśniejsza, niż ją zapamiętałem.
- Zaniemówiłeś?
   Nagle przypominam sobie, że przecież on wciąż tu przede mną stoi. Żywy. Piękny. Zdejmuję z głowy kask. Przy nim czuję się dziwnie bezpieczny. Z lekkim wahaniem, stwierdzam :
- Zabiłem cię.
- Zmartwychwstałem.
   W duchu mam ochotę się roześmiać.
- Nie pieprz głupot. Jak to możliwe, że cię widzę? Nie jesteś chyba duchem, czy czymś takim..?
- Może tak, może nie.
   Wzrusza ramionami. Jego włosy zabawnie podskakują w tym momencie.
- Jak udało ci się mnie znaleźć?
   Odpowiada mi cisza. Poszerzający się uśmiech na jego przystojenej twarzy nie stanowi odpowiedzi - bardziej zagadkę. Wzdycham cicho. Nie mam pojęcia, co robić. W końcu, nie codzień rozmawia się z nieboszczykiem.
- Odpowiedz.
- Nie mogę udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko co nas otacza ma swoje drugie dno, czyż nie? Pozwól więc, że i ja zachowam nutkę tajemniczości.
- Zawsze byłeś tajemniczy...Nigdy nie mogę rozgryźć, o czym myślisz.
- Cóż, czytanie w ludzkim umyśle do rzeczy prostych nie należy.
   Kiwam z rozmysłem głową. Ciekaw jestem, czy pamięta, że go pocałowałem.
- Pamiętam.
- He?
- ...Powiedziałem, że czytanie w myślach jest trudne - nie niemożliwe. Poza tym, twoja mina mówi mi wszystko.
   Natychmiast się reflektuję i przybieram maskę obojętności. W chwili, gdy akurat mrugam, Makishima zbliża się do mnie. Otwieram oczy, a on stoi dokładnie przede mną. Dzieli nas może 10 centymetrów.
   Wyciąga w moim kierunku swą trupio-bladą dłoń i gładzi mój policzek. Nachyla się do mnie i szepcze :
- Pamiętam dokładnie. Patrzyłeś na mnie z taką nienawiścią..! To niemal bolało. Zamknąłem oczy i czekałem na śmierć. Wtedy właśnie to poczułem. Twoje ciepłe wargi, składające na moich ten ostatni pocałunek. Zaraz potem straciłem świadomość. Wiesz, jestem ci wdzięczny.
    Swoją drugą dłonią zaczyna gładzić moje plecy, a ja prężę się pod jego dotykiem.
- Ani na chwilę nie straciłem woli walki. Chciałem cię jeszcze raz spotkać i odwdzięczyć za tamten moment. Pozwolisz..?
   Ledwo widocznie kiwam głową na nieme "tak". Jego usta w ułamku sekundy odnajdują moje. Ręką na plecach przyciska mnie jeszcze bardziej do siebie, drugą utrzymuje moją głowę w odpowiedniej pozycji. Nieśmiało go obejmuję. Chcę, żeby wiedział, żeby był świadom. Tak bardzo żałuję...
   Uchylam wargi i daje mu możliwość pogłębienia pocałunku. Ochoczo na to przystaje, jego język już po chwili splata się z moim w miłosnym tańcu. Jego usta nieustannie się poruszają; w międzyczasie próbuję łapczywie zaczerpnąć powietrza.
   Powoli mam dosyć, ale tylko dlatego, że ta chwila ogranicza moje zapasy tlenu. Delikatnie przerwam pocałunek, odpychając go lekko. Nadal jednak pozostajemy w objęciach.
- Shinya...
   Wyraźnie słyszę jego szept. Głos ma lekko zachrypnięty, jednak wciąż cudownie brzmiący.
- ...o czym chciałbyś mi powiedzieć?
   Oh, jest tego tak wiele..! Zgaduję jednak, że goni nas czas. Od początku tak było - jego bezlitosny upływ wciąż nam doskwierał, przypominał o sobie, byśmy byli świadomi wartości każdej z chwil spędzonej w swoim unikatowym towarzystwie. Tak właśnie...od początku nam go brakowało.
   Decyduję się na to, co jest najważniejsze. Jestem pewien, że wie. I dobrze! Chcę, żeby zawsze był tego świadom,
- Shougo...Kocham cię.
   W tym samym momencie czuję rozrywający ból w klatce piersiowej - na plecach. Z każdą chwilą tylko się pogłębia, a ja nie jestem w stanie oddychać. Widzę tylko jego roześmianą twarz, triumfalny uśmiech. Jego oczy błyszczą niespotykanym blaskiem - słusznie byłoby je porównać do gwiazd na niebie.
   Osuwam się na kolana i padam na twarz. Nie mam siły, by poruszyć żadną z kończyn. Ból pali i mam wrażenie, że rozrywa moje ciało na drobne kawałki. Koszula na plecach cała się lepi - jestem pewien, że od krwi.
   Wplata palce w moje włosy. Jego dotyk sprawia, że zaczynam drżeć. Drżę z zimna, drżę z bólu, drżę od szlochu, który mną wstrząsa.
- Ja ciebie też, Shinya. Ja ciebie też.
   Jego ciepły, wzruszony głos jeszcze przez chwilę dźwięczy mi w uszach. Z każdą chwilą coraz mniej wyraźnie.
- Będziemy już razem na zawsze. - mruczy, a ja po raz kolejny czuję ten sam ból, tym razem trochę wyżej, niż wcześniej. Jęczę w agonii.
...mimo to na prawdę nie wiem, czy jest czego żałować. W końcu...jeszcze się spotkamy, prawda..?
end.

3 komentarze:

  1. Hej,
    podobało mi się i to bardzo, czy naprawdę zmartchwstał?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    fantastycznie, podobało mi się, czy naprawdę jednak zmartchwstał?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    tekst wspaniały, ale czy naprawdę zmartchwstał?
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń